Скачать книгу

na nie, jakby się chciała upewnić, że ciągle miała w nich bez reszty oddane sługi, a nie było to wcale takie oczywiste. Ostatnio swych milusińskich bowiem nie rozpieszczała.

      Po pierwsze jej obietnice o rychłym przywróceniu im pierwotnej postaci się okazały nie mieć pokrycia w faktach. Ponieważ aniołowie z nieba wciąż nie latali swobodnie po białej krainie. Z tegoż powodu anielska aura nie była w wielkim księstwie dość silna, by czar odczynienia ptasiego uroku pozostał trwały.

      Ponadto ptaki w bitwie o Alabastrowy Pałac stały się świadkami śmierci swych pobratymców, sprzymierzonych z władczynią niebiańskich aniołów. A nie tak sobie wyobrażały swą anielską przyszłość.

      Na domiar złego wiedziały już także o tym, że gryfy w stadninach na południu, niemal ich krewni, były teraz hodowane nie do lotu, a na mięso dla szarych wojowników i smoków.

      Ogół tych drażliwych kwestii skutecznie podkopywał ptasi autorytet władczyni. Widziała to w ptasim wzroku, słyszała w szczebiocie. Czy zamierzała uznać to za problem? Raczej nie, dopóki jej pierzaści słudzy skwapliwie wykonywali przydzielone im obowiązki. Aby ich w tej materii zmobilizować, coraz częściej używała nie prośby, a groźby pod postacią podległych jej legendarnych istot.

      Posiadanie władzy nad smokami się przyczyniało również do tego, że ptaki wydawały się jej na ten czas o wiele mniej istotne. Przez to narastała w niej skłonność, by je lekceważyć, traktując instrumentalnie, a nie jak drogich sobie braci i siostry białej krwi. Jej swoista separacja od ptasiego towarzystwa sięgnęła ostatnio takiego poziomu, że przestała się dzielić z milusińskimi przemyśleniami. Jedynie wysłuchiwała relacji z alabastrowej krainy, ościennych władztw, czy sprawozdań ze śledzenia danych osób, jak Ekru.

      Także tym razem nie zaszczyciła ptaków własną mową. Jedynie popatrzyła wyniośle po alabastrowych orłach, kremowych gołębiach czy mlecznych mewach, po czym odebrała do wysokich uszu mieszankę strachliwych i zdystansowanych ćwierkań.

      Dowiedziała się z nich między innymi, że zielone wojsko wróciło do Wielkiej Puszczy, gdzie rozproszyło swe szeregi. To była pozytywna wiadomość. Negatywną stanowiła ta, że w razie kolejnego pospolitego ruszenia zielona armia znów stanowiłaby potęgę i monolit.

      Z kolei na Przeklętej Pustyni oprócz niebieskich upiorów panoszyć się miały obecnie hordy zmutowanych zwierząt o barwie czerwieni. To dowód na to, że pasmo wojen z czerwienią się nie zakończyło, a będzie trwać. Nie dziwiło to, skoro ostateczną konfrontację ze wspomnianą barwą miało stanowić przyjście na świat czerwonego demona. Tego zaś ciągle na horyzoncie o jakiejkolwiek barwie nie było widać. Tak w każdym razie twierdziły ptaki.

      Niemniej, w obliczu przyszłych starć priorytet stanowiło niezmiennie rośnięcie w militarną siłę. Z powodu poranionych smoków siła Alabaster według niej miała się w najbliższej przyszłości opierać na wojownikach z klanu Srebrzystych Traw.

      Co do zasadności tego założenia się zamierzała nader szybko przekonać, bo pretekst już się pojawił. Ptaki przekazały jej, że na południe od Magicznej Bariery zeszła śnieżna lawina. Runęła z gór za sprawą furkotu skrzydeł hordy czarnych aniołów i miała być iście potężna. Jej efektem stało się obniżenie pasma górskiego na pograniczu z Czeluścią. Ponadto hałdy śniegu zasypały znaczne połacie czarnych ziem. Ptaki donosiły, że przybyły tam demony z pobliskiej pomroczni, topiąc śnieżną biel czarnymi płomieniami. Ale czy Najjaśniejsza Jasność mogła pozwolić na taką profanację, by czarne plugastwo gasiło biały blask? No właśnie.

      *

      – Tarcze! – zagrzmiał Srebron. Na ten rozkaz kilkuset wojowników ustawionych w siedmiu liniach wzniosło przed siebie osłony. – Topory! – Przed mur tarcz wysunięty został las srebrzystych ostrzy. – Zewrzeć szyk! – Piechurzy przylgnęli do siebie mocniej, tworząc jakby siedem ścian. Wówczas będący za wojami konno Etrawa spojrzał z kąśliwym uśmieszkiem na zasiadającą koło niego na smoku Alabaster. Doczekał się podobnego grymasu twarzy kobiety oraz widoku jej lekkiego skinięcia głową. W odpowiedzi wydał ostatnią komendę: – Naprzód marsz! Do granicy białego śniegu, naprzód!

