Скачать книгу

ważącej tysiąc kilogramów góry metalu. Jedynym, co mnie łączyło z komunikacją, była stara, niebieska kolarzówka Schwinn.

      – Przyjechałem samochodem. Mogę cię podwieźć do domu.

      Stres przed byciem sam na sam z Jonathanem w jego aucie prawie uniemożliwił mi przyjęcie jego propozycji, ale zanim zdążyłam o tym pomyśleć, otworzył przede mną drzwi i osłonił nas oboje swoim parasolem. Ruszyliśmy w stronę parkingu. Wiał wiatr, więc szliśmy szybko w stronę białego pick-upa. Jonathan otworzył drzwi od strony pasażera i podbiegł, by odblokować swoje od strony kierowcy.

      To był początek października i dni stawały się coraz zimniejsze. Wilgoć w powietrzu dodatkowo potęgowała uczucie chłodu. Zapomniałam zabrać z domu kurtki i teraz pocierałam dłońmi ramiona, próbując się rozgrzać.

      – Zimno ci?

      – Zapomniałam kurtki.

      Jonathan przekręcił pokrętło na desce rozdzielczej i z otworów wentylacyjnych popłynęło ciepłe powietrze.

      – Za parę minut powinno się nagrzać.

      Na skrzyżowaniu ruch uliczny zwolnił. Było już całkiem ciemno i na początku nie rozumiałam, dlaczego samochody stoją na zielonym świetle oraz dlaczego niektórzy trąbili tak głośno, że miałam ochotę zatkać uszy. W pewnym momencie spostrzegłam gęś i długi rządek drepczących za nią gąsiątek, próbujących przejść na drugą stronę jezdni. Większość samochodów się zatrzymała, ale niektóre przemykały przez skrzyżowanie, nie zważając na zwierzęta.

      Bez namysłu wyskoczyłam z samochodu, w pośpiechu zostawiając szeroko otwarte drzwi. Jonathan musiał wyskoczyć z auta tuż za mną, bo słyszałam jego krzyk.

      – Annika! Jezu! Uważaj!

      Gęś syknęła, gdy próbowałam wyprowadzić ją i jej potomstwo w bezpieczne miejsce. Deszcz zalewał mi oczy, tak samo jak Jonathanowi, który zaczął kierować ruchem, wyciągając ręce niczym policjant, by zatrzymać podjeżdżające zbyt blisko samochody. Szłam razem z gęsiami, osłaniając je własnym ciałem, gdy powoli dreptały przez skrzyżowanie aż do bezpiecznego rowu na poboczu. Podekscytowana zaczęłam klaskać, bo przecież uratowaliśmy je, ale zaraz musiałam podnieść ręce do uszu, by zablokować wściekłą kakofonię klaksonów. Jonathan i ja wróciliśmy do auta, po czym włączyliśmy się do ruchu, gdy tylko zapaliło się zielone światło. Odwróciłam się, wyciągając szyję, by zobaczyć gęsi w ciemnościach. Poczułam ulgę, gdy wypatrzyłam kołyszącą się głowę matki-gęsi. Zeszła daleko od drogi. Miałam nadzieję, że bez przeszkód dotrze ze swoimi dziećmi tam, gdzie zamierzała spędzić noc.

      – To było szalone – skomentował Jonathan. – Nie przypuszczałem, że wyskoczysz z auta. Wystraszyłem się nie na żarty.

      – Widziałeś te samochody? Niektóre przejechałyby te biedne gęsi jak nic. Nie mam pojęcia, skąd się tu w ogóle wzięły.

      – Niektórzy po prostu muszą wyluzować.

      – Chciałbyś poznać moją współlokatorkę?

      – Teraz? – zapytał.

      – Tak.

      – Muszę jechać do pracy, a wcześniej chciałbym jeszcze pojechać do domu i przebrać się w suche ubrania.

      – Ach, faktycznie, zapomniałam.

      – Ale mogę wpaść na kilka minut, jeśli chcesz, bym ją poznał.

      Jonathan zaparkował pick-upa i ruszył za mną po schodach do mojego mieszkania. Joe z Janice siedzieli na kanapie i oglądali telewizję.

      – To zapach kadzidła – wyjaśniłam.

