Скачать книгу

pracy w szkole padła ze strony wójta, a Anna, trochę tęskniąca za pracą pedagogiczną, w końcu ją przyjęła. I tak pani profesor matematyki ze szczecińskiego liceum wylądowała w wiejskiej szkole. Szybko się okazało, że fizyki uczyć też nie miał kto. A skoro fizyka to prawie to samo co matematyka, jak ocenił wójt, to równie dobrze Anna mogła zająć się i nią.

      Wypiła kolejny łyk mięty i odstawiła filiżankę. Mąż cały czas zajęty konsumpcją pstrąga co jakiś czas rzucał tylko komentarze typu: „ależ smaczna ta ryba”, „nie chcesz spróbować?”. Kwitowała je ruchem głowy, odpowiednio to potakująco, to odmownie. Nie była zresztą pewna, czy raz lub dwa się nie pomyliła, ale Edward, skupiony na jedzeniu, i tak tego nie zauważył.

      Drzwi do sali ponownie się otworzyły i weszła młoda kobieta o płomiennie rudych włosach. Anna spojrzała na zegarek. Do północy zostało już niewiele czasu i była ciekawa, czy od tajemniczej piękności przyjmą jeszcze zamówienie.

      Dziewczyna podeszła do bufetu na środku sali i sięgnęła po talerzyk. Wzięła sobie sałatkę i owoce i rozejrzała się wokół siebie. Tak się jakoś złożyło, że wszystkie stoliki były już zajęte, przy niektórych tylko zostały wolne miejsca.

      Kobieta napotkała wzrok Anny i po chwili wahania ruszyła w ich kierunku.

      – Dobry wieczór, czy mogę się przysiąść?

      – Oczywiście. – Anna się uśmiechnęła. – Dobry wieczór. Proszę bardzo.

      – Przepraszam, że przeszkadzam, ale nie ma już wolnych miejsc. Wszyscy zajmują po pół stolika.

      – Absolutnie pani nie przeszkadza. Zresztą mąż kończy już jeść…

      – Właściwie to już skończyłem. – Edward uśmiechnął się z zakłopotaniem do dziewczyny i sięgnął po serwetkę. – Chyba już nie zdąży pani nic zamówić.

      – W zupełności wystarczy mi sałatka. – Aleks włożyła widelec w kolorową mieszankę listków i kiełków.

      – Ale mąż będzie chyba niepocieszony – dokończył Edward i spojrzał zdziwiony na żonę, która skarciła go wzrokiem. – To znaczy, przepraszam…

      – Kochanie, nie każdy musi mieć męża. – Anna westchnęła, spoglądając pół dobrotliwie, pół karcąco na Edwarda. – Ty na przykład też nie masz.

      – No co ja takiego powiedziałem? Przecież nikogo nie chciałem urazić.

      – Jestem tutaj sama – roześmiała się Aleks. – To podróż w interesach, powiedzmy.

      – Pani szef jest wyjątkowo bezwzględny, skoro wysyła taką młodą dziewczynę samą przez morze.

      Anna chciała zapytać Edwarda, skąd pewność, że dziewczyna ma szefa. Może sama jest prezeską wielkiej firmy? Ale po chwili namysłu zrezygnowała.

      – To akurat wyjątkowo trafna ocena – powiedziała Aleks.

      Na szczęście nie była urażona.

      Od oddalonego o kilkanaście metrów stolika pod oknami na dziobie rozległ się głos dziecka. Chłopiec najpierw głośno zaczął się spierać z matką, która usiłowała go uspokoić, a zaraz potem się rozpłakał. Siedzący naprzeciw niego mężczyzna się podniósł.

      – Boże, jak to dobrze, że Igor i Natasza są dorośli – mruknął Edward. – Zwłaszcza Igor.

      – Głupoty opowiadasz – żachnęła się Anna i uśmiechnęła do Aleksandry. – Jak nasze dzieci były małe, to właśnie on je rozpieszczał. Zwłaszcza syna.

      Mężczyzna tymczasem obszedł stół i usiadł obok chłopca.

