Скачать книгу

wspominam bardzo dobrze. Panowie od początku darzyli mnie zaufaniem. W sumie nie wiem nawet czemu, bo kiedy zaczynaliśmy współpracę – było to przed oficjalnym debiutem HIFI Bandy – miałem na swoim koncie raptem kilka produkcji. W kwestiach muzycznych dogadywaliśmy się zawsze bez słów. Na wspólnych sesjach nagraniowych czy w trakcie grania koncertów gadaliśmy o życiu, prawie nigdy o muzyce. Muzyka robiła się sama.

      Z dzisiejszej perspektywy uważam, że album „Dziś w moim mieście” wyprzedził swoje czasy. Wtedy w Polsce mainstreamem były trueschoolowe nawijki i bity. Muzycznie w tę stronę, co płyta Pezeta z Małolatem, rapowe albumy poszły dopiero dobrych pięć lat później. Wówczas część słuchaczy odebrała to brzmienie jako plastikowe, a teksty o zepsutych ludziach w miastach, w których każdy pragnie natychmiastowej gratyfikacji, dragów, pieniędzy i seksu – wtórne i nudne. Dziś tego typu treści są na porządku dziennym i cool, a wielu recenzentów zmieniło swój gust. Koniec końców płyta pokryła się Złotem. Było mnóstwo fajnych koncertów. Wiem, że dla wielu było to coś nowego i inspirującego. Potem miałem zresztą zapytania o tego rodzaju produkcje od Solara i Białasa czy Bezczela, ale najzwyczajniej w świecie byłem już zbyt zaangażowany w „Niedopowiedzenia”, żeby się tego podjąć.

      Wydane w 2012 roku „Niedopowiedzenia” były twoim pierwszym albumem producenckim. Zarówno na tym projekcie, jak i na kolejnym, czyli na „Nokturnach & Demonach”, wychodziłeś daleko poza hip-hop, zestawiając rapowane i śpiewane utwory z tymi w pełni instrumentalnymi.

      Obie płyty powstały z miłości do samych bitów, do produkcji. Z obsesji na punkcie detalu. My – producenci, kompozytorzy – łączymy się z ludźmi nie za pomocą słów czy sloganów. Nie słucha się nas ze względu na poglądy, tematykę czy podejście do życia. Producent tworzy ze słuchaczami zupełnie inną więź niż tekściarz, wokalista, raper. Zawsze wydawało mi się niesamowite, że – słuchając DJ-a Shadowa, The Prodigy czy soundtracku z serialu „Gomorrah” – odczuwam takie emocje i że podobne emocje odczuwają inni, bez względu na wiek, płeć czy szerokość geograficzną. Muzyka dopada człowieka metafizycznie, na płaszczyźnie abstrakcji. Z dźwiękiem nie można się utożsamić; można go tylko czuć. Moim marzeniem było stworzyć choć jeden taki album. W czasie, kiedy pracowałem nad „Niedopowiedzeniami”, z HIFI Bandą nie działo się już zbyt wiele i było mi to w pewnym sensie na rękę. Miałem wsparcie dobrego labelu i mogłem tworzyć w zasadzie bezkompromisowo. Skorzystałem. Możliwe, że jak książka się ukaże, „Niedopowiedzenia” będą już platynowe. Nie wiem, czy ktoś w tej części Europy dokonał czegoś takiego z formatem półinstrumentalnym. Ten sukces doceniam dziś dużo bardziej niż kiedyś.

      „Nokturny & Demony” były naturalną kontynuacją „Niedopowiedzeń”, z tym że jeszcze bardziej chciałem zaskoczyć słuchacza. Stąd „Nadzieja” z Izą Kowalewską, współpraca z Markiem Pędziwiatrem, „Latami” z Sokołem w wersji takiej, w jakiej słyszymy go dziś… Szok, który wywołał ten materiał u słuchaczy czekających na rapową składankę czy trzeci album HIFI, był zbyt duży, by powtórzyć komercyjny sukces debiutu, ale mimo to ta płyta była dopełnieniem moich marzeń i otworzyła mi wiele drzwi. Co ciekawe, gdy w 2017 roku „Nokturny…” pokryły się Złotem, spontanicznie wypuściłem instrumental „C:/”. W chwili, gdy rozmawiamy, bez żadnej promocji i bez obecności na popularnych playlistach, na samym Spotify wykręcił on już ponad sto siedemdziesiąt pięć tysięcy streamów. Dlaczego? Moim zdaniem dlatego, że tego typu muzyka wykracza poza powszechnie przyjęte granice odbioru. Sięga ponad geografię, ponad słowo. W dodatku dziś, dzięki rozpowszechniającemu się rynkowi cyfrowemu, łatwiej i efektywniej można takie rzeczy promować. Ciekaw więc jestem, jak materiał z „Niedopowiedzeń” czy „Nokturnów…” będzie funkcjonował za kilka lat. Żeby taka muzyka rozwinęła skrzydła, potrzebny jest jednak dodatkowy wysiłek ze strony ludzi stojących za promocją cyfrową.

