Скачать книгу

wieczór, kochani!

      – No nie, znowu ten pajac? – Magda nie kryła oburzenia, kiedy na scenie po raz kolejny pojawił się Kryspin Babisz.

      – Chodźcie chodźcie, kochani, bo program mamy nadal napięty. Zaraz pójdziecie się spokojnie napić, bar otwieramy za dziesięć minut. A tymczasem opowiem wam, co jeszcze mamy w programie na dzisiejszy wieczór.

      – Jeszcze jakiś program? Myślałam, że wreszcie dadzą nam spokój – jęknęła Basia.

      – Nie jesteśmy tu dla przyjemności, tylko po co, żeby realizować plan – dobiegł z tyłu stłumiony głos jednego z kolegów, który bynajmniej nie czekał na otwarcie baru z darmowymi napojami.

      Nie udało mu się jednak rozwinąć tej myśli, gdyż z oddali dobiegł zebranych dźwięk bębnów, a na końcu korytarza prowadzącego do sali konferencyjnej, przystrojonej na wieczór imitacjami palm, zapanowało poruszenie. W kilku miejscach hallu były porozstawiane leżaki i parasole plażowe oraz inne dekoracje imitujące gorące kubańskie plaże. Ustawiono także wielkoformatowe pocztówki z widokami z Hawany z powycinanymi otworami na twarze osób, które chciały się sfotografować na tle ojczyzny Che Guevary. Po chwili oczom zebranych ukazały się kubańskie tancerki w bajecznie kolorowych strojach. Towarzyszyli im ubrani na biało bębniarze, prowadzeni przez dyrygenta z małym bębenkiem pod pachą i gwizdkiem w ustach. Impreza była huczna, jak zresztą wszystkie imprezy integracyjne Top Finance. Tego typu przedsięwzięcia przygotowywane były zawsze z dużym rozmachem. Na występ zapraszano celebrytów, którzy aktualnie byli na topie. Tak było i tym razem. Chociaż, co nie uszło uwadze Basi, widać było narzuconą przez belgijskiego właściciela firmy politykę cięcia kosztów. Może właśnie dlatego zarząd postanowił zaoszczędzić na ośrodku, zostawiając jednak cień dawnego rozmachu wieczornej imprezy.

      Po chwili rozpoczął się pierwszy tego wieczoru pokaz. Tancerki wirowały, cekiny na kolorowych strojach mieniły się w blasku reflektorów, a bębny grały jak szalone. Roztańczony orszak wszedł na środek sali, a pracownicy Top Finance porzucili niedojedzoną golonkę oraz pieczonego łososia i okrążyli przybyłych, klaszcząc w rytm muzyki. Widowisko nie miało sobie równych wśród dotychczasowych atrakcji umilających coroczne spotkania integracyjne.

      – Może pójdziemy teraz do baru, strasznie chce mi się pić – jęknęła Basia.

      – Do baru to się nie dopchasz. Jak zwykle okupują go koledzy z Lubelszczyzny.

      – Ciekawe, że też nasi koledzy z centrali nie okupują dziś baru.

      – Bo nasze chłopaki to lepsze cwaniaki – usłyszały za plecami głos Marka, który pojawił się nie wiadomo skąd. – Chłopaki piją w pokoju to, co przywieźli z domu, a tu przychodzą już zrobieni.

      – Zrobieni? – zdziwiła się jak zwykle trochę naiwna Basia.

      – No, znaczy się, już po spożyciu. Gotowi do tańca. Czy mogę prosić? – Skłonił się elegancko Marek, jednocześnie chwytając za rękę stojącą obok dziewczynę spoza centrali i ciągnąc ją na środek parkietu.

      Magda i Basia postały jeszcze, popatrując na dziewczynę ruszającą się z ogromną gracją i wdziękiem. Po chwili jednak wypatrzyły zwalniający się właśnie stolik koło baru i pośpieszyły zająć jedyne miejsca siedzące w okolicy.

      – Ty widziałaś, jak ona się rusza? – zagadnęła koleżankę Magda.

      – No fakt, potrafi tańczyć – skwitowała Basia, nie bez cienia zazdrości.

      – Tańczyć? No wiesz! – syknęła Magda. – Przecież ona się wije jak kotka w rui. Popatrz tylko, jak faceci się ślinią na jej widok.

      – Chyba jednak trochę przesadzasz.

      – Ja przesadzam? – prychnęła znowu koleżanka, wychylając kolejny kieliszek tequili. – Tylko spójrz, seks aż w niej kipi. Widziałaś ten dekolt? A ta mini? To jest impreza służbowa! A poza tym, Marek i tak na nią nie patrzy – dodała Magda nie bez cienia satysfakcji. – Nie patrzy, bo robi maślane oczy do Moniki.

