Скачать книгу

Łapa wydłużył susy, ale rywal i tak powiększał przewagę. Gdy teren wyrównał się przy Drodze Grzmotu, młody wojownik zatrzymał się i uniósł zwycięsko ogon.

      – Dobra próba – wydyszał zadowolony, gdy drugi kocur do niego dobiegł.

      – Pewnego dnia cię dopadnę – sapnął Wysoka Łapa.

      Żytnia Łodyga dotarła na miejsce.

      – Na trawie jestem beznadziejna – skomentowała, walcząc o oddech. – Wolę biegać po króliczych dróżkach.

      – Lepiej radzisz sobie na wijącej się trasie – zgodził się jej brat. – Następny wyścig zrobimy przez wrzosy.

      Droga Grzmotu lśniła w słońcu o kilka długości ogona od nich. Wysoka Łapa, wciąż wyrównując oddech, spoglądał to w jedną, to w drugą stronę. Nigdy nie dotarł tak blisko przeprawy.

      – Gdzie są potwory? – spytał, widząc, że Droga Grzmotu jest zupełnie pusta.

      – Pojawią się później – oznajmił Rogaty Sus.

      Żytnia Łodyga spojrzała za siebie.

      – Minęliśmy linię zapachową.

      Wysoka Łapa badał przez chwilę powietrze. Cierpki smrodek Drogi Grzmotu mieszał się z zatęchłą wonią Klanu Wiatru.

      – W takim razie odświeżmy znaczniki – zadecydował młody wojownik, odwracając się szybko – zanim Skowroni Plusk zacznie na nas syczeć.

      Wysoka Łapa podążył za nim, ale ujrzał złocistą sierść Świtającej Pręgi zbiegającej ze zbocza. Pędziła ku niemu z nastroszonym ogonem.

      – Nigdy więcej nie chcę cię widzieć tak blisko Drogi Grzmotu! – wybuchnęła, gdy tylko dotarła do ucznia.

      Ten patrzył na nią w zdumieniu.

      – Ale jest zupełnie pusta…

      – Potwory przemieszczają się szybko jak ptaki. I są większe, niż sobie wyobrażasz – rzekła mentorka, gromiąc go wzrokiem.

      – Ale…

      Zmrużyła oczy.

      – Kiedy coś ci mówię, masz słuchać, a nie wtrącać swoje uwagi.

      Gardło zacisnęło mu się z gniewu, ale zdołał się uspokoić.

      Nie mogę się doczekać, aż zostanę wojownikiem! – pomyślał.

*

      Wysoka Łapa pomógł młodym wrzosowym sprinterom oznaczyć granicę wzdłuż Drogi Grzmotu. Potem pracowali nad linią skręcającą w górę, wzdłuż wysokiego wrzosowiska, aż ku rozpadlinie.

      Nudzi mi się – pomyślał Wysoka Łapa.

      Zatrzymał się, by oznaczyć kolejną kępkę wrzosu. Ze znużeniem obserwował, jak Skowroni Plusk się cofa, by podążyć za kolejnym śladem zapachowym, który przekroczył granicę. W tym tempie będą oznaczać rubież swojego terytorium aż do nocy.

      – Czy to Klan Rzeki? – spytała Świtająca Pręga.

      Szylkretowa wojowniczka obwąchiwała wrzos.

      – To tylko Dwunożny.

      – W towarzystwie psa? – Żytnia Łodyga przybiegła, by zakosztować zapachu.

      Starsza kotka pokręciła głową.

      Rogaty Sus wspiął się na niewielki pagórek i uniósł brodę.

      – Tej części wrzosowiska nie odwiedził żaden pies już od ponad księżyca – oświadczył.

      Siostra spojrzała na niego i stwierdziła:

      – Odkąd zacząłeś patrole, jak sądzę.

      – Czy możemy iść dalej? – spytał Wysoka Łapa, którego aż świerzbiły nogi.

      Chciał dalej biegać. Dlaczego nie wytropili woni królika? Albo czegoś innego, co można by ścigać?