      Idąc dalej – od jakiegoś czasu pełnisz funkcję A&R w Universal Music Polska. Podejrzewam, że współpracę z tą wytwórnią zacząłeś w 2015 roku, przy okazji produkowania albumu „Nocna zmiana” Izy Kowalewskiej.

      Zgadza się. Dość szybko pojawiły się rozmowy o poszerzeniu współpracy na kolejne pola, jednak ze względu na kilka nieprzewidzianych wydarzeń temat na pewien czas umarł. W międzyczasie przy jakiejś okazji rozmawiałem z Anią Pyzińską z A&R-u Universal Music Polska i napomknąłem jej, że kiedyś chciałbym się podjąć takiego wyzwania; że to dla mnie naturalna ścieżka rozwoju. Później działaliśmy wspólnie przy kilku innych projektach, miksowałem i produkowałem różne nagrania dla Universalu, aż w końcu wróciliśmy do kwestii mojej pracy na pełen etat w charakterze A&R-a. Przez wakacje 2018 roku ustaliliśmy ramy współpracy i od września jestem w firmie na stałe. Zaczynam pracę w biurze jak każdy inny pracownik o dziewiątej rano, przy czym już na wstępie dogadaliśmy się, że nie porzucę produkcji muzycznej. Universal nie chciał, żebym był wyłącznie nadzorującym A&R-em, ale żebym także w miarę możliwości siadał do pracy producenckiej w studiu z wykonawcami, tak więc spełniam się również twórczo. Czyli zjadam ciastko i mam ciastko.

      Swoją drogą, spotkanie w sprawie podjęcia etatu A&R-a w Universalu było moją pierwszą rozmową o pracę w życiu (śmiech).

      Na spotkaniu „Od zajawki do pełnoprawnej gałęzi przedsiębiorczości”, które zorganizowaliśmy po premierze pierwszej części książki w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Steez powiedział, że na naszym rynku bardzo odczuwalny jest brak rzetelnych A&R-ów.

      Zgadzam się z nim. Na pewno jest ich za mało w hip-hopie; o tym samym rozmawiałem jakiś czas temu z Solarem. Ale tak po prostu rozwijał się ten gatunek w Polsce. Mentalność Zosi Samosi jest zresztą bardzo żywa wśród artystów hiphopowych, którzy długo opierali się jakiejkolwiek opiece artystycznej.

      Z przywołanym przez ciebie Steezem mam podobne doświadczenia, bo obaj produkujemy muzykę i wywodzimy się ze środowiska hiphopowego, czyli podwórkowego inkubatora przedsiębiorczości. Potrafimy sami sobie być sterem, żaglem i okrętem. Tak się kiedyś działało. Nie mogło się za bardzo liczyć na dobrego doradcę, menedżera czy A&R-a w roku 2008. Jeśli miało się pomysł na PRO8L3M czy Czarnego HIFI, to musiało się samemu z tym bujać. Ja samodzielnie wytyczałem dla siebie drogę, w którą ludzie z Prosto uwierzyli, dali siłę przebicia i narzędzia, ale bez fałszywej skromności powiem, że takie samorodne talenty raczej rzadko się spotyka. Tak czy inaczej, w polskim hip-hopie przyjęło się, że to twórcy decydują o wszystkich wyborach artystycznych. Uważam jednak, że większość z nich powinna oddać to zadanie w czyjeś ręce. Zawsze przyda się ktoś zaufany, kto nie jest klakierem, umie zmotywować do ciężkiej pracy, pomoże podjąć trudne decyzje i zadba o to, by one były konsekwentnie zrealizowane. Ktoś, kto potrafi powiedzieć: „Fajne te zwrotki nagrałeś, ale wiesz, że nie umiesz pisać refrenów?” albo zapytać: „Jesteś pewien, że chcesz wydać debiutancki album z dwudziestoma ciężkostrawnymi utworami?…”. A&R musi animować kreatywność. Wspierać ją.

      W naszej branży fonograficznej brakuje ludzi, którzy pomagaliby wyznaczać ścieżkę rozwoju dla utalentowanych muzycznie osób. Jeśli już się tacy pojawiają, często są spychani na bok, bo w hip-hopie zwykle nie chce się słuchać rad. Górę bierze upór pod tytułem: „Będzie po mojemu, nie pierdol”. Większość ludzi przejeżdża się na tym, że chcą robić tylko to, co sami uważają za słuszne. To droga donikąd – szczególnie dziś, kiedy upada się jeszcze szybciej niż wznosi. Prosty przykład, jak to działa w sporcie, w którym huśtawki nastrojów odbiorców i konkurencja są ogromne: Leo Messi też ma trenera. Czy to oznacza, że nie umie grać w piłkę? Jego trener gra pewnie trzy razy gorzej od niego. Mimo to Messi słucha kogoś, kto patrzy na wszystko z boku i wie, jak go ustawić

Скачать книгу