Скачать книгу

pokładzie okrętu Niebieskich z całą pewnością znajduje się uzbrojenie, nie jestem jednak w stanie go rozpoznać. Coś wielkiego, jakieś projektory lub dysze na każdym z biegunów.

      – Biegunów? Myślałem, że to okręt, nie księżyc.

      – Pojazd złożony jest głównie z krzemu. Skoro więc zbudowany został ze skały, a jego rozmiary pozwalają na oddziaływanie grawitacyjne, to chyba można uznać go także za ciało niebieskie.

      Westchnąłem. Jeśli zmuszeni będziemy z tym walczyć, będą kłopoty. Nasze lotniskowce wyglądały przy „księżycu” jak miniaturki.

      – Jaka jest różnica mas między tym czymś a naszą flotą? – spytałem.

      – Trudno sprecyzować. Ale zaryzykowałbym stosunek masowy jeden do tysiąca.

      – Nasze lotniskowce? Jeden do tysiąca?

      – Ależ skąd, sir. Miałem na myśli wszystkie jednostki Sił Gwiezdnych razem wzięte.

      Wpatrywałem się w okręt-księżyc, do którego przylgnęła już nazwa Fobos. Wprowadziłem tabliczkę z opisem do systemu.

      – Jakim rodzajem napędu się posługuje?

      – Nie potrafię odczytać sygnatur energetycznych – odpowiedział Marvin, przebiegając mackami po konsoli. – Atmosfera Edenu-12 powoduje zbyt wielkie zakłócenia.

      Sam to widziałem. W górnej warstwie atmosfery planety pojawiło się coś w rodzaju depresji, która powoli znów się wypełniała. Zapomniałem już nieco z mechaniki cieczy i gazów, ale domyślałem się, że to ślad przejścia okrętu.

      – Prędkość?

      – W przybliżeniu pięćdziesiąt tysięcy kilometrów na godzinę i stale rośnie.

      Zmarszczyłem brwi. Każdy normalny rodzaj napędu wymagałby uwolnienia jakiejś energii. Ten okręt jednak wydawał się nie mieć żadnych silników, żadnych otworów na gazy…

      – Wcale mi się to nie podoba – powiedziałem. – To jest tysiąc razy większe niż cała nasza flota, a my nawet nie wiemy, jak to lata. Musimy założyć, że może nas w dowolnym momencie zdmuchnąć z nieba.

      – To może w takim wypadku spróbujemy dyplomacji? – zasugerowała kapitan Sarin.

      – I właśnie po to jest tu najlepszy robot lingwistyczny we wszechświecie. Przygotuj się do transmisji do Niebieskich, Marvin.

      – Gotów.

      – Nie transmituj, dopóki nie wydam polecenia. Jasne, Marvin?

      – Zrozumiałem. Czekam.

      – Zapisuj. „Niebiescy, tu pułkownik Kyle Riggs, dowódca Sił Gwiezdnych. Mieliśmy kilka pokojowych kontaktów z waszym gatunkiem, doświadczyliśmy jednak także tych mniej przyjemnych. Chciałbym usłyszeć wasze wyjaśnienie dotyczące tego ogromnego okrętu, który unosi się w atmosferze. Zgodnie z naszym porozumieniem mieliście zostać na swojej planecie i nie próbować kontaktować się z maszynami”.

      Odwróciłem się do Marvina.

      – Przerwij zapis. Masz to?

      – Tak.

      – Transmituj tak, żeby nie było wiadomo, że pochodzi z tego okrętu. Nie chcę, by namierzyli flagowiec.

      – Gotowe.

      – W porządku, wysyłaj.

      Marvin wykonał polecenie, a my czekaliśmy. Trwało to dość długo, ponieważ znajdowaliśmy się około dziesięciu minut świetlnych od planety. Wiadomość musiała tam dotrzeć, a potem pokonać drogę powrotną, co zajmowało w przybliżeniu pół godziny.

      W tym czasie Fobos całkowicie wyłonił się z atmosfery, ale nie zatrzymał się na orbicie, tylko wciąż się zbliżał.

      Zmarszczyłem brwi, patrząc na dane.