      Ignorując go, Rogaty Sus zeskoczył z pagórka i przemaszerował z uniesionym ogonem wzdłuż linii zapachu, rzucając odpowiedź siostrze:

      – Bo to mój zapach działa odstraszająco.

      – Na kogo? – Wysoka Łapa się zdumiał. – Na króliki?

      – Na psy. – Rogaty Sus zmierzył go wzrokiem.

      Zamiast coś na to odpowiedzieć, Wysoka Łapa tylko parsknął. Zrobił szybki unik, gdy kompan rzucił się na niego w udawanym ataku. Zdołał tylko musnąć mu uszy.

      – Przypominam, że patrolujemy granicę – upomniała ich Świtająca Pręga.

      Jej uczeń zmarszczył nos. Czyli nie mogli mieć z tego żadnej zabawy? Zatrzymał się i oznaczył od niechcenia pęd janowca.

      W oddali słyszał wodę. Czyli przynajmniej zbliżali się do rozpadliny. Gdy już wykonają zadanie, będą mogli wrócić do obozu, a potem oddać się porządnym ćwiczeniom. Ruszył szybko za Skowronim Pluskiem, która zniknęła gdzieś w krzewach. Przecisnął się między smagającymi go po pyszczku gałązkami, czując, że reszta patrolu podąża za nim. Ścieżka wiodła między pagórkami, a ostre gałązki napierały na nich ze wszystkich stron. Pełne pyłku kwiecie wrzosu sprawiło, że Wysoka Łapa kichnął. Ucieszył się, gdy wybujałe rośliny ustąpiły trawie przy krawędzi klifu.

      Trzy kotki rozeszły się i zaczęły obwąchiwać linię zapachową wzdłuż rozpadliny. Młodszy kocur podpełzł do krawędzi i wyjrzał za nią. Pora zielonych liści uspokoiła wodę, która leniwie przetaczała się daleko w dole, wijąc się między klifami.

      – Głęboko tam? – spytał drugiego kocura.

      Ten wykonał gest świadczący o niepewności.

      – Skąd miałbym wiedzieć?

      Wysoka Łapa przypatrywał się skalnej ścianie i dostrzegł, że wzdłuż wody przez całą długość rozpadliny ciągnie się wąska półka skalna. Hen na końcu, w dół strumienia, otwierała się na rozległy trawiasty teren.

      – Byłeś na dole?

      Rogaty Sus pokręcił głową.

      – Zbyt niebezpiecznie jest schodzić tam w porze nagich drzew. Z kolei w porze nowych liści topi się śnieg, a poziom wody wzrasta tak dalece, że przykrywa tę półkę.

      – Ale to byłaby doskonała droga, by dotrzeć do mostu Dwunożnych i nie zostać zauważonym przez członków Klanu Rzeki – zauważył młodszy kocur, skinąwszy w stronę drewnianej kładki przerzuconej przez wodę, ledwie widocznej zaraz za krańcem rozpadliny.

      – A co, planujesz inwazję na tereny Klanu Rzeki? – zakpił młody wojownik.

      W tym samym momencie Wysoka Łapa poczuł drżenie pod nogami. Sierść zjeżyła mu się na grzbiecie.

      – Co to było?

      Nim Rogaty Sus zdołał odpowiedzieć, gdzieś z tyłu rozległy się nawoływania. Wysoka Łapa odwrócił się i przeszukał wzrokiem wrzosowisko. Nie widział niczego poza ptakami przelatującymi nad wrzosami. Skowroni Plusk zaczęła wąchać. Znów usłyszeli miauczenie. Było głębokie i dudniące, dziwnie stłumione.

      Teraz i Żytnia Łodyga się nastroszyła.

      – Co to?

      Wysoka Łapa podbiegł do skraju rozpadliny i spojrzał w dół. Może to stąd ktoś nawoływał?

      – Dochodzi stamtąd! – krzyknęła Świtająca Pręga, która obwąchiwała króliczą norę kilka długości ogona dalej. Cofnęła się, a skowyt stawał się coraz głośniejszy.

      Z otworu wystrzelił Piaszczysty Kolec. Jego sierść sterczała, oczy miał okrągłe. Spojrzał

Скачать книгу