Скачать книгу

w domu w Listed sprawy Habersaata przedstawiały się inaczej. Był rozwiedziony i mieszkał sam, ciągle głowił się nad pewną starą sprawą. Jej wyjaśnienie postawił sobie za swój życiowy cel, choć nie pracował w policji kryminalnej. Ktoś mógłby powiedzieć, że to była banalna sprawa ucieczki z miejsca wypadku, ale jako że wypadek kosztował życie młodą dziewczynę, to aż taki banalny znowu nie był.

      – Okej, ucieczka z miejsca wypadku. – Carl wyjrzał za okno. Znał takie sprawy. Albo rozwiązuje się je od razu, albo się je archiwizuje. Ich pobyt na wyspie będzie krótki.

      – I nigdy nie odnaleziono sprawcy, zgadza się? – spytała Rose, podając mu rękę.

      – Tak, zgadza się. Gdyby go zidentyfikowano, pewnie Christian by dziś żył. No, ale czas na mnie. Pewnie sobie wyobrażacie, że w związku z dzisiejszym wydarzeniem mamy do załatwienia masę formalności, nie wspominając o rozmowie z prasą, którą musimy odfajkować na dzień dobry. Ale może zajrzę później do waszego hotelu, żeby odpowiedzieć na pytania?

      – Wy pewnie z policji w Kopenhadze – stwierdziła bez sentymentu recepcjonistka Sverres Hotel, pewną ręką podając im klucze do pokojów, zapewne najmniej efektownych spośród tych, którymi dysponowała. Rose niewątpliwie jak zwykle będzie się targować o cenę.

      Nieco później znaleźli komisarza Johna Birkedala w salonie za jadalnią, na fotelu ze sztucznej skóry. Z piętra rozciągał się widok na przemysłową część portu i zaplecze supermarketu Brugsen; nie był to piękny widok. Całości dopełniłoby tylko kilka autostrad. Zdecydowanie nie było to najlepsze miejsce na tworzenie przewodnika o tej skądinąd bajecznej wyspie.

      – Będę z wami szczery. Właściwie to nie znosiłem Habersaata – wyznał Birkedal. – Ale widok kolegi strzelającego sobie w głowę, bo czuł, że nie sprostał swoim zadaniom, był naprawdę bolesny. W karierze policjanta doświadczyłem wielu rzeczy, a obawiam się, że ta właśnie zapadnie mi głęboko w pamięć. To było naprawdę straszne.

      – Jasne – odparł Assad. – Ale proszę wybaczyć, nie wiem, czy dobrze rozumiem. Mówi pan, że on strzelił sobie z pistoletu w głowę. To chyba nie był jego pistolet służbowy?

      Birkedal pokręcił głową.

      – Nie, zgodnie z zasadami zostawił go w sejfie tuż przed zdaniem odznaki i kluczy do komendy. Nie wiemy dokładnie, skąd miał ten pistolet, ale w każdym razie była to beretta 92, kaliber dziewięć milimetrów. Noszenie jej przy sobie to nieciekawa sprawa. Ale pewnie znacie serię Zabójcza broń z Melem Gibsonem?

      Żadne z nich nie odpowiedziało.

      – Aha, tak czy siak to stosunkowo duże i ciężkie bydlę. Kiedy wyciągnął go i wycelował we mnie i w komendanta, w pierwszej chwili myślałem, że to atrapa. Nie miał pozwolenia na tego typu broń, ale wiemy, że podobna beretta zginęła pięć, sześć lat temu z mieszkania po zmarłej osobie w okolicach Aakirkeby. Nie mamy jak sprawdzić, czy to ta sama broń, bo jej właściciel nie miał na nią papierów.

      – Z domu po zmarłej osobie? W dwa tysiące dziewiątym? – spytała Rose z uśmiechem, po czym zrobiła dzióbek. Czyżby John Birkedal był w jej typie?

      – Tak, jeden z nauczycieli z uniwersytetu ludowego1 zmarł w trakcie kursu. Zdaniem lekarza, który wykonał sekcję zwłok, była to śmierć z przyczyn naturalnych, spowodowana dolegliwościami sercowymi, ale mimo to Habersaat wyjątkowo zainteresował się tym zgonem, kiedy trzeba było przeszukać mieszkanie. Według kilku wcześniejszych uczniów i nauczycieli, zmarły, Jakub Swiatek, pasjonował się bronią ręczną i przy kilku okazjach pokazywał uczniom pistolet, którego opis pasował do pistoletu użytego przez Habersaata dziś rano.

      – Hm, takiej półautomatycznej broni nie widuje się na co dzień, więc mam pytanie – wypalił Assad. – Czy to był podstawowy model beretty, czy może 92S, 92SB czy 92F, FG lub FS? Bo nie mogła to być beretta 92A1, jako że ta seria ukazała się dopiero w 2010.

      Carl powoli obrócił głowę do Assada. O czym, do diabła, ten koleś mówi? Czyżby był też ekspertem od berett?