      Ze stoku zaśnieżonego wzgórza rozpoczął się pochód pieszej armii srebrzystych wojowników. Naprzeciw siebie mieli kilka dziesiątek zdezorientowanych demonów z pochodniami i bronią sieczną w łapach. Czarni troglodyci zastygli w rozproszonym szyku. Nie uciekali, ani nie ruszali do ataku, jakby wyczekiwali rozkazu naczelnego demona.

      Odgórna komenda z demonicznego pyska nie miała tu jednak prawa paść. Z tej prostej przyczyny, że rogaty dowódca pewien czas temu wyruszył do Upiornej Twierdzy, by zdać triumwirom raport z wydarzeń na granicy. Nieszczęśnik nie powrócił z Sali Płaczu, gdzie stracił głowę. Natomiast na jego miejsce nie wyznaczono nikogo innego.

      – Walczyć! – ryknął Srebron. Uczynił to, kiedy pierwszy szereg wojów dosięgnął najbardziej wysuniętych na wschód demonów. W ruch poszły srebrzyste topory. Od tej chwili szara armia się toczyła jak ostry walec, miażdżąc i szatkując na białym śniegu wszystko co czarne. Przez to bitwa się szybko przerodziła w rzeź. Do tego stopnia, że drugi szereg wojów prawie nie wziął udziału w walce, nie wspominając o pozostałych pięciu.

      Po zakończeniu masakry zachęcona sukcesem Alabaster zasugerowała Etrawie karne zdobycie pobliskiej pomroczni. Czempion północy wyraził wątpliwość, czy aby w ten sposób nie wkroczy z zimnej bieli na cieplejszą czerń, gdzie zgodnie z ostrzeżeniem szamanek mógłby ponieść klęskę. Wielka księżna spróbowała rozwiać jego obawy:

      – Dotknij czarnej ziemi – zachęciła stojącego na skraju białego śniegu srebrzystego mężczyznę.

      – Jest… chłodna – stwierdził. – Nie to co ty w naszym łożu – dodał zaczepnie.

      Alabaster nie zareagowała na tę uwagę, aby Srebron sobie nie myślał za wiele. Chociaż przeszedł ją rozkoszny dreszcz na wspomnienie tego, jak ten mężczyzna zrealizował swą obietnicę, rzucając ją nagą na klęczki, związał i w tej pozycji posiadł. Zgodnie z jego przewidywaniem ona rzeczywiście się nie wzbraniała, a z czasem prosiła nawet o jeszcze. Kiedy zaś po wielokrotnym spełnieniu jej szary kochanek padł wycieńczony na łoże, podała mu afrodyzjak w postaci wyciągu ze smoczych oczu. Potem sama go przywiązała do łóżka i tym razem się nie obyło bez bieli na szarości oraz dominacji alabastrowego koloru. Efektem tych działań była kulminacyjna rozkosz tym razem po stronie Alabaster, od której to przyjemności się nastroszyły jej wszystkie piórka.

      – Wszystko w porządku? Wyglądasz jakby ci się nagle roztopił śnieg pod stopami. – Srebron spojrzał na raptem rozmarzoną władczynię z pewną podejrzliwością. Ona, jak zbudzona z erotycznego snu, dla ochłody się powachlowała skrzydłami. Następnie w nawiązaniu do pierwotnego wątku zapytała:

      – Czy czarna ziemia jest tutaj mniej chłodna niż poszarzałe ziemie w czasie pluchy? W odpowiedzi zobaczyła pewny siebie uśmiech czempiona północy. Później jego uniesiony do góry topór. Aż się doczekała męskich komend nakazujących wymarsz wojaków na zachód prosto w czerń. – Grzeczny chłopiec – szepnęła już tylko do siebie. Owijając wokół palca pasemko anielskich włosów, fantazjowała, kto kogo tej nocy w łożu zwiąże i zdominuje. Stawiała, że tym razem jedynie ona Srebrona. Znowu przeszedł ją ekstatyczny dreszcz się wijący od podstawy kręgosłupa, nim samym między skrzydłami, aż do czubka głowy. Obiecanej sobie właśnie rozkoszy wręcz już się nie mogła doczekać.

      Niedługi czas potem kołowała na smoku nad po części płonącą pomrocznią. Trwało tam dorzynanie czarnej watahy demonów przez wojowników klanowych. Ostatecznie pozbawiona demonicznego dowództwa twierdza została z łatwością zdobyta i splądrowana, a załoga wyrżnięta w pień.

      Widok zwycięstwa również sprawiał władczyni zmysłową przyjemność. Skłonna je była traktować nawet jako rozbudzającą zmysły grę

Скачать книгу