Скачать книгу

jak wracaliśmy autobusem ze studia na Jelonkach z Serdakiem i Małolatem (Serdak nie miał wtedy jeszcze auta) i kiedy przejeżdżaliśmy obok kościoła, ktoś przeczytał z wiszącego na kościele transparentu: „Bóg siedzi!!!”. My w szoku – o co kaman?! – i zaraz w śmiech: „Bóg się rodzi, baranie!”. Samospełniająca się przepowiednia?

      Może to brzmieć, jakbym wpisywał propsy na płytę z dawnych lat, ale mam ochotę tu wymienić tyle sytuacji i osób, że można byłoby z tego zrobić osobny rozdział książki (śmiech). Tak dużo tego jest.

      W twoich produkcjach zawsze dużo było polskich sampli, bo podkreślałeś, że chciałeś wprowadzić lokalny klimat. Soul czy funk to nie do końca nasz folklor.

      Polski hip-hop powinien być oparty na naszych korzeniach. Zabawne, że niektórzy ciągle próbują dojść, czego użyłem w swoich produkcjach. W jednym z internetowych serwisów jest informacja, że „Sąsiedzi” są na samplu z zespołu Bajm. To nieprawda.

      Grupa heavymetalowa Fatum pozwała cię za użycie fragmentu jej twórczości w remiksie „Nie jestem dawno”, który ukazał się na „Muzyce poważnej” Pezeta i NOONa.

      Tak naprawdę to była pierwsza wersja tego numeru – ten kawałek niejako sprawił, że chłopaki wrócili do współpracy ze sobą, efektem czego stworzyli wspomniany album. Odnosząc się bezpośrednio do twojego pytania – to był jeden z pierwszych przypadków w polskim rapie, w którym pojawiło się widmo procesu za nieautoryzowane użycie sampla. Wcześniej niby były też jakieś przepychanki między żoną Czesława Niemena a Wzgórzem Ya-Pa 3 i Warszafskim Deszczem [dotyczące wykorzystania sampla ze „Snu o Warszawie” w kawałku „Mam tak samo jak ty” – przyp. red.], ale kto by doszedł swoich praw w walce z wydawcą Krzysztofem Kozakiem…?

      W każdym razie – dziecko szefa fanklubu Fatum bardzo lubiło „Muzykę poważną” i puściło ojcu fragment zawierający znajomy sampel. Siedziałem akurat z rodzicami, gdy zadzwonił telefon: „Dzień dobry, z tej strony Piotr Bajus z zespołu Fatum. Dzwonię w sprawie płyty Pezet/Noon, na której usłyszałem fragment naszego utworu. Wiemy, że materiał wydało ITI, więc zrobimy z tego popisowy proces i puścimy was z torbami. Dziękuję, do widzenia”. Zaczął się bardzo nerwowy okres, który trwał około miesiąca.

      Możesz przybliżyć, jak ta sprawa wyglądała od środka?

      Nie miałem złych intencji. Byłem wtedy jeszcze niepełnoletni, mieszkałem z rodzicami i robiłem sobie muzyczkę. Pedro z Prosto miał duży wpływ na rozwiązanie sytuacji. Spotykaliśmy się z członkami Fatum w najróżniejszych miejscach: w KFC, w Irish Pubie na Miodowej, w ciastkarni w przejściu przy metrze Centrum… Ryszardowi Kłosowi, czyli autorowi tekstów, oraz Piotrowi Bajusowi nie spodobało się wykorzystanie głosu ich zmarłego przyjaciela, Krzysztofa Ostasiuka. Przyszedł Pedro i konkretnie wyłożył: „Panowie, jakie pięćset tysięcy odszkodowania?! Płyta sprzedała się w nakładzie dziewiętnastu tysięcy sztuk, podzielmy koszty produkcji przez liczbę utworów, po cenie hurtowej... Wychodzi na to, że Ajron jest wam winien trzysta pięćdziesiąt złotych. W akcie dobrej woli pomnóżmy to przez pięć, czyli mamy tysiąc pięćset złotych. OK?”.

      Czy historia ta dostarczyła ci nowych refleksji na temat samplowania? Mogłeś wyraźnie dostrzec, że wybory przy samplerze mogą zaowocować nie tylko świetnymi bitami, ale również poważnymi konsekwencjami.

      Trudno powiedzieć. To, co w hip-hopie nazywamy samplami, jest efektem czyjejś pracy, i uważam, że autorom oryginalnych utworów należą się za to pieniądze. Nie widzę natomiast nic złego w inspirowaniu się i oddawaniu hołdu wspaniałym brzmieniom i dźwiękom. Sztuka nie zna żadnych granic, więc wydaje mi się, że każdy środek ekspresji jest dozwolony. Nie da się obiektywnie ocenić, czy samplowanie jest dobre czy złe. To po prostu środek wyrazu, więc w moim mniemaniu jest jak najbardziej dopuszczalne. Współczesny dadaizm.