      Birkedal pokręcił głową w podobnym tempie; czyli on też nie miał zielonego pojęcia na ten temat. Ale zapewne się dowie, nim słońce zajdzie nad portem w Rønne.

      – Hm, może powinien zreasumować, o co Habersaatowi chodziło i przez co w ogóle przeszedł – ciągnął Birkedal. – Potem możecie dostać klucze do jego domu i kontynuować na własną rękę. Dziś wieczorem zostawimy je w recepcji. Konsultowałem się z komendantem, zostawia właściwie wszystko w waszej gestii. Myślę, że nasi koledzy kończą już pracę w jego domu, więc możecie zaczynać. Musieliśmy najpierw sprawdzić jego miejsce zamieszkania; mógł zostawić listy czy coś w tym stylu, co wyjaśniałoby powody tego drastycznego kroku. No ale przecież wiecie to wszystko. W końcu to wy macie więcej doświadczenia w takich sprawach.

      Assad siedział już z uniesionym palcem, ale Carl powstrzymał go spojrzeniem. Co za różnica, czy ten dureń strzelił sobie w łeb takim czy innym pistoletem. Z jego punktu widzenia przyjechali na to wygwizdowo wcale nie po to, by wyjaśnić, dlaczego Habersaat popełnił samobójstwo, ale przede wszystkim po to, by Rose zrozumiała, że sprawa, którą według niej Carl powinien był zdjąć z barków Habersaata, powinna obchodzić ich tyle, co zeszłoroczny śnieg.

      Birkedal opowiedział, że dla około pięćdziesięciu kursantów w wieku od osiemnastu lat wzwyż, zapisanych na semestr zimowy uniwersytetu ludowego na Bornholmie, gdzie realizowali kursy w czterech dziedzinach: muzyka, szkło, akryl lub glina, dwudziesty listopada 1997 był zupełnie zwyczajnym dniem szkolnym. Nastroje panowały pogodne, żadnych zagrożeń. Normalne grono, składające się w przeważającej części z młodych, radosnych ludzi, czerpiących przyjemność z bycia razem.

      Jeszcze nie wiedzieli, że Alberte, najmilsza, najładniejsza i zapewne też najbardziej podziwiana dziewczyna w szkole, zginęła tego poranka pod kołami samochodu.

      Minęło nieco więcej niż doba, nim znaleziono ją na drzewie przydrożnym – utknęła tak wysoko, że ledwie było ją widać. Człowiekiem, który na własne nieszczęście uniósł wzrok dokładnie w momencie, gdy mijał to drzewo samochodem, był inspektor oddziału prewencji w Nexø Christian Habersaat.

      Widok szczupłego, bezwładnego ciała wiszącego na gałęzi wrył się od razu w jego świadomość, podobnie jak nieodgadnione spojrzenie, które na zawsze zastygło na twarzy dziewczyny.

      Pomimo znikomej liczby śladów uznano, że ofiara znalazła się na drzewie wskutek drastycznego wypadku samochodowego. Była to paskudna historia, pod żadnym względem nieporównywalna z innymi przypadkami ucieczki z miejsca wypadku w najnowszych dziejach Bornholmu.

      Szukano śladów hamowania, ale żadnych nie znaleziono. Śledczy mieli nadzieję, że znajdą resztki lakieru na ubraniu dziewczyny, ale na próżno. Rozpytywano ludzi mieszkających nieopodal szosy, ale nikt nie potrafił nic konkretnego powiedzieć. Ktoś tylko słyszał, jak jakiś samochód, pędząc z zawrotną prędkością, wjechał na drogę główną.

      Ponieważ zgon uznano za podejrzany, a może z braku innych spraw, rozpoczęto metodyczne polowanie na pojazdy z wgnieceniami na przodzie, o niewyjaśnionym pochodzeniu. Było to o dobę za późno, ale przez cały tydzień wszystkie samochody wjeżdżające na prom do Szwecji i Kopenhagi poddawano skrupulatnej kontroli, a dwadzieścia tysięcy bornholmskich aut wezwano na oględziny na stacje kontroli pojazdów w Rønne i Nexø.

      Pomimo tych utrudnień społeczność lokalna wykazała zadziwiające zrozumienie i aktywnie współdziałała, tak że żaden turysta nie był w stanie przemknąć na czterech kołach, nie ryzykując, że maska jego samochodu

Скачать книгу


<p>1</p>

Uniwersytety ludowe („folkehøjskoler”), których geneza sięga XIX wieku, są popularną w Danii formą kształcenia ustawicznego, ale również wyrazem duńskiego myślenia wspólnotowego i egalitaryzmu. Możliwość zdobycia edukacji w tych instytucjach nie jest ograniczona wiekiem, wykształceniem ani kompetencjami uczestników, a kursanci zazwyczaj mieszkają na terenie kompleksu szkolnego (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).