Скачать книгу

Jedenaście znaków, w tym jakieś litery. Pod względem ilości znaków to rzeczywiście numer komórki z prefiksem, ale te litery? Może rzeczywiście się pomylił?

      – Obawiam się, że już się nie dowiemy. – Paulina odłożyła komórkę na blat. – Chyba że do mnie zadzwoni. Zrobiłeś ten research medyczny dla mnie?

      Piotr wzniósł oczy do nieba i westchnął.

      – To się tym zajmij. To ma iść w środę. Pojutrze.

      – Zajmę się, zajmę. – Chłopak jęknął i spojrzał z tęsknotą w kierunku sąsiedniego biurka, przy którym dwaj koledzy zaśmiewali się właśnie z jakiegoś mema.

      Westchnął i miał się pochylić nad monitorem, gdy zobaczył Pawła, który machał do niego dłonią, wskazując Paulinę.

      – Paweł cię woła – mruknął.

      Paulina głośno wciągnęła powietrze i nie patrząc w kierunku oszklonego aneksu szefa, wstała.

      – A już myślałam, że sobie darował.

      Po chwili siedziała w fotelu obitym imitacją skóry i patrzyła podejrzliwie na swojego naczelnego. Na jego biurku leżała sterta wydruków i kilka zdjęć. Na wierzchu znajdowała się fotografia manifestacji pod pomnikiem Colleoniego11, a pod nią widać było jeszcze kilka innych.

      Paweł czytał właśnie jakiś konspekt. Gdy dobrnął do końca, odłożył go na blat i podniósł wzrok na Paulinę.

      – Mam dwie sprawy. Jedna cię bardziej zainteresuje, druga mniej. Pierwsza z prokuratury. Na razie całkiem nieoficjalna. Odwołują Krygiera…

      Paulina spojrzała na Pawła z niedowierzaniem.

      Prokurator Grzegorz Krygier prowadził dochodzenie dotyczące zamordowanych kobiet, których zwłoki wczesną wiosną wyłowiono z Odry. Poznała go w kwietniu, gdy zeznawała w sprawie faktów ze swojego artykułu i swojego udziału w tamtych wydarzeniach. Jeszcze do tej pory robiło jej się zimno na samo wspomnienie sprawy.

      – Dlaczego?

      – Nie wiadomo. Ktoś z góry, i to z wysoka, zadecydował. Odsuwają go od śledztwa. Potwierdzą to dopiero w piątek, ale w piątek już będziemy mogli o tym napisać. Może nikt nas nie ubiegnie.

      – A śledztwo?

      – Nie wiem. – Paweł westchnął. – Albo ktoś je przejmie, albo umorzą. W końcu podejrzanego mają od początku. Napiszesz o tym na piątek, jak tylko znajomi z prokuratury potwierdzą. A teraz…

      Paulina pokręciła głową ze złością.

      – To jakiś szwindel…

      – Wrócimy do tego, jak będzie wiadomo coś więcej…

      – Odsuwają go, bo za dużo wie.

      – Paulina!

      – Co Paulina!?

      – Druga sprawa. Skup się.

      Paulina niechętnie oderwała się od wspomnień sprzed dwóch miesięcy i spojrzała na szefa z niesmakiem. Domyślała się, że teraz będzie o jakiejś zapchajdziurze, którą pewnie dostanie za karę w związku z artykułem o mafii.

      – Masz chyba akurat niewiele roboty? Piszesz teraz…

      – Na środę artykuł o uczuleniach, naprawdę nie mam pojęcia, czemu akurat mnie go wepchnąłeś. Nic na ten temat nie wiem, musiałam robić niepotrzebny research. Aneta napisałaby to szybciej.

      – Aneta jest zajęta, a artykuł jest sponsorowany. Nie marudź. Jako że, jak rozumiem, sensacyjny temat mafijnych kradzieży dzieł sztuki chyba przepadł…

      Paweł przerwał i spojrzał na Paulinę z lekką ironią.

      Uśmiechnęła się cierpko.

      – Raczej tak.

