Скачать книгу

kombinezon.

      – Tlenu wystarczy na piętnaście minut. Więcej czasu raczej nie będzie nam potrzebne. – Jego głos dobiegał z systemu komunikacji wbudowanego w kombinezon. – Gotowa?

      Clair skinęła głową.

      Przeszła za nim przez kolejne drzwi i wreszcie znalazła się w sali szpitalnej Paula Upchurcha.

      Clair nie miała okazji porządnie mu się przyjrzeć, kiedy został przywieziony do szpitala. Po aresztowaniu zasłabł i stracił przytomność, więc natychmiast przewieziono go na intensywną terapię i przygotowano do operacji. Mężczyzna leżący teraz w łóżku wyglądał jak stwór z jej najgorszych koszmarów. Skórę miał bladoszarą, lśniącą od warstewki potu. Spodziewała się, że głowę będzie miał grubo owiniętą bandażem, ale wcale nie – rana pooperacyjna była widoczna pod przeźroczystym opatrunkiem. Pod rozciągliwym materiałem zebrał się jakiś płyn. Nie wiedziała, czy to lekarstwo, które ma przyśpieszyć gojenie, czy ropa albo inna wydzielina, ale na sam widok robiło jej się niedobrze. Nie miał włosów ani brwi – albo stracił je w toku leczenia, albo ogolono go przed operacją. Wyglądał nieludzko, jak kosmita, i gapił się prosto na nią.

      Według akt Upchurch miał niebieskie oczy, ale teraz nikt by się tego nie domyślił. Na Clair patrzyły oczy mętnoszare, przekrwione, o pożółkłych białkach.

      Doktor Beyer podszedł do oprzyrządowania stojącego przy łóżku i przestudiował rozmaite wykresy i wartości liczbowe na kolorowym wyświetlaczu. Stał tyłem do niej, nie widziała wyrazu jego twarzy.

      Clair przysunęła się bliżej. Upchurch podążył za nią wzrokiem. Wysunął język i oblizał suche, spierzchnięte wargi. Język nie był różowy, ale szary, w tym samym martwym odcieniu co oczy i skóra. Wiedziała, że ma przed sobą trupa. Coś w jego wzroku mówiło jej, że on też zna prawdę.

      Prawa dłoń Upchurcha zadrgała spazmatycznie i uniosła się parę centymetrów nad łóżko, ale zaraz znów opadła. Kajdanki zabrzęczały na metalowej poręczy. Taki środek bezpieczeństwa wydawał się absurdalny, przecież ten człowiek nie mógł nigdzie uciec. Poruszył ustami, ale nic nie powiedział – zacmokał tylko głucho i zachłysnął się powietrzem.

      Przez cały ten czas nie odrywał jednak od niej wzroku. Nie zauważyła, żeby choć raz mrugnął.

      Clair zrobiła jeszcze jeden krok w stronę łóżka.

      – Jestem detektyw Clair Norton z policji Chicago. Wie pan, gdzie się znajduje?

      Z trudem skinął leciutko głową. Dopiero wtedy zamknął oczy.

      – Jest na silnych lekach, ale podejrzewam, że w takim stanie nawet najlżejszy ruch sprawia mu ból i wymaga wielkiej koncentracji – stwierdził Beyer.

      Nie zwróciła uwagi, że się odwrócił, ale teraz patrzył na nią z przeciwnej strony łóżka Upchurcha.

      – Pytał pan o Sarah Werner – ciągnęła Clair. – Nie żyje.

      Nawet jeśli zrozumiał jej słowa, nie dał tego po sobie poznać. Znowu zacmokał wargami, a Clair musiała zmusić swoje stopy do trwania w miejscu, bo reszta jej ciała pragnęła uciekać gdzie pieprz rośnie.

      Znowu poruszył ustami i tym razem była pewna, że próbuje coś powiedzieć. Dał się dosłyszeć głos, jakkolwiek słaby. Nachyliła się bliżej, żeby lepiej słyszeć, i zmarszczyła czoło.

      – Widzi pan? Co pan widzi?

      Strużka krwi zaczęła mu się sączyć z ranki w kąciku ust, Clair już nie mogła tego znieść.

