Скачать книгу

po świecie pewnie stąpać

      W lęku strachu się nie kąpać

      Zatem zsyłaj przerażenie

      Za klejnotu mocą… nasycenie

      Wraz z popielatym świtem Złoty ostatecznie przestał śnić, być może także na dobre lśnić. Leżąc, melancholijnie spoglądał do góry na zwisające z ciężkich chmur gigantyczne sople. Przywodziły mu na myśl niebiańskie lance, które spadając, uśmierciłyby zapewne nawet samego giganta.

      W pewnym momencie jeden z takich sopli się oderwał od podstawy i runął w otwartą przestrzeń. Niczym srebrzysta strzała wystrzelona z szarego łuku przemierzył popielate powietrze, po czym z impetem się wbił w powierzchnię na wpół zamarzniętego jeziora. Rozbrzmiał łoskot gwałtownie kruszonej kry, intensywny plusk wody, ale też jakby rozdzierający i dziewczęcy krzyk.

      W reakcji na te zjawisko książę nawet nie drgnął. Strach opuścił go całkowicie, bowiem już wiedział, czym się on miał dla niego stać w tym wymiarze. Mianowicie orężem, za którego sprawą pokona przeszkody na drodze do nasycenia czerwonego klejnotu niezbędną mocą. W tym celu musiał zatruć lękiem cudze serce. Osobiście więc nie miał się czego lękać. O tym właśnie traktowały mroczne wersety ze snu – wskazówki jednej z upiornych sióstr. Cenę, jaką Złoty miał zapłacić za taki występek, stanowiło jego światło w sercu. Był gotowy ową światłość poświęcić, czyniąc to w imię miłości i ożywienia Srebrnej.

      – Co się stało? Słyszałam huk! – Wystraszona Szarówka wypełzła z igloo. Roztrzęsiona popatrzyła na lodowe niebo, a potem grafitowe jezioro, zastygając pomieszana jak kłębek strachu. – Czy komuś grozi niebezpieczeństwo? – dopytała zdezorientowana.

      – Tak… – odparł z miażdżącym spokojem Złoty.

      – Gdzie, komu? Musimy zanieść pomoc!

      – Zgubiły się tam dwie osoby. – W bezpośredniej bliskości igloo książę wskazał lodowy labirynt, którego chwilę wcześniej tam nie było. Podobnie niespodziewanie w męskim umyśle się zamanifestowały imiona oraz wizerunki postaci, które znała Szarówka.

      – Jakie, jakie osoby zaginęły? – dopytywała przejęta dziewczyna.

      – Sopel i Szaruga. Tak się zwą.

      – Och nie…

      – Przyszli tu i cię szukali – skłamał młodzieniec. – Powiedziałem im, że śpisz w igloo. Nie uwierzyli mi. Dlatego poszli właśnie tam, aby cię odnaleźć. – Złoty spojrzał na labirynt. Z jego wnętrza dobył się złowrogi warkot jakby bestii. Później do kompletu kobiecy wrzask.

      – Nie… nie. – Szarówka w przestrachu wstała. Podeszła do wejścia wiodącego do zespołu lodowych ścian i przejść pomiędzy nimi. Tutaj jak zamarznięta zamarła. Książę widział, że się bała i to zarówno o znajomych, jak i o siebie. Wszak on znał już swą rolę tutaj. Przeto dla ożywienia Srebrnej się nie wahał sprostać zadaniu, dalej perfidnie kłamiąc:

      – Nie możesz tam iść, zginiesz! – Niby przestrzegł.

      – To prawda… – Przestraszona dziewczyna się cofnęła o krok.

      – Ale nie możesz też tutaj zostać, bo zginie Sopel z Szarugą. – Te słowa księcia jeszcze wzmogły lęk Szarówki, pchając ją dla odmiany naprzód do uprzedniej pozycji. Kompletnie bezradna dziewczyna spojrzała z bólem na Złotego. On poczuł współczucie. Ale myśl o własnym szczęściu z ukochaną sprawiła, że empatyczny powiew w jego sercu się rozwiał. – Coś się tu zbliża! – krzyknął, symulując strach.

      – Co… co takiego? – Srebrzysta dziewczyna zaczęła dygotać.

      – To… potwór, czerwony potwór! On zabije nas wszystkich. Nie masz wiele czasu. Musisz ratować przyjaciół, szybciej.

