Скачать книгу

by poufność tyczyła się zajęć pozalekcyjnych.

      Wchodzę za nim do szklarni. Cholercia! Ile tu roślin. Z zewnątrz ich nie widać. Można by wykarmić nimi małą wioskę.

      Flint odstawia wiaderko i się obraca. Niemal wpadam na jego tors.

      – Co jest z tobą nie tak?

      Zaciskam wargi.

      – Dlaczego uważasz, że coś jest ze mną nie w porządku? Chodzi o Mozarta?

      – O wszystko. – Trąca butem mój but. – Eksmituję cię, mimo to stoisz tak blisko, iż mam wrażenie, że oddycham wydychanym przez ciebie powietrzem. I masz tę potrzebę dotykania mnie, poprawiania krawata, kołnierzyka, rękawów. – Marszczy brwi.

      Serce bije mi jak oszalałe, słyszę własny puls.

      – Znów nucisz.

      Z trudem przełykam ślinę i tłumię dźwięk, choć nie wiedziałam, że go wydawałam.

      – Nie lubisz być dotykany?

      Bruzda pomiędzy jego brwiami się powiększa.

      – Nie przez obcych.

      Serce jeszcze bardziej przyspiesza.

      Lubię odczuwać tak głęboko, aż słyszę jego rytm. To ekscytacja i szczęście. Czuję się o wiele lepiej, nie ma już bólu, który tkwił we mnie od tak dawna.

      – Kiedy dwie osoby się dotykają, już przestają czuć się obco. Kiedy dzielą się uczuciami, łączą się na intymnym poziomie. Właśnie dlatego kocham muzykę. Sięga głębiej niż słowa. Rytm to tętno duszy.

      – A co z tymi, którzy nie mają duszy?

      Auć! Okropnie jest usłyszeć coś takiego.

      – Cóż… – Wzruszam ramionami z uśmiechem. – …ci są kiepskimi tancerzami. Bezdusznymi, nieczującymi rytmu, słabymi tancerzami. – Patrzę mu w oczy. – Jesteś taki, Flint?

      Coś nieokreślonego przyciąga mnie do tego człowieka. Chcę mu pomóc. Ale w czym? Jeszcze nie wiem. Muszę go poczuć, usłyszeć, wtedy będę wiedzieć.

      – Powinnaś odejść.

      Opuszczam głowę, wzrok kieruję na stykające się czubki naszych butów.

      – Dlaczego? – pytam szeptem.

      – Ponieważ masz białą koszulę.

      Unoszę głowę. Ciągnie za palce rękawiczkę, zdejmuje ją i upuszcza na ziemię, po czym to samo robi z drugą.

      – Masz trzynaście dni. – Odlicza czas do usunięcia mnie z budynku.

      – Trzynaście dni – powtarzam.

      – A teraz odejdź, nim ubrudzę twoją białą koszulę. – Taksuje wzrokiem moje ciało.

      Mrowi mnie skóra. Flint stanowi przeciwieństwo każdego znanego mi mężczyzny.

      Nie chcę niczego znajomego – bo właśnie to mnie zniszczyło.

      Nie chcę przewidywalności – bo to nic ponad bolesną iluzję.

      Kierowanie się rozumem za bardzo boli. Chcę po prostu zaistnieć w czysto fizyczny sposób.

      – To tylko koszula – szepczę.

      Obejmuje moją głowę i całuje w usta.

      Ostro.

      Niestosownie.

      To najlepsze, co przytrafiło mi się od lat.

      Dotyk. Umieram. Żadna potrzeba nie była wcześniej tak potężna – tak konieczna.

      Flint pogłębia pocałunek, popychając mnie na metalowy, zastawiony roślinami stolik. Jedna z doniczek upada na ziemię. Nie potrafię wystarczająco nacieszyć się jego ciałem, przywierającym do mojego. Moja wielka ochota mogłaby być żenująca, gdybym nie wyczuwała, że sam jest równie zdesperowany. Pochłania moje usta, próbuje rozpiąć guziczki przy mojej koszuli, ze zniecierpliwieniem urywając kilka z nich.

