Скачать книгу

Carl zaś wyciągnął Assada na zewnątrz.

      Kiedy cała trójka stała już przy aucie po drugiej stronie ulicy, Carl i Rose naskoczyli na towarzysza.

      – Czy jest coś, o czym powinieneś nam powiedzieć? – spytał Mørck. – Musisz mieć z tym jakiś osobisty problem, w przeciwnym razie po co byś robił cały ten cyrk? Po co to wszystko?

      – Pajac! – skomentowała Rose zaskakująco zwięźle.

      Wtedy za ich plecami rozległ się huk otwieranych na oścież drzwi.

      – Odpowiem ci, ty zasrańcu! – krzyknęła June, przechodząc przez ulicę. – Wiedz, że Bjarke nie miał mnie za co przepraszać.

      Zwróciła się do Carla i Rose. Po policzkach płynęły jej łzy, ale twarz była harda.

      – Dobrze nam się żyło bez Christiana. Skąd mam wiedzieć, dlaczego Bjarke tak napisał? Ma po prostu skomplikowaną osobowość – zamilkła, łapiąc się na błędzie. – Miał skomplikowaną osobowość – poprawiła się. Usta zaczęły jej drżeć.

      – Znasz może historię Alberte? – spytała, chwytając Rose za ramię.

      Policjantka potwierdziła.

      June zdziwiła się i zwolniła uścisk.

      – To dobrze. Więc nie mamy już o czym rozmawiać. – Wytarła oczy rękawem. – Mój mąż miał obsesję na jej punkcie. Od dnia, w którym znalazł jej zwłoki, wycofał się ze wspólnego życia, stał się odrażający, złośliwy i obleśny. Brzydziłam się go. I co, usłyszeliście to, po co przyszliście?

      I znowu zwróciła się do Assada.

      – A tobie powiem, że wbrew temu, co ci się wydaje, nie znasz moich marzeń i nie wiesz, jak walczyłam, by się spełniły. Rozumiesz?

      W tym momencie coś się z nią stało. Jakby sama nie znała odpowiedzi. Jakby uświadomiwszy sobie, że stoi tu o zmierzchu na jezdni, uznała, że musi zwolnić.

      Wtedy Carl zobaczył ją naprawdę po raz pierwszy. Nie tylko odrzuconą kobietę dobrze po sześćdziesiątce, ale osobę, której umysł pominął całą fazę życia, choć organizm się postarzał. Teraz sprawiała wrażenie, jakby znalazła się w czyśćcu, w bezruchu, który Carla też raz na jakiś czas kusił.

      Wskazała na Assada, po czym stała przez chwilę, dochodząc do siebie, zanim znów otworzyła usta.

      – Chciałabym mieć rzekę, po której odjechałabym na łyżwach daleko stąd – zanuciła. – Ale nie pada śnieg, jeszcze jest zielono… – wyglądała, jakby chciała pozostać w obecnym stanie rozkojarzenia, ale zrezygnowała. Wyraz jej twarzy się zmienił i znów pojawiła się niechęć do śniadego kędzierzawego człowieka, który przed nią stał.

      – Więc nie wypowiadaj się o moich marzeniach. – Opuściła rękę. – Ośmieliłeś się też mnie spytać, dlaczego nie pojechałam do syna, by powiedzieć mu o ojcu, tylko po prostu zadzwoniłam. Naprawdę chcesz to wiedzieć?

      Assad skinął głową.

      – Widzisz, właśnie dlatego ci tego nie powiem.

      Po czym wróciła do domu, cofając się krok za krokiem i patrząc z pogardą na każde z nich z osobna.

      – Zmiatajcie stąd – warknęła. – Więcej wam nie otworzę, chyba już to do was dotarło.

      Usiedli w hotelowej jadalni przed laptopem Rose. Na dworze zapadła już ciemność, więc ustalili, że poczekają do jutra na spotkanie z księgową odpowiedzialną za nadzór nad świetlicą w Listed. Teraz trzeba było wyjaśnić kilka nierozstrzygniętych kwestii i podzielić się wrażeniami. Wciąż stała im przed oczami kobieta, która w jednym dniu dowiedziała się o śmierci eksmęża i syna, a nie straciła przez to rezonu.