      – No właśnie. – Naczelny położył ręce na swoim biurku i od niechcenia przerzucił kilka papierów. – Wiem, że tego nie lubisz, ale skoro i tak nie masz zbyt wiele roboty, a nikt tego lepiej niż ty nie zrobi, to mamy niestety taki tekst do napisania…

      – Jezu… Paweł… – jęknęła Paulina. – Nie mów tylko, że chcesz mi wrzepić kolejny tekst sponsorowany?

      – Musimy to robić. Dobrze płacą.

      – Piotr niech to napisze.

      – Piotr się na tym nie zna. Poza tym materiały są po niemiecku. To ma być o nowej technologii chemicznego usuwania osadów z kostki brukowej.

      – Boże…

      – No co, Boże? Płacą za to. Na pensje będzie. Gdzie ja to położyłem…

      Paweł przerzucił stertę papierów na bok i zaczął grzebać w jakichś folderach, które leżały pod spodem.

      – Tu jest! – powiedział w końcu z triumfem i wyciągnął w kierunku Pauliny plik kolorowych materiałów reklamowych.

      Ale Paulina nawet ich nie zauważyła. Siedziała nieruchomo ze wzrokiem wbitym w blat biurka Pawła.

      – Co to jest? – spytała w końcu.

      – Co gdzie jest? – Paweł rozejrzał się po swoim biurku, usiłując nadążyć za jej wzrokiem.

      – To zdjęcie. – Paulina wskazała brodą jedną z fotografii, która wysunęła się akurat spod sterty pozostałych.

      – Ta fotka? – Paweł się skrzywił. – Jakieś morderstwo. Baśka o tym pisze do wiadomości na jutro. Pijackie porachunki czy coś tam. Zarżnęli faceta nożem.

      Paulina sięgnęła po zdjęcie i przez chwilę patrzyła na nie bez słowa.

      – Właśnie się zastanawiam, czy możemy to puścić – westchnął niezadowolony Paweł. – Znowu będzie, że epatujemy przemocą i makabrą.

      Na fotografii widać było zakrwawionego mężczyznę leżącego na podłodze. Miał nieruchomy wzrok wbity w przestrzeń.

      Minęła dłuższa chwila, zanim Paulina oderwała w końcu oczy od fotografii i spojrzała na Pawła.

      – To jest przecież ten facet, z którym spotkałam się w klubie.

      Rozdział 6

      Morze Bałtyckie, 25 mil morskich na północ od Rugii,

      pozycja 5453.2 N; 01340.2 E

      8 czerwca, godz. 23.10

      Morze nie było spokojne. Sine, chmurne i najwyraźniej coraz bardziej wściekłe. Fale miały wysokość prawie czterech metrów, wspinały się w górę i stawały dęba ze zmierzwionymi, pokrytymi białą pianą grzbietami. Szum napierających mas wody wypełniał powietrze i nawet we wnętrzu szczelnie zamkniętego mostka słychać było huk, a na ciągnących się długą wstęgą panoramicznych oknach rozbryzgiwały się smugi piany.

      Za oknami sterówki ciągnął się długi pokład transportowca, wychylający się na boki na prawie dwadzieścia stopni i zalewany co jakiś czas przez przetaczające się wściekle przez jego burty kurtyny morskiej wody.

      Charlotta, otwartopokładowy transportowiec, ze wzmocnionym kadłubem o klasie lodowej, wyposażony w trzy odkryte ładownie i jedną zamkniętą, dostosowaną do przewożenia ładunków specjalnych, od kilku lat pod duńską banderą przemierzał trasę pomiędzy Sankt Petersburgiem, Gdynią a Rotterdamem. Duńsko-azjatycko-ukraińska załoga liczyła szesnaście osób, z czego połowę stanowili niedoświadczeni, słabo przeszkoleni marynarze, których armator wyłowił w bazach agencji morskich.

      Na

Скачать книгу


<p>11</p>

Posąg konny weneckiego kondotiera Bartolomeo Colleoniego, który 21 sierpnia 2002 r. wrócił z zesłania w Warszawie, gdzie stał na dziedzińcu Akademii Sztuk Pięknych. Został ustawiony na placu Lotników w Szczecinie. Posąg jest kopią renesansowego pomnika z Wenecji (dłuta Andrei del Verrocchio). Przed wojną stał na środku ogromnej sali kopułowej Muzeum Narodowego w Szczecinie (obecnie Teatr Współczesny).