Скачать книгу

Apple, jeden patent na CRISPR, tylko raz odkrywa się dany lek, nadprzewodnik, algorytm kryptografii, i jeden jest Sherlock Holmes, jeden Harry Potter, jedno Śródziemie. Niewielka różnica w jakości, dostępności, cenie pozwala zdominować i ostatecznie zmonopolizować całą branżę. Nierówności dążą do maksimum. Bogactwo, a zatem i władza, kumuluje się w rękach „nowej arystokracji intelektu”.

      I kto miałby wówczas kupować wszystkie te niepoliczalne dobra wypluwane przez superwydajne bezludne fabryki?

      Stanowi to paradoks równie kłopotliwy i dla lewicy, i dla prawicy.

      „Maszyna jest wybawicielką ludzkości, bogiem, który wyzwoli człowieka z sordidae artes i z pracy najemnej, który obdarzy ludzkość swobodnym czasem i wolnością”28.

      Dwudziestopierwszowieczni kontynuatorzy myśli Paula Lafargue’a – a rekrutujący się spośród ruchów dalekiej lewicy, jak „antyautorytarni komuniści” z Plan C – mają spełnienie tej wizji postpracy za realny program polityczny. Coś do osiągnięcia już teraz, dzięki odpowiedniej legislacji i utrzymaniu dotychczasowego postępu technicznego. Ów planowany przez nich ustrój nosi nazwę FALC: Fully Automated Luxury Communism, Całkowicie Zautomatyzowany Komunizm Luksusu.

      Łączy się w nim rozpoznanie nieuchronności nadchodzącej gospodarki nadobfitości (post-scarcity economy) z postulatem wspólnotowej własności wszystkiego, co zautomatyzowane. Startowe żądania obejmują „dziesięcio–dwunastogodzinny tydzień pracy, gwarantowaną «płacę społeczną», powszechne i gwarantowane mieszkanie, wykształcenie, opiekę zdrowotną”. A potem będzie się to skalować wzwyż, w miarę rośnięcia nadobfitości dóbr pochodzących z automatycznej produkcji. „Może i pozostanie jakaś praca do wykonywania przez ludzi, jak kontrola jakości, ale będzie to praca minimalna”29.

      Jest to jedno z najbardziej logicznych rozwiązań owego paradoksu postępu. Paradoks został rozpoznany przez wielu myślicieli i pisarzy, w praktycznej polityce jednakże nie znajduje ta wiedza jak dotąd niemal żadnego oddźwięku.

      FALC i podobne papierowe ustroje zadowalają technologów, politologów, ekonomistów. Proszę: system działa, produkty trafiają do konsumentów, konsumenci mają za co konsumować, koło się kręci. Wystarcza po temu albo dobrze obliczony minimalny dochód gwarantowany, by masy mogły nadal kupować, albo wspólnotowa własność samej produkcji, niwelująca feudalne nierówności.

      Tak zawężone do ekonomii i polityki myślenie niczego nas jednak nie nauczy o sytuacji egzystencjalnej ludzi w świecie nadobfitości i bezpracy.

II. Człowiek zajęty, człowiek pusty

      Praca zarobkowa – „źródło utrzymania” – stanowi szczególny przypadek pracy w ogóle30, tym wyróżniony i przez to najczystszy jako idea, że tutaj do pracy przymusza nas jasny ciąg przyczyn zewnętrznych:

      Nie przetrwam bez pożywienia, schronienia, ubrania, zaspokojenia różnych niższych i wyższych potrzeb. Nie mogę zdobyć tych rzeczy siłą; nie są mi dane z góry; muszę pracować.

      Lecz w szerszym znaczeniu pracą jest wszystko, co wykonujemy, czy wprost na materii, czy na informacji o pracy na materii. Fizyka mierzy „pracę” w dżulach, jako energię wymaganą do zajścia zmiany w zamkniętym układzie. Jeden dżul to siła jednego niutona przyłożona na jeden metr. Podniosłem książkę z podłogi – wykonałem pracę. Wciągnąłem powietrze do płuc – wykonałem pracę. Pomyślałem o podniesieniu książki z podłogi – wykonałem pracę.

      Do myślenia także bowiem potrzeba energii, nie bez przyczyny mówi się o  p r a c y  m ó z g u; ją również można ująć w dżulach, choć zazwyczaj operuje się wtedy na ich ekwiwalencie kalorycznym.

      Głębszy sens pracy słychać w języku. Pytamy: „Czym się zajmujesz?”, i skojarzenia zapytanego nieodmiennie biegną właśnie ku pracy zarobkowej. A odpowiedzią jest zazwyczaj nazwa wykonywanego zawodu.