      – Ale…

      – Prędko! Oonn… nadchodzi…

      – Tak… Oonn nadchodzi! – Przerażona dziewczyna pobiegła do labiryntu. Z tą chwilą z powierzchni szarej ziemi się wyłoniła lodowa płyta, zamykając przejście. Od tego momentu Szarówka bezproduktywnie błądziła po plątaninie korytarzy. Trwożnie nawoływała przyjaciół, to krzyczała ze strachu.

      Niczym rzeka lęku płynąca w labiryncie tak właśnie upłynął cały dzień. Złoty spędził go niewzruszenie, słuchając dziewczęcych skowytów. Nie robiły na nim wrażenia. Przechodziły przez niego, jakby miał przezroczyste ciało, duszę i serce. Albowiem tarczą nie do przebicia na cudzy strach była w jego mniemaniu miłość do ukochanej. Ona chroniła go na ten czas od wszystkiego, także wyrzutów sumienia. Sumienie… czy w ogóle je jeszcze posiadał? Jeśli zaś nie, być może się dobrze działo, bo zauważył, że… tylko zawadzało.

      Kolejnego ranka lodowa płyta broniąca wejścia do labiryntu się odsunęła. Przez powstałą wnękę się wyczołgała Szarówka. Drżała, jej włosy były skołtunione, a paznokcie od orania nimi lodowych ścian zdarte do krwi. Zastygła w pozycji na czworakach i roztrzęsiona podniosła na księcia zalękniony wzrok.

      – Sopel… Szaruga? – zapytała zupełnie bez wiary.

      – Zapewne są już straceni – stwierdził lodowato Złoty. Nie znał tych postaci, więc ich los nawet w prawdziwym świecie był mu w sumie obojętny. Natomiast w tej ulotnej krainie tym bardziej się nie musiał silić na zachowanie zgodne z kodeksem światła. Mógł wręcz się poddać prawom Martwicy, co nagle odbierał jako intrygującą i kuszącą zarazem odmianę. Dla miłości się wyrzekł światła w sercu. Zatem przed czym, jaką niegodziwością, niby miałby mieć jeszcze opory?

      Tymczasem książęca odpowiedź przyniosła na dziewczęcą twarz koraliki zamarzających łez. Skojarzyły mu się one z perłową bransoletką. Darem dla Srebrnej, który obecnie miał na nadgarstku.

      Zastanowił się, czy perły mogły być tak naprawdę łzami, tyle że nie tymi powszechnie znanymi, księżycowymi. Więc jakimi? Gdyby przyjąć, że ocean powstał tak naprawdę z morza łez pradawnych istot, perły mogły być w tym ujęciu ich manifestacją w innej niż płynna postaci.

      Lekko się uśmiechnął w obliczu takich rozważań. Zaś kolejne podsunęły mu zamysł, jak sprowadzić jeszcze więcej łez na świat, zasilając ich bezmiar:

      – Gdy błądziłaś w labiryncie, źle szukając przyjaciół, czym się przyczyniłaś do ich zguby, ja obserwowałem tu szarą dziewczynkę – oświadczył karcąco do Szarówki.

      – Dziew… czynka, tutaj? – Przestraszona osoba się kwaśno uśmiechnęła.

      – Tak. Obserwowałem tu dziecko z toporem i krzywym zgryzem.

      – To Stalówka! – Szarówka się porwała na równe nogi. – Gdzie, gdzie ją widziałeś?! – krzyczała w panice.

      – Bawiła się, skacząc z kry na krę, jak to niesforny bachor. Ale się omsknęła jej nóżka, przez co dziewczynka wpadła do wody…

      – Gdzie ona jest?!

      – W jeziorze. Ona… tonie. – Książę spojrzał pomiędzy kry na grafitowe jezioro. – Tonie, bo trzyma swój topór, który ją ściąga na dno. Ściska oręż, który jej podarowałaś na siódme urodziny. To przez ciebie to dziecko umiera. Chyba powinnaś mu pomóc.

      – Tak… pomóc. – Chwiejnym krokiem dziewczyna ruszyła w kierunku brzegu.

      – Prędzej, ona już kona!

      – Nie! – Z wyciągniętymi przed siebie rękoma Szarówka skoczyła w wodne odmęty. Swym ciałem wzburzyła wodę i rozbrzmiał jej donośny plusk. Potem w przestrzeni pobrzmiewał już tylko cichy śpiew wiatru, coś jak dziecięce zawodzenie. Książę spokojnie słuchał tej melodii. Wkrótce zaczął wyławiać z niej znane sobie słowa. Wtedy

Скачать книгу