      – Jaka jest prędkość ucieczki z tego gazowego olbrzyma?

      – Jakieś pięć razy większa niż z Ziemi, sir – odpowiedział Marvin.

      – Ale ten okręt nie porusza się tak szybko. Cały czas przyspiesza, nie ma jednak odpowiedniej prędkości.

      – Przy odpowiednio wysokiej energii można odbić się od każdej planety przy dowolnej prędkości.

      Moje obawy rosły. Jakimi możliwościami dysponował ten okręt? Czy zaatakowanie go równało się samobójstwu? Nie miałem pojęcia. Nie wiedziałem nawet, czy miał zamiar nas zaatakować, jeśli nic nie zrobimy. Zaczynałem się pocić w kombinezonie.

      – Zawiadomić wszystkie stanowiska bojowe, żeby ludzie byli w skafandrach próżniowych. Jeśli mają pod ręką pancerze bojowe, niech je założą. Przygotujcie myśliwce.

      Sarin patrzyła na mnie przez chwilę.

      – Niemożliwe, żebyśmy byli w zasięgu, sir.

      – Prawdopodobnie nie, ale wolę zachować ostrożność.

      – Jednak czy wystrzelenie myśliwców nie będzie wyglądać zbyt agresywnie?

      – Nie wiem i mam to gdzieś. Chcę, aby na wszelki wypadek krążyły. Osobiście raczej wątpię, by Niebiescy mieli jakieś pojęcie o lotniskowcach i myśliwcach. Chyba nie potraktują tego jako zaczepki.

      Jasmine przekazała rozkazy. Syreny wyły, a ludzie w pośpiechu zakładali zestawy bojowe. Oświetlenie zmieniło się na czerwone.

      – To już prawie pół godziny – powiedziałem kilka minut później. – Mamy odpowiedź od Niebieskich? Cokolwiek?

      – Nic, pułkowniku.

      – Wiemy chociaż, czy odebrali naszą wiadomość?

      – Przesłana została w ich własnym języku przy użyciu kanału, którym posługiwaliśmy się w przeszłości.

      Wpatrywałem się nerwowo w pulpit. Cholerne worki gazu! Zawsze sprawiały, że się pociłem. Często nie odpowiadały wcale, chyba że pod przymusem. Kiedyś musiałem ich zbombardować, by uzyskać odpowiedź. Dziś taka opcja nie wchodziła w grę. Nie chciałem sprawiać wrażenia, że stanowimy zagrożenie dla ich planety.

      – Tym ruchem wszystko zmienili – powiedziała stojąca tuż obok Jasmine.

      – Co masz na myśli?

      – Zbudowali flotę. A przynajmniej jeden ogromny okręt. Teraz będziemy musieli zacząć ich szanować. Nie będziemy mogli traktować ich z góry tylko dlatego, że nie mogą odpowiedzieć ogniem.

      Chyba miała rację, a to mi się nie podobało. Spojrzałem na ekran. Sytuacja bardzo szybko mogła wymknąć się spod kontroli. Nakazałem zespołowi taktycznemu opracować plan uderzenia na Fobosa, ale zadanie nie należało do łatwych.

      W przeszłości atakowaliśmy albo silniki, albo uzbrojenie obcych okrętów. W tym przypadku trudno było zidentyfikować cel. Na biegunach znajdowały się zgrubienia, a na całej powierzchni inne, drobniejsze struktury, jednak nie wiedziałem, jakie spełniały funkcje.

      W końcu zwerbalizowałem swoją frustrację.

      – Do cholery, z tego, co widać, to albo okręt kolonialny, albo frachtowiec…

      – Naprawdę tak pan przypuszcza, pułkowniku? – zapytał Marvin.

      – Nie – przyznałem – ale po prostu nie wiem nic. Marvin, wyślemy kolejną wiadomość. Ta będzie bardziej dyplomatyczna.

      – Gotów.

      – Te same ustalenia, co poprzednio. Nie wysyłasz, zanim nie powiem, i nie identyfikujesz nas jako okrętu flagowego.

      – Gotów.

Скачать книгу