Скачать книгу

Neumann, mogę już iść? Ułożyłem pudła, a umówiłem się z Gretą.

      Wątły głos ucznia dobiegał z dołu, od kręconych schodów.

      – Tak, Albercie, tylko wychodząc, zostaw otwarte drzwi, czekam na kogoś – odparł księgarz. – Do zobaczenia za tydzień.

      Rozbrzmiał dzwonek u drzwi księgarni. Neumann nie zdobył się na pożegnanie z uczniem.

      Przez kilka minut siedział nieruchomo pogrążony w zadumie. Już nigdy nie zobaczy tego chłopca. Oficjalnie zamykał księgarnię na tydzień i wyjeżdżał na wakacje do Francji, ale nie robił sobie żadnych złudzeń – kiedy władze zorientują się, że uciekł, na mocy ustaw o aryzacji mienia sklep zbiega zostanie przejęty.

      Po dojściu nazistów do władzy stał się Mischlingiem, mieszańcem żydowsko-aryjskim, byłym profesorem wyrzuconym z uniwersytetu. Został księgarzem. Dla uczonych twórców obowiązującego prawa rasowego równało się to mieszance podczłowiekanadczłowiekiem. Fatalnemu „skażeniu” rasy.

      Przed pięciu laty rektor uniwersytetu w Heidelbergu, matematyk, zagorzały zwolennik nazizmu i wiceprezes towarzystwa naukowego Rzeszy, powołał się na to prawo, odbierając Ottonowi katedrę historii porównawczej. Neumann usiłował odwołać się do ścisłego umysłu rektora, tłumacząc, że „pod” i „nad” znoszą się zgodnie z algebraiczną regułą i że należy uważać go po prostu za człowieka. Co zresztą bardzo mu odpowiadało. Niestety, jego rozmówca, do którego ten dowcip nie dotarł, był niezłomny – po trzech miesiącach znany profesor Neumann musiał przeistoczyć się w antykwariusza specjalizującego się w starych księgach, które zawsze były jego pasją.

      Wstał z fotela i zamknął kartonowe pudełko wypełnione cennymi książkami.

      Moje kochane książki…

      Nie mógł zabrać wszystkich. Tylko trzy kartony z najcenniejszymi dziełami, jego skarbami, miały zostać dyskretnie przesłane do Szwajcarii, do jego kolegi po fachu. Resztę – ponad tysiąc tytułów – musiał porzucić. Świadomość, że trafią w ręce tych fanatyków – równie ograniczonych, jak zagorzałych – przyprawiała go o dreszcz, lecz nie miał innego wyjścia.

      Tylko jeden z tych wszystkich skarbów zabierał ze sobą do Londynu. Na razie książka leżała w bezpiecznym sejfie. Nie było mowy, żeby ten tytuł wpadł w ręce nazistów. Profesor wolał nawet nie zastanawiać się nad skutkami takiego świętokradztwa.

      Widziane z okna miasto wydawało się tak spokojne, tak miłe. A przecież zło płynęło jego arteriami, przenikało kamienie i dusze, zatruwało nawet powietrze. Nie śmiał już nawet zwrócić oczu w prawo, bo za pierwszym rzędem budynków wznosił się potężny neoklasycystyczny gmach kwatery głównej Gestapo przy Prinz-Albrecht-Strasse. Wielki sztandar z symbolem swastyki co noc podświetlały wykierowane w górę reflektory. Złowieszcza swastyka. Czarna jak jadowity pająk pełznący na czterech tłustych odnóżach. Pająk, który stał się sztandarem.

      „Swastyka. W Azji, a szczególnie w tradycyjnych Indiach, prastary symbol harmonii i pokoju”.

      To były jego własne słowa, napisał tak przed dwudziestu laty w pracy poświęconej pogańskim symbolom.

      Harmonia i pokój! Cóż za potworna ironia… Powinien był dodać: dotyczy to indyjskiej swastyki, zwróconej w lewo. Hitler nie był adeptem mądrości Wschodu. Obrócił ją w drugą stronę. To była totalna inwersja azjatyckiej tradycji.

      Zbezcześcił swastykę, żeby przemienić ją w symbol hańby. Przynajmniej dla ras zwanych niższymi, na czele z piętnowanymi w Rzeszy Żydami. Niemcy upajały się, pełne uwielbienia dla tego złowrogiego krzyża.