      – Okej – odpowiedział Jonathan.

      Całkiem nieźle odczytywałam mimikę Janice, ponieważ uczyłam się tego od dnia, w którym ją poznałam. Wiedziałam, że w tamtym momencie patrzyła na nas z uśmiechem mówiącym: „Jestem zachwycona”.

      – Annika, kto to taki? – spytała.

      – To Jonathan, odwiózł mnie do domu, bo pada.

      – Hej – przywitał się.

      – A to moja współlokatorka, Janice, i jej chłopak, Joe. Śmierdzi gandzią, dlatego palimy kadzidło.

      Joe burknął pod nosem „cześć”, a Janice uścisnęła Jonathanowi dłoń.

      – Miło mi cię poznać – powiedziała.

      – Mnie również.

      – Dlaczego jesteście cali mokrzy?

      – Pomagaliśmy gęsiom. Mama gęś i jej dzieci próbowały przejść przez jezdnię koło uniwersytetu, a ludzie nie chcieli się nawet zatrzymać!

      – Więc wyskoczyłaś z auta, by im pomóc – stwierdziła.

      – Oczywiście, że tak. Nikt inny by tego nie zrobił. – Odwróciłam się w stronę Jonathana. – Dobrze, już możesz iść.

      Przez kilka chwil nikt nic nie mówił. Jonathan ruszył do drzwi, ale jeszcze odwrócił się przed wyjściem.

      – Nie zapomnij jutro wziąć kurtki. Ma być jeszcze zimniej niż dzisiaj.

      – Nie zapomnę. – Nie było to jednak takie pewne. Organizacja nie była moją mocną stroną. Niedługo po tym, jak Janice przygarnęła mnie pod swoje skrzydła po tych katastrofalnych pierwszych dniach w college’u, próbowała pomóc mi się zorganizować, ale szybko doszła do wniosku, że to próżny trud. Moja część mieszkania wyglądała tak, jak mój pokój w domu rodziców: czyste ubrania na jednej stercie, a brudne na drugiej, porozrzucane wszędzie notatki. Niektórzy uznaliby to za bałagan, ale dla mnie był to kontrolowany chaos i Janice nauczyła się nie ruszać go po tym, jak kiedyś poukładała wszystkie moje ubrania. Tak mnie tym wytrąciła z równowagi, że nigdy więcej nie próbowała.

      Rzadko myślałam o czymś takim jak dopasowywanie ubrań czy odpowiedni wygląd, ale Janice potrafiła przekonać mnie, że dobieranie kolorów jest czymś fajnym, a także delikatnie przypominała mi o uczesaniu włosów, kiedy zaczynałam wyglądać jak szalony naukowiec. Nadal zdarzało mi się ukrywać pod kołdrą z latarką i książką. Wówczas Janice pytała, czy jestem przygnębiona albo czy coś mnie martwi. W końcu udało mi się ją zapewnić, że ja po prostu czasami potrzebuję zostać sama. Były rzeczy, w których się gubiłam, głównie reakcje w sytuacjach społecznych, i gdy poczułam się komfortowo w towarzystwie Janice, zaczęłam ją o nie wypytywać.

      Mieszkanie z nią przypominało przyspieszony kurs bycia normalnym człowiekiem.

      Gdy Jonathan wyszedł, zamknęłam za nim drzwi, po czym usiadłam na kanapie obok Janice.

      – Co o nim myślisz?

      – Cóż, na początek, jest bardzo uprzejmy.

      – Jest przerośniętym nerdem – stwierdził Joe.

      – Nieprawda – powiedziałam.

      – Annika nie pytała się ciebie o zdanie, Joe.

      – Założę się, że uwielbia grać w szachy – rzucił.

      – Ja uwielbiam grać w szachy.

      Joe prychnął, rzucając spojrzenie Janice. Ona spojrzała na niego. To był całkiem nowy dodatek do katalogu jej mimiki, ale wiedziałam, że oznacza: „Zamknij się, Joe”.

      – Dlaczego ty wciąż się z nim spotykasz? – zapytałam.

      Janice uciszyła mnie i zaciągnęła do kuchni.

      – Nie wiem. Jest bardzo, bardzo ładny.

      – I bardzo głupi.

      – Nie

Скачать книгу