      Idźmy dalej. Na ile świat przedstawiony na waszym albumie przez Małolata był również twoim światem?

      Producent nie musi przeżywać tych wszystkich rzeczy, które siedzą w raperze – ja przecież nie muszę o tym pisać. Raper musi mieć ciągle jakieś bodźce, które go inspirują do pisania i nawijania. Chodziłem na różne melanże, byłem świadkiem różnych sytuacji, ale nie była to w pełni moja rzeczywistość – gdyby tak było, niewykluczone, że skończyłbym w areszcie jak wielu moich znajomych z tamtych lat. Pamiętam natomiast kontekst tych wszystkich zwrotek. Interesy Małolata nie były moimi realiami, ale życie wokół tej płyty było naszym wspólnym światem, który przebił się zarówno do tekstów, jak i do muzyki.

      Byliśmy częścią jednego środowiska, a na naszej płycie nie było żadnej fikcji. Dawno tego materiału nie słuchałem i nie mam tekstów przed sobą, ale pamiętam, że chociażby „W weekendy żyjąc” to był numer o naszych wyjściach do wspomnianego wcześniej Paragrafu 51, który w okresie naszego dorastania był jedynym klubem w Warszawie, w którym regularnie grano hip-hop. Ustawki na stacji metra na Ursynowie, biforek, żołądkowa gorzka przed klubem – tak wyglądały nasze weekendy.

      Mieliśmy znajomego, który do dziś ma problem z nosami [„Jeden koleżka mówi mi, że się wjebał w kokę, ale nie chce już ćpać / A piętnaście minut później widzę, jak wychodzi z kibla i pociąga nosem”], toyota corolla też się nie wzięła znikąd, bo jeden z naszych ziomków nią jeździł [„One nie są takie szybkie, ale myślę, że by poszły, jak bym miał Corollę”]. Było o Mateuszu „Konkrecie” [„Kiedyś może ktoś inny będzie rozwieszał [plakaty] / mniej leniwy informował będzie o naszych koncertach”], o tym, jak nasz koleżka dostał od rodziców złotego Tag Heuera na osiemnaste urodziny [„Będę szczęśliwy, jeśli nie będę narzekał / Że któryś ziom na ręku ma złoty Tag Heuer, a mnie, kurwa, nie stać”], którego zresztą później chciał dać prostytutce na pigalaku – transakcja nie doszła do skutku, bo pani stwierdziła, że to podróba (śmiech). Łysy sąsiad z numeru „Sąsiedzi”, który mieszkał na drugim piętrze w bloku Kaplińskich [„Jest jeden typ, na klatce ciągle myje swoje dwa dobermany / Pamiętam, jak się wkurwiał, jak mazałem klatkę flamastrami / Jak miałem czternaście lat, obrzucałem mu jajkami okna / Poszczuł mnie swoimi psami”] – można by tak długo wymieniać.

      „W pogoni za lepszej jakości życiem” było o rzeczach i ludziach, którzy nas otaczali – co nie oznacza, że ja sam byłem przy tym wszystkim. Nie biegałem z narkotykami, bo nie musiałem tego robić, ale ważne jest, żeby zdać sobie sprawę, że Małolat nie robił tego dlatego, żeby komuś zaimponować – tymczasem zdarzali się kolesie z dobrych domów, którzy mieli do tego dokładnie taką motywację.

      Byliście z Małolatem blisko związani przez muzykę. Odradzałeś mu kryminalny fach czy nie mieszałeś się w nie swoje sprawy?

      Na pewno nie moralizowałem. Mówiłem mu tylko: „Może to mieć złe konsekwencje; zrób lepiej maturę i skończ liceum” – o tym zresztą też nawija na płycie: „Dziś, kurwa, żałuję nieskończone cztery klasy / Wiesz, nawet bez pieprzonej tu dorywczej pracy”. Próbowałem go pozytywnie motywować – tłumaczyłem, że zaraz wyjdzie nasza płyta, zaczniemy grać koncerty i będzie miał legalny hajs. „A maturę zrobię po tej płycie”…

      Czemu wasze losy potoczyły się w tak odmienny sposób?

      Pamiętam, że jak przychodziłem do domu Michała i Pawła, to ich mama mówiła mi: „Może ty mógłbyś wpłynąć na Michała, żeby wrócił do szkoły? Mąż musiał jechać w nocy na komisariat, by go odebrać... Ty jesteś taki normalny, grzeczny. Porozmawiasz z nim?”. Normalna rodzina; rodzice ciężko pracowali, aby utrzymać synów, co – ponownie – miało swoje odbicie na albumie w kawałku zatytułowanym po prostu „Rodzice”. Małolat nawijał w nim między innymi, zwracając się do ojca: „Wiem, marzysz o samochodach, o domu / Gdzieś poza miastem, cała pensja idzie na świadczenia / Na raty i na żarcie, jeszcze chciałbyś,

Скачать книгу