Скачать книгу

meldują zmiany w zachowaniu okrętu przeciwnika.

      – Co robi?

      – Obraca się. W naszą stronę.

      – Awaryjne procedury unikowe! – ryknąłem. – Wszystkie lotniskowce, przyjąć, że strzał może paść w każdej chwili.

      – Nie zbliżyliśmy się jeszcze do dziewięciu minut – zaoponował Miklos.

      Okrętem szarpało i musieliśmy chwycić się stołu.

      – Mocno się zbliżyliśmy. To może skrócić czas użycia broni.

      – Uważa pan, że zdecydowali się zignorować myśliwce?

      – A ty byś tego nie zrobił? Nie przejmowałbyś się wielkimi okrętami pędzącymi w stronę twojej planety?

      – Rozumiem. Rozkazy?

      – Odpalić rakiety. Wszystkie. Celować w struktury na biegunach. Może uda nam się coś osiągnąć.

      Do tej chwili nie ruszaliśmy zapasów rakiet nuklearnych. Mieliśmy ich po szesnaście na każdym z lotniskowców. Na początku nie kazałem ich odpalać, ponieważ nie mieliśmy potwierdzonego celu, potem chciałem, żeby przeciwnik skupił się na myśliwcach, ale teraz nie miałem już wyjścia.

      Poczułem szarpnięcie towarzyszące opuszczeniu wyrzutni przez rakiety. Schodziły szybko jedna za drugą. Miałem nadzieję, że coś zdziałają.

      Przez chwilę nic się nie działo. Gatre cały czas rzucało na boki, ale nie mieliśmy żadnego sygnału o trafieniu.

      Nagle, bez żadnego uprzedzenia trafiony został kolejny lotniskowiec.

      – Potwierdzone. Tym razem to Napór, pułkowniku.

      Kiwnąłem głową w stronę Miklosa, a on przywołał dane na ekran. Początkowo nie widziałem uszkodzeń. W odróżnieniu od Odważnego cały okręt nie został zniszczony. Nie zgniotło go. Czyżby broń przeciwnika słabła? Dopiero gdy Miklos obrócił nieco obraz, zauważyłem skutki wtórnych eksplozji. W rejonie rufy ziała wielka dziura.

      – Wygląda, jakby rekin odgryzł kawał tyłka Naporu – powiedziałem.

      – O tym samym pomyślałem, sir. Myślę, że nasze uniki przyniosły jakiś efekt. To nie było idealne trafienie.

      – Albo uniki, albo brak czasu. Może pełne naładowanie zajmuje im dziewięć minut, a przy krótszym czasie efektywność jest mniejsza.

      – Może być i tak. Tak czy inaczej, zniszczona została mniej niż jedna trzecia okrętu.

      – To wystarczy, by unieruchomić każdą jednostkę. O ile się nie mylę, silniki znajdują się właśnie w okolicy rufy.

      – Potwierdzam. Silniki zostały zniszczone i okręt jest unieruchomiony, ale to, co zostało, jakoś się trzyma i spora część załogi mogła przeżyć.

      Nie byłem tego pewien, ale nie kłóciłem się. Wolałem, aby ludzie wierzyli, że da się przeżyć trafienie tą straszną bronią. Zacząłem podejrzewać, że oddziałuje ona w jakiś sposób na materiał w danym obszarze, a jeśli tak, to tkanka ludzka była zdecydowanie delikatniejsza od nanometalu.

      – Sir, zmiana kursu Fobosa – powiedział Miklos. – Okręt obraca się i redukuje prędkość. Kieruje się w tej chwili dokładnie tam, skąd przyleciał.

      – Odwrócenie kursu i powrót do domu? To ma sens. Wiemy przynajmniej, że potrafią myśleć racjonalnie. Może uda się to wykorzystać.

      Miklos spojrzał na mnie dziwnie, co zignorowałem. Wiem, że nie podobało mu się grożenie innym istotom żywym. W przeszłości zdarzyło nam się zbombardować Eden-12, by zmusić Niebieskich do współpracy. Być może tym razem sprawy potoczyłyby się jeszcze gorzej.

