Скачать книгу

o chłodną płaszczyznę drzwi. Zamknęła oczy. Na tym wąskim korytarzu i teraz w tej mikroskopijnej, pozbawionej okien kabinie paradoksalnie uświadomiła sobie dopiero wielkość promu. Zabierał na pokład tysiąc pasażerów, z czego w kabinach sześciuset. Reszta musiała zagospodarować sobie czas w sklepach i kawiarniach. No ale co za problem, to było w końcu tylko siedem godzin. Robiła już zakupy, które trwały dłużej.

      Jej rozmyślania na temat wielkości promu nie oznaczały oczywiście jakiegoś nagłego zainteresowania parametrami jednostek pływających. Dotarło do niej tylko, że jej przyjaciółka mogła mieć sporo racji. Spontaniczne działania, owszem, często przynoszą profity, ale chyba rzeczywiście tym razem wszystkiego nie przemyślała. Mogła przecież w ogóle nawet go nie spotkać. Co jeśli on zaszyje się w swojej kabinie albo w ogóle nie pokaże się w miejscach ogólnodostępnych?

      Pokręciła głową ze zniecierpliwieniem.

      Poradzi sobie! Jak zwykle. Dopadnie go, choćby miała nawet włamać się do jego kajuty!

*

      Łukasz wsunął kartę magnetyczną w czytnik na drzwiach kabiny i odwrócił się do przyjaciół. Zrobił błazeńską minę.

      – Otwieraj te drzwi, Łukasz – odezwała się zniecierpliwiona Kamila. – Jestem zmęczona. Chcę wejść pod prysznic.

      – Nudziara. – Łukasz spojrzał na kuzynkę z dezaprobatą.

      Mikroskopijna kabina składała się z bezokiennego przedziału, w którym po dwóch stronach znajdowały się piętrowe łóżka. Z korytarzyka przy wejściu można było wejść do łazienki, tylko trochę większej od szafy na ubrania.

      – Kurczę… – Patryk rozejrzał się dookoła. – Chyba mam pierwsze objawy klaustrofobii.

      – Do przekimania wystarczy – stwierdził Bartek i rzucił plecak na podłogę obok jednego z łóżek.

      – Myślałam, że będzie trochę więcej miejsca między tymi kojami. – Ewa usiadła naprzeciwko. – Na fotkach to wyglądało trochę lepiej. Nie zmieścimy się tutaj wszyscy.

      – Spoko – mruknął Dawid.

      Przeczesał ręką czarne włosy i kiwnął głową w kierunku drzwi.

      – Ja się mogę przespać w fotelu na górnym pokładzie. Tam są takie lotnicze.

      – Ale ta scena na dole była zbyteczna. – Ewa spojrzała z wyrzutem na Łukasza.

      – Dokładnie! – Kamila zdjęła sandały. – Zachowałeś się jak prostak, ośle.

      – Sąd najwyższy wszczął obrady – parsknął Łukasz.

      – Babka była pewnie zmęczona, zdezorientowana, a ty się na nią jeszcze wydarłeś.

      – Ja też jestem zmęczony. Prowadzę od Poznania. Nikomu z was się nie chciało, bo każdy wolał chlać piwo.

      – Biedaczek – zakpiła Kamila. Zdjęła bluzkę i została w samym staniku. – Ja się idę pierwsza kąpać.

      – Z Ystad dalej ty będziesz prowadziła, a ja się będę raczył zimnym browarem.

      – Ojej, Łukasz… – Ewa uśmiechnęła się pojednawczo. – Mówię tylko, że niepotrzebnie wsiadłeś na tę biedną babkę.

      – Dobra! – Łukasz ze złością rzucił plecak w kąt i odwrócił się do drzwi. – Idę połazić! Mam nadzieję, że wam przejdzie, jak wrócę!

      – Łukasz!

      Drzwi od kabiny trzasnęły.

      – Zostaw go. – Kamila wyjęła ze swojej torby kosmetyczkę i złapała za klamkę drzwi do łazienki. – Minie mu. Agresja zawsze mu wali w dekiel.

