Скачать книгу

za rogiem budynku Soplica odprowadziła podejrzliwym wzrokiem zdradliwą grubaskę Ekru. Odeszła ona z tym dziwacznym kasztaniarzem rżnącym na targu głupa. Za nimi podreptał w płytkim śniegu jeszcze jeden brązowy ludek. Taki, który dopiero co, jak kasztanowy kretyn, zbierał do czapki flegmę.

      Czy druga pani Ekros się powinna zauważonym spotkaniem i jego wynikiem przejmować? Pewnie nie. Zresztą i tak nie zamierzała, bo bez reszty pochłaniały ją inne sprawy. Mianowicie się stawała w tym mieście pierwszą panią ostrej gorzały!

      Początkowo nowy trunek się miał zwać ostrym winem. Lecz Soplica stwierdziła, że określenie wino wiązało ze sobą zbyt snobistyczne skojarzenia. Zaś wprowadzany na rynek napój alkoholowy pragnęła przeznaczyć dla mas i to tak szerokich niczym ocean! Czym natomiast był ocean? Bezmiarem wód, rzecz jasna, tak więc wódka! Tak stanęło z tą nazwą, aby ów alkohol, jak syn Soplicy, nie pozostawał zbyt długo nienazwany.

      Chociaż szybko się pojawiły tej wódki odmiany, a z nimi odmienne nazwy. W tym przeznaczony dla prawdziwych twardzieli z końskim zdrowiem – koniak!

      Co prawda Soplica przez moment planowała wypuścić również na rynek łagodniejszą wersję nowego alkoholu, czyli… krowiak. Jednak ostatecznie ten zamysł zarzuciła. Doszła do wniosku, że nie było co rozwadniać receptury, tylko dbać o markę trunku, kreując go na coś naprawdę ostrego. Ano był ostry ten skubaniec, że ho, ho!

      Szara kobieta niedyskretnie wzięła łyk z piersiówki, już kolejny. Aż nią potrząsnęło! Mocny towar wzięła do ust, skoro mógł wprawić w drżenie nawet berserkę północy. Co tu dużo gadać, toż to był jej coraz bliższy i trzęsący nią rozkosznie kochanek!

      Schowała piersiówkę za pazuchę, przyciskając do piersi. Jednocześnie odebrała w ciele przyjemne rozprężenie, nieomal błogość. Zresztą nie inaczej w szarym umyśle!

      – Chodźmy. – Skinęła ręką na towarzyszącego jej Grada. Ten osobnik, wybawiciel szarej Soplicy spod białej Skazy, się nie mienił już na pewno Białogradem czy Czarnogradem. Ze względu na znaczną część trupiego ciała pokrytą zgnilizną druga pani Ekros mało go nie nazwała wręcz Zgniłogradem! Lecz ostatecznie stanęło po prostu na Gradzie. Tak zwyczajnie, krótko i bezpretensjonalnie.

      Tak też się obecnie prezentował ten półtrup, jako niekonfliktowy, usłużny i spolegliwy. Chodzący truposz, że do rany przyłóż! I cóż to byłby za materiał na męża! Gdyby choć trochę bardziej ten materiał był żywy.

      Nie dodawał mu też uroku brak ręki, gdzie druga graba, skubana, nie wiedzieć czemu, się jawiła, jako czerwona. Ale nic to, czerwień najwyraźniej na dobre już zagościła na kontynencie. Soplica sama widziała ją to tu, to tam, prawie wszędzie, aż czerwieniało jej w szarych oczach! Więc się nie czepiała o takie kolorki.

      Za to ze swą obecnie zakazaną, bo zgniłą, mordą, Grad doskonale się sprawiał w roli budzącego grozę ochroniarza. W jego towarzystwie nikt teraz nie podskoczy szarej kobiecie w białym mieście, a paru ostatnio już próbowało! Jednak odór Grada skutecznie trzymał przeciwników na dystans. Zaś o ochronę wypadało dbać.

      Czemu? Otóż w drodze do alkoholowej rewolucji w Ekros należało wejść w konszachty z tutejszą drugą władzą, czyli świadkiem przestępczym. Całą tę alkoholową akcję Soplica pragnęła bowiem trzymać z dala od białej wiedzy i alabastrowych patrzałek zdradliwej Ekru. Tak na wszelki wypadek. Wszak już się przekonała, jaka była z pierwszej pani Ekros zakłamana przewrotnica. Siostrzyczka jedna, fałszerka testamentów! Siarczyste charchnięcie na szary śnieg. Taki, na którym po kryjomu wyrastały w mieście gorzelnie.

      Ha! Największą Soplica ulokowała na śmietnisku, to jest obozowisku szarych ludzi. Zakupiła tam piękną rupieciarnię! Wyglądu zewnętrznego nabytej nieruchomości dla niepoznaki nie zmieniła. Za to w środku… uuu. Produkcja gorzały szła pełną parą!