      Zanim Fobos mógłby strzelić kolejny raz, myśliwce wykonały przelot. Małe jednostki zmuszone zostały do zredukowania prędkości, by efektywnie zaatakować. Dlatego też dotarły do przeciwnika później niż my.

      Patrzyliśmy, jak cztery eskadry, prawie setka maszyn, przeleciały nad skałą. Wyglądało to tak, jakby atakowały księżyc lub asteroidę. Powierzchnię stanowiła lita skała. Wpatrywaliśmy się, jak strumienie energii i broń balistyczna skupiają się na dziwnych strukturach na biegunach okrętu.

      Uniosło się wiele kurzu i wyglądało to efektownie, ale nie sądzę, by odniosło skutek. Struktury pozostały na miejscu.

      Nasze okręty minęły przeciwnika i zbliżały się do planety.

      – Czy jest jakaś reakcja? – spytałem.

      – Nie, sir – odparł Miklos. – Przeciwnik ich ignoruje.

      – Nie jestem zaskoczony. To jak komary atakujące słonia. Niech zejdą po spirali i zaatakują jeszcze raz. Tym razem bombami.

      Wybrane myśliwce przenosiły małą rezerwę bomb atomowych. Normalnie dla okrętu stanowiły one całkowity overkill. Jednak ten okręt miał rozmiary planety i tak powinien być traktowany.

      – Mają mało paliwa, sir – ostrzegł Miklos.

      – Tak, a ja mam mało okrętów. Ostatnie przejście, uzbroić bomby.

      Rozkazy zostały wydane. Obraz na wyświetlaczu zmienił się. Myśliwce wykonały zwrot, wróciły nad Fobosa. Tym razem eksplozje prawie przysłoniły widok.

      Uśmiechnąłem się z zadowoleniem.

      – To powinno zwrócić ich uwagę.

      – Mam odczyt energetyczny, sir – powiedział nagle Marvin. – Coś płynie od okrętu przeciwnika.

      – Widziałeś to wcześniej?

      – Tylko echo, zanim odpalono wielką broń. A także oczywiście na Edenie-12.

      – Nigdy nic nie mówiłeś o fali energetycznej.

      – Nie pytał pan o nią.

      Spojrzałem na niego. Byłem zmuszony dokładnie przepytać Marvina na temat tego, co i od kiedy wie. Jednym z problemów, jakie sprawiał, była jego tendencja do utajniania informacji. Nie wiedziałem, czy robił tak dlatego, że lubił sekrety, czy dlatego, że nie wiedział, co nas interesuje.

      Wróciłem wzrokiem do wyświetlacza.

      – Wycofaj je stamtąd – powiedziałem.

      Miklos nie dyskutował z tym rozkazem. Wkrótce ławica srebrnych rybek oddaliła się od Fobosa.

      Nie uleciały daleko. Z naszego punktu widzenia wyglądało to, jakby Fobos rozbłysnął. A potem otoczył go miraż.

      Kontakty, zielone trójkąciki znikały jeden po drugim, unicestwiane niszczącą falą z Fobosa.

      – Sir… – zaczął Miklos, ale głos mu się załamał.

      Przy wszystkich stanowiskach słychać było westchnienia i szepty. Spojrzałem na ekran, choć zbierało mi się na wymioty.

      – Niech zgadnę – powiedziałem. – Zostały zgniecione. Czy któryś z nich jeszcze odpowiada? Ktoś przeżył?

      – Tak, dziewiętnastu się udało, sir.

      – A zatem Niebiescy mają drugą broń. Coś o dużo szerszym, lecz krótszym zasięgu. Wygląda na to, że rozciąga się kilkaset kilometrów od okrętu. Są w stanie dosięgnąć wszystkiego, co znajdzie się w sferze.

      – Pułkowniku? – Marvin starał się zwrócić moją uwagę.

      Spojrzałem na niego niechętnie. Straciłem właśnie połowę lotniskowców i myśliwców. Zostaliśmy zmiażdżeni w bitwie, o ile można to było nazwać bitwą.

      – O co

Скачать книгу