      – Testosteron, nie agresja – odezwał się Patryk.

      Uśmiechnął się do Ewy.

      Rozpostarł ramiona i opadł tyłem na łóżko.

*

      Anna z powątpiewaniem rozejrzała się po wnętrzu kabiny.

      – Nie sądzisz, że to niepotrzebne wyrzucanie pieniędzy? Po co nam ta salonka? Zupełnie wystarczyłaby zwykła dwuosobowa kajuta.

      – To przedłożysz te postulaty Nataszy, jak dotrzemy już do Kristianstad. To ona kupiła nam bilety.

      – Nie omieszkam. Spędzimy tu raptem kilka godzin i nawet nie wiem, czy zdołam zasnąć. A tu sofa, lodówka, telewizor. Kto będzie oglądał telewizję?

      – No jak nie zdołasz zasnąć, to będziemy musieli się ratować telewizją.

      Anna odwróciła się do chichoczącego Edwarda i spojrzała na niego z ubolewaniem.

      – Od tego to ja mam książkę. Idź się lepiej odśwież, a ja tu jakoś ogarnę.

      Edward rzucił dwie torby na obitą granatowym pluszem kanapę i przeciągnął się.

      – Co ty tu masz zamiar ogarniać? Jest porządek.

      – Nasze rzeczy ułożę, żeby jutro nie szukać.

      – Daj spokój. W domu będziesz sobie ogarniać. Rzućmy wszystko w kąt i chodźmy na kolację przy świecach, a potem na najwyższy pokład na leżaki. O! To mi się podoba!

      Na stojącej naprzeciwko sofy szafce, obok telewizora, leżała taca, na której mieniły się czystym szkłem dwa kieliszki i rubinowym blaskiem butelka czerwonego wina.

      Edward uśmiechnął się szeroko.

      Podszedł do komódki i sięgnął po butelkę.

      – Kochanie! Należy nam się po lampce po tym żałosnym incydencie w ładowni. Co za typ… – Pokręcił głową na wspomnienie spotkania z pasażerami opla vivaro.

      Anna, która właśnie wyjmowała ze swojej torby kosmetyczkę, podniosła wzrok na męża.

      – A wiesz, że chętnie się napiję. Rzeczywiście dobrze mi to zrobi.

      Edward nalał wino do kieliszków i podał jeden żonie.

      – Na szczęście prom jest tak wielki, że mamy dużą szansę więcej się na tego buca nie natknąć. Co daj Boże!

      – Kochanie, ani ty, ani on nie wierzycie w Boga.

      – Skąd ty możesz wiedzieć, w co on wierzy?

      – Nie zauważyłeś, co miał napisane na koszulce?

      Edward spojrzał na żonę zaskoczony.

      Anna wypiła wino do końca i podała mu kieliszek.

      – Dzięki Bogu jestem ateistą.

*

      Nord pchnął stalowe drzwi, schyliwszy głowę, wytrenowanym przez lata susem przeskoczył przez wysoki próg i wszedł do ładowni na najniższym poziomie. Przedzieranie się przez niskie drzwi, wyposażone w przerażające każdego fundamentalistę BHP progi, było dla marynarza czymś oczywistym i nierozerwalnie wiązało się z tym zawodem. Rodziny marynarzy śmiały się często, że każdy wilk morski na lądzie także robi ogromne kroki, przekraczając próg łazienki, i stoi na rozstawionych szeroko nogach, gdy za oknem w kuchni zaczyna wiać wiatr. Ale tutaj było spokojnie. Praca na promach wyposażonych w systemy stabilizacyjne, które nawet przy największych sztormach ograniczały przechyły do raptem czterech stopni, nijak się miała do pracy na rybackich trawlerach, które miotały się na falach, przechylając się nawet do trzydziestu stopni.

      Coś za coś. Za to na promach trzeba było się użerać z pasażerami i zmagać z kosmicznie skomplikowaną technologią związaną nie tylko z mechanizmami statku, ale także z oczyszczalniami ścieków, agregatami prądotwórczymi

Скачать книгу