      – Wreszcie widzę – powiedział jej nieznacznie mocniejszym głosem.

      – Co pan widzi?

      Próbował unieść głowę, żeby się do niej zbliżyć, ale ruch okazał się dla niego zbyt wyczerpujący. Opadł na poduszkę.

      Clair nachyliła się więc nad nim, jak najbliżej, gotowa nawet zerwać z głowy maskę, jeśli to pozwoliłoby jej go usłyszeć.

      Kiedy jednak Upchurch w końcu znów się odezwał – cztery słowa, które padły z jego konających ust, zabrzmiały jak szept ducha – Clair natychmiast pożałowała, że go usłyszała. Cofnęła się o krok z rozdziawionymi ustami.

      – No nie, bez jaj.

      Niemal zdzierając z siebie kombinezon ochronny, Clair wybiegła z sali Upchurcha, a Beyer i inni obecni patrzyli na nią w osłupieniu.

      23

Dzień piąty, 9.31

      Kilka minut później Clair była już z powrotem w tymczasowym gabinecie z Klozem i ukrywała twarz w dłoniach. Siedziała na podłodze w kącie, opierając się o ścianę i kiwając powoli w przód i w tył.

      Z początku Klozowski kręcił się nad nią i próbował jakoś pocieszyć, ale w końcu dał spokój, wrócił na swój fotel i schronił się w bezpiecznym blasku ekranu laptopa. Wyglądał równie nieswojo, jak ona się czuła.

      To się nie mogło dziać naprawdę.

      – On majaczy, Clair. Jego słowa nie mają żadnego znaczenia.

      Clair nie przestawała się kiwać.

      – Powiedział to. Jestem policjantką. Muszę to zgłosić. Będzie to w aktach. Chryste, jak gazety się o tym dowiedzą…

      – Jesteś pewna, że się nie przesłyszałaś? Może coś źle zrozumiałaś.

      – Nigdy w życiu nie słyszałam niczego tak wyraźnie.

      – Mówiłaś, że byłaś w jakimś pancernym kombinezonie. Nie mogłaś przecież wyraźnie słyszeć.

      Clair zaczęła się bujać jeszcze szybciej.

      – Powiedział: „Sam Porter jest 4MK”. Jasno i wyraźnie. Nie przesłyszałam się. Lekarz stał zaraz obok, też na pewno słyszał. Boże, była jeszcze pielęgniarka. Prawdopodobnie to słyszała. Nie wiadomo kto jeszcze…

      – Musisz spisać jego zeznania – powiedział Kloz cicho. – Zanim umrze.

      Clair znieruchomiała.

      – Nie zamierzam tam wracać.

      – Musimy się dowiedzieć, co on wie.

      – Kłamie – oznajmiła Clair butnie. – Zabójcą Czwartej Małpy jest Anson Bishop.

      – A jeśli nie?

      Łypnęła na niego wrogo.

      – Po czyjej ty jesteś stronie?

      Kloz podniósł ręce.

      – Nie jestem po niczyjej stronie, ale jesteśmy tu sami, a kiedy to się wyda… bo dobrze wiesz, że się wyda… a my nie będziemy mieć zeznań, to jak to będzie wyglądało? Oskarżą nas o krycie Sama.

      – Wiemy, że Upchurch zabił Ellę Reynolds i Lili Davies… Próbował zabić Larissę Biel i Kati Quigley. Prawdopodobnie też ich rodziców. Zabił tamtego chłopaka, Wesleya. Kto mu uwierzy?

      Już mówiąc to, Clair wiedziała, że ludzie uwierzą.

      – Nie bierzesz chyba pod uwagę możliwości, żeby tego nikomu nie zgłaszać, prawda? – spytał Kloz. – W tej chwili to nie wchodzi w grę. Prawda?

      Clair spojrzała na niego bez słowa.

      Klozowskiemu opadła szczęka.

      – To dlaczego mnie o tym powiedziałaś?

      – Może powinniśmy trochę potrzymać to w tajemnicy, póki się nie dowiemy, o co chodzi.

      Kloz

Скачать книгу