      Ale ów zwrot ujawnia cel pracy leżący poza zarobkiem i poza tym, co można nabyć za zarobek: z a j ę c i e  s a m e g o  s i e b i e.

      „Czym s i ę zajmujesz?” Nie byłem zajęty – znalazłem sobie pracę – i oto zajęty jestem.

      Zajętość jako sposób bytowania rządzi i definiuje człowieka od czasów przedpiśmiennych. I aż do XX wieku, z bardzo nielicznymi wyjątkami, zajętość znajdowała swój najdoskonalszy i najpowszechniejszy wyraz w pracy zarobkowej.

      To, jak bardzo jesteś zajęty, opowiada tobie i innym stopień wypełnienia twojego życia. Jego sytość.

      Chwalimy się: „Nie mam czasu na nic!”. Wyceniamy się wobec innych: „Nie uwierzysz, jak bardzo jestem zajęty!”.

      Przeciwieństwo zajętości: nuda. Taki stan ducha, w którym nie jest on skupiony na niczym – poza sobą. I na sobie też nie wykonuje wtedy żadnej pracy: nie analizuje się, nie prześwietla.

      Brak tu celu, do którego duch miałby dążyć. Tak jak istnieje cel w medytacji, która jawiąc się całkowitą pasywnością ciała, uruchamia przecież nieliche prace umysłu. W nudzie nie wydarza się zaś nic poza byciem człowieka znudzonego.

      I to w owym najradykalniejszym stanie b e z r o b o t n o ś c i krystalizuje się nowy standard naszej egzystencji.

      Filozofowie poświęcili mu niemało uwagi; wiele pracy poszło w analizę i opis nudy; trudno się nudzić, myśląc o nudzie. (I jakże szlachetna to zajętość!)

      Pierwszy tak wypunktował ją Pascal:

      „Nie ma dla człowieka nic równie nieznośnego jak zażywać pełnego spoczynku, bez namiętności, bez spraw, rozrywek, zatrudnienia. Czuje wówczas swoją nicość, opuszczenie, niewystarczalność, zależność, niemoc, próżnię”31.

      Nie bez przyczyny tego typu refleksje uchodziły przez wieki za wydumane problemy „panów utracjuszy”. Lud widział w nich co najmniej dziwactwo, jako że lud nie doświadczał owych stanów, nie mógł ich doświadczać, zajęty od świtu do nocy, i to pod najcięższym przymusem pracy: kto nie pracował, ten głodował, umierał.

      To arystokracja wystawia nam więc pierwszą z form człowieczeństwa nastrojonego mądrością pokoleń do z d r o w e g o  u p r a w i a n i a  n u d y.

      Czym z a j m u j ą  s i ę ci, którzy pracować nie muszą, ba!, pracować nie mogą? Ci, co urodzili się do życia bez pracy i rodzą dzieci ku jeszcze większej nudzie?

      Dekadencja stanowi naturalną konsekwencję nudy uprawianej nieumiejętnie.

      Zewnętrzny przymus zajętości, dając ci pracę, daje ci cel, a zatem system wartości: osiągniesz ów cel (dobrze) lub go nie osiągniesz (źle). W wersji najbardziej radykalnej i pierwotnej jest to cel tak absolutny, jak tylko to możliwe dla człowieka niesamobójcy: celem jest przeżycie. Pracujesz, zdobywasz środki na życie, żyjesz – wygrałeś. W wersjach już złagodzonych system wartości powstaje przez porównanie z innymi tego, j a k  d o b r z e żyjesz.

      Jeśli jednak twoja praca nie ma sensu ani pod pierwszym, ani pod drugim względem (gdyż urodziłeś się panem feudalnym i będziesz żył zawsze na tej samej stopie, i to nie dlatego, że robisz to lub tamto, ale dlatego, że po prostu jesteś, kim jesteś), potrzeba wartościowania realizuje się w dążeniach ku celom coraz bardziej przypadkowym, sztucznym, niezwiązanym z koniecznościami biologicznego przetrwania i zaspokojenia powszechnych potrzeb psychicznych (jak potrzeby seksualne). A przy tym wysiłek i desperacja, z jakimi

Скачать книгу


<p>28</p>

Paul Lafargue, Prawo do lenistwa, tłum. Izabela Bibrowska, Warszawa 2006.

<p>29</p>

Aaron Bastani, Fully Automated Luxury Communism, za: „The Guardian”, 18 III 2015.

<p>30</p>

Tamże.

<p>31</p>

Blaise Pascal, Myśli, tłum. Tadeusz Boy-Żeleński, Warszawa 1972.