ТОП просматриваемых книг сайта:
Szóste dziecko. J.D. Barker
Читать онлайн.Название Szóste dziecko
Год выпуска 0
isbn 9788381435529
Автор произведения J.D. Barker
Жанр Триллеры
Издательство PDW
17
– Obróć się w lewo i wydmij trochę wargi – powiedział Paul Upchurch zza aparatu fotograficznego.
Zamiast tego pokazałem mu język.
Ojciec kazał mi za wszelką cenę unikać zdjęć. Fotografie pomagają stworzyć kartotekę – dokumentacja, dowody, chronologia zdarzeń. To wszystko może w każdej chwili wypłynąć i sprawiać problemy. „Płyń przez ten świat jak duch, mistrzuniu. Im mniej ludzi cię widzi, tym więcej masz wolności. Prawdziwej wolności zaznają tylko martwi”.
A jednak się stało. Staliśmy z Paulem w salonie Domu Finicky. Ja opierałem się plecami o ścianę, on trzymał aparat z kliszą 35 milimetrów – sprzęt sprawiał wrażenie kosztowniejszego od niejednego samochodu.
– Po co te zdjęcia?
– Na ścianę wstydu nad schodami. – Paul nastawił coś w aparacie, przyklęknął na jedno kolano i spojrzał w wizjer aparatu. – Finicky zwykle każe nam je robić pierwszego dnia po przyjeździe nowej osoby, a ty jesteś tu już prawie tydzień.
Aparat pstryknął. Jaskrawy błysk flesza wypełnił całe pomieszczenie białym światłem.
– Widziałem rano tamtego detektywa. Tego, który mnie tu przywiózł. – Nie powiedziałem Paulowi, że widziałem Tegan w całej krasie. Skończyłoby się dwugodzinnym przesłuchaniem, a nie mogłem sobie na to pozwolić. Miałem już inne plany.
– Weldermana?
– Owszem, Weldermana.
– Mówi się „no”. Czasem gadasz jak jakiś dziadek. Moim zdaniem powinieneś sobie postanowić, że dziś przynajmniej trzy razy powiesz „co nie?”.
Znowu pstryknięcie i błysk lampy.
– Obróć się w prawo.
Nie potrafiłbym tak po prostu powiedzieć ani „co nie”, ani „no”. Ojciec tłumaczył mi, jak ważne jest wtapianie się w tłum, więc pewnie dałbym radę, gdybym się wysilił, ale byłby to spory wysiłek. Poprawne wysławianie się przychodziło mi naturalnie.
Paul znów coś podregulował.
– Welderman to ciul, ale często tu bywa. Tak samo ten jego partner, Stocks. Kumplują się z Finicky, czasem podrzucają dziewczyny do miasta. Chłopaków też, ale zwykle dziewczyny.
– Gość śmierdzi jak spleśniały grejpfrut, ale lepsze to niż leźć na nogach.
To powiedziała Kristina.
Podniosłem głowę i zobaczyłem ją w łukowym wejściu do salonu. Miała na sobie tylko skąpe białe bikini i brązowy ręcznik przerzucony przez ramię.
– Grejpfrut i Old Spice – dodała Tegan, pojawiając się za nią w czarnym kostiumie dwuczęściowym. Obie dziewczyny miały włosy ściągnięte w końskie ogony.
Na ich widok oblałem się rumieńcem i wbiłem wzrok w podłogę.
Paul się odwrócił i opadła mu szczęka.
– Chyba was kocham.
Nawet nie spoglądając w wizjer, pstryknął dziewczynom całą serię zdjęć. Obie szybko przełączyły się w tryb modelek, pozowały, stojąc plecami do siebie, i uśmiechały się tajemniczo do kamery. Przechylały głowy to w jedną, to w drugą stronę. Stare wyjadaczki.
– Tak się to robi – pochwalił Paul. Wskazał na mnie kciukiem. – Ten tutaj ma kij w dupie i się wstydzi.
– Czyżby? – Tegan wyszczerzyła zęby. – Rano jakoś się nie wstydził.