      – Naprawdę? Nie zauważyłam – zdziwiła się Basia.

      – Ty to nigdy niczego nie zauważasz, a ja swoje wiem! – skwitowała Magda i oddaliła się dostojnie w kierunku damskiej toalety. Szła prosto na niebotycznie wysokich obcasach swoich nowych, krwistoczerwonych szpilek. W pewnym momencie zachwiała się lekko i omal nie przewróciła, jednak udało jej się utrzymać równowagę i dobrnąć do łazienki.

      Pozostawiona sama sobie Basia rozglądała się ciekawie dookoła. Zawsze lubiła obserwować ludzi. Powoli lustrowała pomieszczenie. Za barem, przy którym o dziwo siedziało jednak kilku kolegów z warszawskiej centrali firmy, zauważyła mniejszy salonik z głębokimi fotelami klubowymi, okupowany przez cały wieczór przez prezesa i kilku pracowników cieszących się jego względami. Był wśród nich Marek, który szybko zakończył brylowanie na parkiecie, Stefan Gałązka oraz Wojciech Wesel, zajmujący najwyższe po prezesie stanowisko w Top Finance – dyrektora zarządzającego. Jak zauważyła, pozostali goście dopraszani byli na drinka, jednak nie zasiadywali się dłużej. To nie była pierwsza tego typu impreza Basi. Zwróciło jednak jej uwagę, że prezes podczas wszystkich spotkań integracyjnych nie bawił się w tłumie, nie tańczył i nie stał przy barze. Wiktor Kamienny był najważniejszą osobą w Top Finance i tak właśnie chciał być traktowany. Zawsze. Dla niego i wybranych przez niego gości otwarty był osobny rachunek w barze na mocniejsze i lepsze gatunkowo trunki. W saloniku VIP na stole stało też otwarte pudełko kubańskich cygar. Dziwnym trafem wyglądało tak samo jak nagroda w konkursie sprzedażowym, której nie odebrał zwycięski pracownik, Jacek Ptakowski – z niewiadomych przyczyn nieobecny na dzisiejszej integracji. Co roku podczas wiosennego spotkania integracyjnego ogłaszano wyniki grudniowego konkursu na Pracownika Roku. Pracownikiem Roku 2013 został Jacek. Trudno powiedzieć, dlaczego, gdyż była to postać nieco kontrowersyjna. Basia go nie lubiła. Miał ciężki charakter, był skory do kiepskiej jakości żartów i złośliwości. Jednak swoją pracę wykonywał sumiennie i to zapewne poskutkowało nagrodą.

      Impreza rozkręcała się szybko w miarę upływu czasu i wprost proporcjonalnie do ilości spożytego alkoholu. Część pracowników szalała na parkiecie, część nie odstępowała baru, a pojedyncze osoby, względnie pary, wymykały się w kierunku pokoi hotelowych.

      Kolejnym punktem programu, który zmobilizował do udania się w okolice sceny nawet prezesa ze świtą, była licytacja na cele charytatywne. Oczywiście organizatorzy poczekali z licytacją do momentu, aż całe towarzystwo skonsumuje stosowną ilość darmowych drinków, by być dostatecznie hojnymi.

      – Witajcie, kochani! To już niestety nasze ostatnie spotkanie w dniu dzisiejszym. Zapraszam was na licytację na cele charytatywne. Dziś wesprzecie Dom Dziecka nr 4 w Siemiatyczach. Brawo!

      Ponieważ na sali rozległy się dość niemrawe oklaski – większość pracowników nie słuchała, zajęta integracją – konferansjer dopingował:

      – Tak, brawo, brawo! To bardzo szlachetne z waszej strony, wspierać takie akcje! Dziękuję wam w imieniu dzieci z Domu Dziecka nr 4 w Siemiatyczach. Dziękujemy prezesowi Kamiennemu za ten wspaniały pomysł!

      Siedząca przy swoim stoliku Basia zauważyła, jak prezes lekko skinął głową, przyjmując gratulacje, na które nie zasługiwał. Ona wiedziała, że pomysł na akcję charytatywną i wsparcie domu dziecka podsunął Kamiennemu Stefan, którego żona pochodziła z Siemiatycz. W zasadzie to właśnie jego żona Magdalena była autorką tego pomysłu. Basia była świadkiem niejednej rozmowy telefonicznej Stefana z małżonką. Słyszała także i tę rozmowę, kiedy Gałązkowa tłumaczyła mężowi, że musi się przecież dobrze prezentować w rodzinnych Siemiatyczach, że jej mąż jest ważnym dyrektorem w dużej

Скачать книгу