      Walczę z jego rozporkiem, nucąc tuż przy jego ustach. W końcu zsuwa materiał mojej koszuli z ramion, a biustonosz przesuwa w dół. Obejmuje moje piersi, a ja wkładam rękę w jego bokserki.

      Jego pierś wibruje od niskiego warkotu. Kiedy po raz ostatni podnieciłam faceta dotykiem samych palców? Nie pamiętam i to jest smutne.

      Flint nie zwalnia tempa pocałunku, przesuwając dłońmi po moich bokach, chwytając spódniczkę i podciągając ją do pasa. Jakbyśmy przeżywali tę scenę tysiąc razy wcześniej, zsuwam mu spodnie wraz z majtkami, aby uwolnić członek. Flint sadza mnie na metalowej ławce, rozszerza moje nogi i rozdziera rajstopy.

      Emocje sprawiają, że czuję ucisk w gardle. Żadna terapia nie pomoże wypełnić fizycznej pustki – ciemnej dziury powstałej przez lata odrzucenia.

      Przerywa pocałunek.

      Na chwilkę.

      Na sekundę, ale to wystarcza, by do akcji wkroczyły nasze umysły.

      Nie chcę tego. Głupota i impulsywność też mają swoje miejsce i czas.

      Teraz.

      Potrzebuję ich równie mocno, jak miliona lat mądrości. Na łożu śmierci nikt nie mówi: „Pamiętacie, jak niewiarygodnie było podejmować mądre decyzje?”. Chcę zapamiętać, jak to jest oddać się fizycznemu pożądaniu. Chcę pamiętać ciepłe wargi, jęki rozkoszy i oślepiające, odurzające doznanie rozpadania się na kawałeczki pod wpływem dotyku palców tego mężczyzny.

      Flint rozchyla usta, więc czekam na słowa, przez które poczuję się, jakby podczas mojego ulubionego programu telewizyjnego ktoś wyrwał przewód zasilający z gniazdka. Ale ich nie ma. Rozchylone wargi lądują na mojej szyi, ssąc, zęby przygryzają, nim ich właściciel mówi:

      – Odsuń majtki.

      Mój umysł się zamyka, gdy jedną ręką chwytam go za włosy, a drugą odsuwam materiał w kroku. Do diabła ze śmiercią. Odmawiam umierania, póki w pełni nie doświadczę życia. Przysuwam się do Flinta, pragnąc ostatecznego połączenia.

      – Kurwa… nie mogę. – Odsuwa się, jakby nagle się mnie wystraszył.

      Zanim mam szansę postawić stopy na ziemi, ręka zsuwa mi się z krawędzi metalowej ławki i ląduję na ziemi, a podczas upadku trafiam przedramieniem na coś ostrego.

      – Au!

      – Cholera! Ellen… – Flint podciąga spodnie. Przez mój biały rękaw przesącza się krew. – Pokaż. – Kuca i chwyta mnie za rękę.

      Plama szkarłatu jest coraz większa.

      Sapię, gdy rozpina guziki przy mankiecie i podwija go, ujawniając głębokie rozcięcie.

      – Cholera… – mamrocze. – Bez szwów się nie obejdzie.

      Przygryzam wargę, walcząc z bólem. Kiwam głową.

      Flint wstaje i przeczesuje włosy palcami.

      – Zaraz wrócę.

      – Dokąd idziesz? – Krzywię się, przechylając się na bok, by obity tyłek tak bardzo nie bolał.

      Nie odpowiada. Jakieś pięć minut później wraca z pomocą. Myślałam, że zaniesie mnie do auta i zawiezie na pogotowie. Jestem zaskoczona jego decyzją.

      Abigail nie potrafi ukryć zaskoczenia, gdy patrzy na mnie, a chwilę później krzywi się, wracając spojrzeniem do Flinta. Gdybym wiedziała, że nie wróci sam, wysiliłabym się, by obciągnąć spódnicę i zakryć co nieco lub zapiąć te kilka guzików w koszuli, albo chociaż zdjąć podarte rajstopy.

      Kobieta kuca.

      – Ellen,

Скачать книгу