      Żeby zabezpieczyć nieprzerwane pasmo dostaw, pomniejsze gorzelnie zakładała na terenie całego miasta. Podobnie instalacja magazynów szła w znaczącą liczbę mnogą. Tak asekurancko – no bo ta zwodnicza Ekru, wiadomo. Trzeba się było mieć na baczności!

      Na szczęście, jak dochodziły do Soplicy słuchy, Kremi w alkoholowym biznesie w Perle Północy mogła sobie poczynać zupełnie otwarcie, co niniejszym czyniła. I bardzo dobrze, ponieważ od każdej flachy właścicielce receptury stosowną działkę płaciła!

      Z kolei trzecia z udziałowczyń w alkoholowym interesie, Biela z Bielensów, ta pomszczona, była już dziewica? Ona służyła drugiej pani Ekros głównie, jako niezmierzony ocean funduszy do realizacji trunkowych inicjatyw.

      Niby cud, szary miód i sielanka! No ale nie do końca. Bo ta biała Biela każdą pożyczkę, nie darowiznę(!), skrzętnie notowała. Przez to Soplica zostawała wręcz zasypywana alabastrowymi karteczkami opiewającymi na kwoty wszelakie, koło których wstawiane były podejrzane procenciki.

      Zgadza się, dostawała pożyczki na procent. Ale przecież druga pani Ekros wszystko w stosownym czasie spłaci i to z wyprzedzeniem, a nawet nawiązką! Chociaż w ramach zadośćuczynienia za testamentowe krzywdy powinna to raczej spłacać złodziejska grubaska Ekru.

      Ponowne splunięcie na biały śnieg szarą flegmą. Tym razem skąpe, bo często przeklinającej Soplicy się notorycznie kończyła lepka wydzielina w gardle. Grunt, że nie pożyczki od Bieli i tereny pod nowe gorzelnie czy magazyny. Te wydawały się wręcz nieskończone!

      Aczkolwiek nieskończona była także miłość drugiej pani Ekros do Ślepawki Nienazwanego. Noż na topniejący śnieg i kruszący się lód, tak go próbowała przedwcześnie nie nazwać, a jednak jakoś się nazwało, samo. Ślepawka Nienazwany – takie miano przylgnęło do jej syna, bowiem zbyt wiele razy określiła go w ten sposób przy ludziach. No i bach! Poszło już w biały i szary świat.

      Co na to rzec? Może nie było to najzacniejsze imię dla przyszłego władcy Ekros, wielkiego księstwa, a nawet świata! Ale szary grunt, że jej dziecię nie dostało pośledniego imienia nawiązującego do tych jego siedmiu barw. Bo niby jak by się teraz zwał – Kolornik? Barwniak, Pstrokacz?! Więc niech już tam będzie Ślepawka Nienazwany. Ponieważ najważniejsze, że przez szarą matkę bezgranicznie kochany, ha! Taka to szaro kolorowa dola twa…

      VI. Alabaster

      Skrzydlata kobieta zawisła w powietrzu pośród morza rozbielonych barw. Obracając w dłoniach szkatułkę, obrzuciła wzrokiem pastelową przestrzeń anielskiego nieba. Popatrzyła na chmurne budynki, zwiewne drzewa, powierzchnię zasnutą mleczną mgłą. Ostatecznie skoncentrowała spojrzenie na skrzydlatym tronie.

      Uśmiechnęła się z politowaniem, widząc małą imperator otoczoną ciasnym szykiem uzbrojonych archaniołów. Chociaż i chmurna smarkula nie była bezbronna. Na jej kolanach spoczywał Rozdzieracz Niebios, który Alabaster nie tak dawno widziała za pasem tego… Wichrzyciela.

      Zatem demon czasów, niezdefiniowana istota, oraz smarkula współpracowali. Tym bardziej studziło to zapały wielkiej księżnej do przejęcia siłą skrzydlatego tronu. Nie oznaczało to jednak, że zamierzała z niego rezygnować. Nic bardziej mylnego. To był jej tron! Zaś w swym mniemaniu posiadła już dostateczne argumenty, by w niedługim czasie zmusić córkę do abdykacji.

      Spoglądając młodocianej władczyni w oczy, się uśmiechnęła przewrotnie, po czym otworzyła dłoń, w której nie trzymała szkatułki. Spomiędzy jej palców się posypały anielskie pióra. Należały do aniołów, które opuściły niebo, a nie podlegały wielkiej księżnej. Spotkała je za to śmierć ze strony kołujących pod niebiosami smoków.

      Przekaz był zatem jasny, choć pozbawiony blasku. Żaden anioł nie miał prawa opuścić chmurnej krainy z rozkazu małej imperator. Posłannicy niebios zostali tu ponownie uwięzieni. Przepustkę do wolności stanowiło poddaństwo wobec pani perłowego tronu. Oferta musiała zostać przyjęta. Według skrzydlatej kobiety była to kwestia czasu i to raczej

Скачать книгу