      – Może uspokoi małego łobuza. – Edward, widząc zmierzającego ku nim kelnera, sięgnął do kieszeni.

      Mężczyzna pogłaskał chłopca i objął go ramieniem, coś do niego cicho mówiąc.

      Aleksandra podniosła wzrok znad sałatki i spojrzała w kierunku stolika na dziobie.

      – Serce ma swoje racje… – powiedziała cicho, wpatrując się w młode małżeństwo usiłujące poskromić chłopca.

      – …których rozum nie zna – dokończyła Anna, kiwając głową. – Właśnie! Ty to byś chciał od razu karcić! – Spojrzała z wyrzutem na męża.

      – Zna pani ten cytat? – Aleks popatrzyła ze zdziwieniem na Annę.

      – Oczywiście, jestem…

      Głośny łoskot spadającego ze stołu i roztrzaskującego się na posadzce talerza oderwał całą trójkę od rozmowy.

      Mężczyzna przy stoliku na dziobie zerwał się z krzesła i rzucił coś do żony. Złapał za rękę protestującego głośno chłopca i pociągnął go w kierunku wyjścia. Kobieta podniosła wzrok i szukając kelnera, nerwowo rozejrzała się po sali. Na krótką chwilę jej wzrok zatrzymał się na Aleks, po czym przeniósł na stojącego obok kelnera.

      Ale od strony baru szła już w jej kierunku wyposażona w wiadro i mop kobieta z obsługi.

      – Ot i masz swoją pobłażliwość – mruknął Edward, chowając portfel do kieszeni marynarki.

      – Idziemy! – Anna podniosła się energicznie. – Już wystarczająco zanudziłeś panią.

      – Skądże znowu. Było mi miło państwa poznać – powiedziała Aleksandra z uśmiechem.

      Pożegnali się, przy czym Anna była jednak zdania, że mąż mógłby sobie darować całowanie dziewczyny w rękę. Kto tak dzisiaj robi? Gotowa uznać go za natręta albo zboczeńca.

      Po chwili szli już w kierunku wyjścia.

      Anna wciąż nie traciła nadziei, że pogoda poprawi się na tyle, żeby można było wyjść na pokład zewnętrzny i posiedzieć na leżaku. Chyba nawet przestało padać.

      – No, popatrz! – Edward parsknął ironicznie. – A jednak.

      – Co takiego? – Anna podążyła za wzrokiem męża.

      Przy jednym z mniejszych stolików, niedaleko drzwi, siedziała znana im już para.

      Chłopak z minivana – Anna pamiętała, że miał na imię Łukasz – i jego dziewczyna.

      Blondynka w obcisłych dżinsach i białej bluzeczce na ramiączkach najwyraźniej była już gotowa na dyskotekę, która po dwunastej miała się zacząć w sali obok. Pochylona nad szklanką wody mineralnej, mówiła coś do partnera, pałaszującego kawał mięsa.

      Kilka metrów dalej była oszklona przegroda, za którą mieściła się restauracja Steak House. Anna podziękowała w duchu opatrzności, że mąż najwyraźniej o tej restauracji zapomniał. Uwielbiał steki, ale potem narzekałby pół nocy, że nie może zasnąć.

*

      Ewa patrzyła z niepokojem na Łukasza. Może rzeczywiście niepotrzebnie mu wypominała tę scenę w ładowni. Faktycznie, prowadził od samego Poznania. Chłopcy w tym czasie wypili już ze trzy piwa. Kamila bez przerwy się śmiała i chyba też wypiła piwo. A on biedny cały czas siedział za kierownicą. W dodatku w upale. No i trzy razy po drodze utknęli w korkach. Miał prawo być zmęczony i wkurzony.

      Dziabnęła widelcem swoją sałatkę i dyskretnie rozejrzała się po sali. Nie sądziła, że aż tyle osób zdecyduje się jeszcze o tej porze na jedzenie. Dochodziła przecież północ. Ale może nabierali sił przed imprezą.

      Spojrzała dyskretnie na Łukasza.

      Broniła się przed tym, ale zaczynała się do niego przywiązywać. Cóż za uroczy

Скачать книгу