      – Dlaczego mówiła o wodzie, po której chciałaby jeździć? – zastanawiał się Assad. – Wiemy, czy przebywała w domu dla pukniętych?

      – W domu dla stukniętych, Assad, puknąć to cię mogę zaraz w głowę, za to jak się dziś zachowywałeś – odparła Rose.

      – Aha, ale przecież zadziałało, no nie? Co o niej piszą?

      – Że przez wiele lat pracowała w parku rozrywki Brændegårdshaven, który teraz nazywa się Joboland, diabli wiedzą dlaczego. Zimą jest kelnerką w różnych lokalach, więc nie widzę w jej życiu znaczących luk, które wskazywałyby na pobyt w wariatkowie.

      – Zaczekajmy z tym. Jutro, jak pojedziemy do Listed przyjrzeć się domowi Christiana i świetlicy, może uda nam się spotkać z kimś, kto pomoże nam zrozumieć lepiej rodzinę Habersaatów. Obejrzymy to DVD? – spytał Carl Rose. – Jesteś pewna, że chcesz to oglądać?

      Kobieta się zdumiała.

      – Dlaczego miałabym nie oglądać? Przecież chodziłam do szkoły policyjnej i widywałam już zdjęcia zwłok.

      – Tak, ale to nie są zdjęcia. Jeśli dobrze rozumiem, nagranie ukazuje bardzo wyraźnie mężczyznę strzelającego sobie w skroń. To nie do końca to samo.

      – Zgadzam się z Carlem, Rose – dołączył Assad. – Uważaj. Jak się ogląda takie rzeczy pierwszy raz, można puścić żurawia.

      Carl pokręcił głową. Widać niektóre zwroty są trudniejsze niż inne.

      – Puścić pawia, Assad. I owszem, może się zrobić dość nieprzyjemnie.

      Jeśli sądził, że dała sobie spokój z protestami, to jej trwająca minutę tyrada o tym, jacy obaj są beznadziejnie nienormalni, przekonała go raz na zawsze, że dalsze stanie na straży spokoju ducha Rose jest idiotyzmem.

      Włączył więc „Play”.

      – Według wyjątkowo skromnego raportu z zajścia, nagranie wykonał znajomy Habersaata z tej samej ulicy – wyjaśnił Carl. – Gość, którego wszyscy na wyspie znają jako Wuja Sama. Jeśli dobrze wiem, kamera należała do Habersaata, więc Sam przez pierwszych parę minut ma pewne problemy z jej obsługą.

      To ostatnie okazało się prawdą. Widać to było po ujęciach panoramicznych lokalu wykonanych z szybkością charta afgańskiego i wstrząsach godnych Larsa von Triera w filmie kręconym zgodnie z regułami Dogmy 95. Niezbyt przyjemny widok, jeśli ktoś cierpi na chorobę lokomocyjną.

      Sali nie można było nazwać przepełnioną. Według listy to przewodnicząca stowarzyszenia mieszkańców wraz z księgową odpowiadali za organizację wydarzenia. Poza nimi znajdowali się tam komendant policji, miejscowy przedstawiciel związku policjantów, komisarz Birkedal, sąsiad Wuj Sam, emerytowany kościelny z Nexø, były kierownik spółdzielni, miejscowy złota rączka i jedna osoba, która źle się poczuła i wyszła.

      – Kiepska frekwencja jak na pożegnanie – mruknął Assad. – Może to dlatego strzelił sobie w łeb.

      – Zastrzelił się, bo Carlowi nie chciało się go wysłuchać – rozległ się oschły głos za ich plecami.

      – Dzięki, Rose. Tego nie wiemy, okej? Ruszamy dalej z tematem?

      Dopiero po upływie paru minut, kiedy Habersaat rozlał białe wino do kubeczków, Wuj Sam zapanował nad sprzętem wideo. Teraz kamera robiła powolną panoramę całego wysokiego i podniszczonego pomieszczenia. Znajdowało się w nim kilkoro drzwi prowadzących do mniejszych sal oraz jedno okienko w ścianie, prawdopodobnie łączące pomieszczenie z kuchnią – przy bardziej uroczystych okazjach podawano przez nie jedzenie. Poza tym na ścianach wisiało tu sporo obrazów różnego rozmiaru i różnej jakości.

      W głębi przy oknach wychodzących na Hans Thygesens

Скачать книгу