Ruszyła w moją stronę, ciągnąc za rękę Kristinę.
Kiedy do mnie doszły, Tegan rzuciła ręcznik na podłogę i objęła mnie w pasie. Nachyliła się blisko i szepnęła mi do ucha.
– Wcale się nie wstydziłeś, co, Anson?
Kristina zaszła mnie od drugiej strony i przycisnęła się półnagim ciałem.
Ręce zwisały mi niezgrabnie po bokach. Nie wiedziałem, co z nimi zrobić. Kiedy palcami musnąłem niechcący udo Kristiny, zacisnąłem pięść.
Paul zrobił kolejne zdjęcie.
Dziewczyny pachniały jak świeżo ścięte polne kwiaty i zasypka dla niemowląt. Przywarły do mnie jeszcze mocniej. Jakie cieplutkie.
– Ale masz buraka na twarzy – zauważył Paul uprzejmie, przez co zaczerwieniłem się jeszcze mocniej.
Tegan zachichotała. Wyciągnęła rękę, klepnęła Kristinę w ramię i wskazała moje krocze.
– Oho, łatwo poszło – stwierdziła Kristina ze śmiechem.
– Mówiłam ci. – Tegan promieniała dumą. Odwróciła głowę w stronę wejścia do salonu. – Libby, chcesz zobaczyć, jak Ansonowi stoi? On chyba bardzo chce, żebyś zobaczyła!
Zasłoniłem przód dżinsów obiema rękami, a dziewczyny znowu zachichotały, ocierając się o mnie coraz mocniej.
– Libby, no chodź! Szybciej!
I wtedy zobaczyłem jej cień, ledwie dostrzegalny, na ścianie korytarza przy salonie. Nie weszła jednak do pokoju.
– Wrócę chyba do swojego pokoju – powiedziała cichutko. Nigdy wcześniej nie słyszałem jej głosu, ale zdawało mi się, że od zawsze znam jego ton i barwę.
Tegan przewróciła oczami i energicznie pomaszerowała na korytarz.
– Nie powinnaś siedzieć zamknięta sama w pokoju. Masz iść się z nami poopalać. Jesteś blada jak trup.
O ile czułem się niezręcznie wciśnięty między obie dziewczyny, o tyle z samą Kristiną było mi jeszcze dziwniej.
Paul zupełnie się tym nie przejmował. Pstryknął kolejne zdjęcie.
Nie usłyszeliśmy, kiedy pani Finicky weszła do salonu z jadalni. Pewnie siedziała wcześniej w kuchni.
– Anson, zdejmij koszulę. Brakuje tu równowagi: Kristina w pięknym kostiumie, prezentuje kształty, a ty pozapinany pod szyję jak do kościoła. – Zwróciła się do Paula. – Nigdy nie będzie z ciebie porządnego fotografa, skoro nie zwracasz uwagi na takie rzeczy.
– Dobrze, proszę pani.
– Czekam – ponagliła mnie pani Finicky.
Nie ruszyłem się, więc Kristina zaczęła rozpinać mi guziki.
– Ja się tym zajmę. – Nie brzmiała już figlarnie. Przez chwilę wydawało mi się nawet, że słyszę w jej głosie przerażenie.
18
Wspinając się po oblodzonych stopniach, Nash prawie wywalił się na tyłek. Kiedy dotarł do szczytu schodów, zobaczył, że zielone drzwi z pomarańczowym penisem zostały przez kogoś otwarte kopniakiem. Drewno przy framudze poszło w drzazgi, nie było zamka. Najwyraźniej zdarzyło się to już dość dawno. Nash delikatnie pchnął drzwi, które otworzyły się do środka, ukazując ciemny korytarz o ścianach pokrytych łuszczącą się tapetą w kwiaty. Włączył latarkę i powiódł snopem światła po wnętrzu. W porysowanej, matowej podłodze brakowało wielu klepek – odsłonięte legary, niektóre dziury nawet na wylot do piwnicy. Nash poświecił latarką w te wyrwy, ale niczego pod spodem nie zobaczył. Żółty snop oświetlał korytarz zaledwie