      Znów spojrzał na zegar ścienny. Czas mijał, a jego gość wciąż kazał na siebie czekać. Przeszedł przez pokój i przykucnął przed wmurowanym w ścianę sejfem. Pokrętła obracały się szybko pod jego palcami, budząc opancerzone drzwiczki ze snu.

      W chwili gdy wsuwał coś do teczki z rdzawej skóry, dzwonek u drzwi księgarni znów zabrzęczał. Neumann odetchnął z ulgą. Jego przyjaciel nareszcie przyszedł. Księgarz położył teczkę na biurku i z radością w sercu zszedł na dół.

      – Czekam już prawie godzinę – powiedział, pokonując ostatnie stopnie. – Doprawdy…

      Serce skoczyło mu do gardła.

      Przy ladzie stali trzej mężczyźni. Trzej ubrani jednakowo mężczyźni. Czapki z daszkiem i trupią główką, doskonale dopasowane czarne kurtki i spodnie, opaski ze swastyką na prawym ramieniu i buty z lśniącej czarnej skóry. Wszyscy mieli u pasa pistolety. Twarz najstarszego z nich się rozpogodziła. Jego prawy policzek przecinała delikatna blizna sięgająca skroni.

      – Dzień dobry, profesorze – powiedział esesman, skłaniając głowę. – Spotkanie z panem to dla mnie zaszczyt.

      Był wysokim, smukłym czterdziestolatkiem o krótkich siwych włosach, twarzy szczupłej i inteligentnej. Jego jasne oczy zwracały się na rozmówcę.

      – Nazywam się Weistort. Pułkownik Karl Weistort – dodał.

      Księgarz stał jak wryty, nie mogąc wydusić słowa. Dwaj pozostali esesmani odeszli od lady i myszkowali pomiędzy półkami.

      – Tak… Miło mi… Właśnie zamierzałem zamknąć – wydukał w końcu.

      Na twarzy pułkownika odmalowało się zakłopotanie.

      – Czy mógłby pan zrobić dla mnie wyjątek? Przyjechałem z Monachium, żeby się z panem spotkać. Proszę zobaczyć, co panu przywiozłem – powiedział, kładąc na ladzie pożółkłą książkę. Na podniszczonej okładce widniał posąg brodatego mężczyzny siedzącego na tronie.

      Neumann poprawił okulary i natychmiast rozpoznał swoją biografię cesarza Fryderyka Barbarossy.

      – To wspaniałe dzieło – ciągnął esesman. – Przeczytałem je w młodości, gdy studiowałem w Kolonii. Stoi w mojej bibliotece na honorowym miejscu, obok dzieła o symbolach sakralnych. Cóż za erudycja!

      – Dziękuję – odparł zażenowany księgarz.

      – Nie ma za co, przecież to prawda. Z pewnością wie pan, że Führer jest bezgranicznie zafascynowany tym niezwykłym cesarzem.

      – Nie wiedziałem o tym.

      – Nie zgadzam się natomiast z panem w kwestii legendy Barbarossy. Mam na myśli tę, która głosi, że cesarz nie zmarł, lecz leży pogrążony we śnie w trzewiach magicznej góry. I że kiedy się zbudzi, Rzesza powstanie, by istnieć po kres czasu.

      Księgarz zmarszczył brwi, dając wyraz zakłopotaniu. Esesman dotknął palcem wskazującym okładki książki.

      – Pańskim zdaniem to tylko bajka dla dzieci, podczas gdy mamy tu do czynienia z mitem o dużej sile, takim, który może wzruszyć serca wszystkich Niemców. Sfera wyobraźni, profesorze! Prawdziwe źródło władzy nad ludźmi. Ten, kto kontroluje sferę wyobraźni narodu, jest potężniejszy niż dziesięć armii razem wziętych. Ale w pańskich żyłach płynie za dużo żydowskiej krwi, by to zrozumieć… To nie pana wina.

      Puls księgarza przyspieszył. Pułkownik położył rozprostowaną dłoń na ladzie.

      – Bo jeśli się nad tym głębiej zastanowić, to czyż Adolf Hitler nie jest reinkarnacją starego śpiącego cesarza? Obudził naród i zbuduje nową tysiącletnią Rzeszę. Jest wysłańcem opatrzności. To powinien pan zrozumieć, bo przecież Żydzi od tysięcy lat czekają na swojego mesjasza. A my, Niemcy, doczekaliśmy się naszego przed wami.

      – Tak…

Скачать книгу