Скачать книгу

bo nie zamierzał jej chować w miejscu, w którym zwykle ją trzymał.

      Mimo nieprzyjemnego zimna, Wojtek szedł powoli, mając nadzieję, że świeże powietrze pomoże mu w myśleniu. To, że nie czuł senności, wcale nie znaczyło, że nie odczuwał zmęczenia. Przeciwnie. Dawało mu ono o sobie znać i utrudniało logiczne rozumowanie. Analizował wszystko, czego dowiedział się już jakiś czas temu oraz to, co zdołał wyczytać w ciągu ostatnich paru dni. Nie wszystkie elementy do siebie pasowały. Niestety. Za to niektóre uzupełniały się idealnie. Najważniejszym jednak problemem było rozstrzygnięcie, co zrobić z tymi częściami łamigłówki, które nie dość, że nie chciały tworzyć ze sobą spójnej całości, to jeszcze wzajemnie się wykluczały.

      ROZDZIAŁ 7

      Lidia wstała z poczuciem niedosytu. O dziwo udało się jej zasnąć i przespać spokojnie całą noc. Wiele by dała, aby ranek jeszcze nie nastał, ale, niestety, budzik zadzwonił, oznajmiając, że właśnie przyszła pora się obudzić. W rzeczywistości Lidia wcale nie musiała iść do racy. W antykwariacie oprócz niej pracował Kamil. Zatrudniła go trzy lata temu i bardzo szybko zdołała się przekonać, że to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Wiedziała, że nawet gdyby zostawiła go samego na miesiąc, bez problemu dałby sobie ze wszystkim radę. Dlatego jej nieobecność w antykwariacie jednego dnia na pewno niczemu by nie zaszkodziła. A już z pewnością nic złego by się nie wydarzyło, gdyby tego ranka pozwoliła sobie na dłuższy sen i spóźnienie. Wiedząc to, Lidia i tak postanowiła wstać o godzinie, która zapewniła jej dotarcie do pracy na czas.

      Poszła do łazienki i spojrzała w lustro. Nie przypominała sobie, kiedy ostatni raz zdarzyło się, by rano czuła się i wyglądała tak dobrze. Uśmiechnęła się do swojego odbicia, zadowolona z tego, co widzi.

      Pijąc poranną kawę, ledwie powstrzymywała się przed sięgnięciem po telefon i wybraniem numeru Igi. Miała nieodpartą chęć podzielenia się z nią informacją, że tej nocy spała. Jednak nie zrobiła tego, nakazując sobie, aby poczekać przynajmniej do dziesiątej. Może Iga śpi? Kto wie? Jeśli tak, nie chciała jej przeszkadzać. Komu jak komu, ale jej przyjaciółce była potrzebna każda minuta snu.

      Przed wyjściem z domu zawahała się, czy nie pojechać samochodem, w ostatniej chwili zrezygnowała jednak z tego pomysłu i zostawiła kluczyki na komodzie. Do antykwariatu miała około kwadransa drogi i zazwyczaj pokonywała dzielący ją od niego dystans pieszo. Robiła tak nawet wtedy, gdy aura wcale do tego nie zachęcała. Tego ranka na zewnątrz panowała paskudna pogoda, dla większości ludzi niezbyt zachęcająca do spacerów, mimo to Lidia postanowiła się przejść. Zawsze dobrze jej to robiło, więc nie widziała powodu, dla którego nie miałoby się tak stać również tego dnia. Zamiast kluczyków wzięła więc do ręki parasol i porządnie owinięta długim i grubym szalikiem wyszła ze swojego apartamentu, znajdującego się w luksusowej kamienicy. Wysiadając z windy, przywitała się z portierem Piotrem, który pracował tu odkąd zakupiła swoje mieszkanie.

      Dotarcie do antykwariatu zajęło jej mniej czasu niż zwykle. Panujące zimno spowodowało, że szła znacznie szybciej niż zazwyczaj.

      – Dzień dobry! – krzyknęła w stronę regałów zapełnionych książkami, domyślając się, że właśnie gdzieś między nimi jest Kamil.

      – Cześć! – odpowiedział Kamil. – Szybko dziś przyszłaś.

      Zaczęli mówić sobie po imieniu w niespełna miesiąc po tym, jak się u niej zatrudnił.

      – Każda minuta krócej na tym zimnie była dziś dla mnie na wagę złota.

      – Prawda. Wieje jak cholera. – Pracownik Lidii wyłonił się wreszcie spomiędzy półek. – Chcesz kawy?

      – Pewnie.

      Kamil przyjrzał się jej z uwagą. Wydawało się mu, że jego szefowa wygląda inaczej niż zwykle. Lepiej. Nie zdołał długo zatrzymać swoich spostrzeżeń tylko dla siebie. Lidia podążyła za nim i po chwili oboje znaleźli się w biurze.

      – Dobrze dziś wyglądasz – nie powstrzymał się przed komplementem Kamil.

      – I świetnie się czuję. – Lidia nie zamierzała ukrywać zadowolenia z tego powodu. – Już dawno się tak nie wyspałam – przyznała zgodnie z prawdą.

      – Żartujesz? Spałaś? – Kamil spojrzał na nią z niedowierzaniem, ale jej wygląd sugerował, że raczej mówi prawdę.

      – Żebyś wiedział.

      Kamil znał jedynie wycinek historii dotyczącej bezsenności Lidii. Podobnie jak przed Igą, również przed nim skrywała prawdę, dzieląc się jedynie jej częścią.

      Przygotowali kawę i wrócili do sklepu. Usiedli przy ogromnym antycznym biurku, które pełniło rolę lady. Jego rozmiary były na tyle okazałe, że swobodnie mogły siedzieć przy nim dwie osoby, dlatego też stały przy nim zazwyczaj dwa krzesła.

      – Myślisz, że mogę już zadzwonić do Igi? – Lidia niecierpliwie spoglądała na zegarek, wyczekując, aż jego wskazówki wskażą dziesiątą trzydzieści. Nie chciała wcześniej dzwonić do przyjaciółki, mając na uwadze, że może spać.

      – Nie sądzę, żeby jeszcze spała. – Kamil miał świadomość, że przyjaciółka jego szefowej cierpi na bezsenność. Wiedział również, że właśnie wspólny kłopot zbliżył do siebie obie kobiety.

      – Naprawdę tak uważasz? – zapytała z nadzieją Lidia. Bardzo zależało jej na rozmowie z Igą i w tej chwili każdy argument przyzwalający jej na wykonanie telefonu był dla niej na wagę złota.

      – To, że pracuje w domu, nie zwalnia jej z obowiązków. Przecież musi dotrzymywać terminów.

      Lidia pomyślała, że to słuszna uwaga i sięgnęła po telefon. Kamil, widząc to, wstał i ruszył w stronę regałów z książkami z zamiarem podjęcia przerwanego wcześniej zajęcia.

      – Pogadajcie sobie – powiedział, odchodząc i zabierając ze sobą kubek z niedopitą kawą.

      Lidia, wybierając numer Igi, miała już gotowy plan na wieczór i chciała się nim z Igą podzielić. Miała nadzieję, że jej przyjaciółka nie będzie zajęta.

      ROZDZIAŁ 8

      – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mnie odwiedziłaś. – Lidia otworzyła Idze drzwi swojego mieszkania.

      – Chyba nie sądziłaś, że ci odmówię? – zdziwiła się Iga.

      Kobiety uścisnęły się na przywitanie. Iga rozebrała się i poszła za Lidią, która zaprowadziła ją do kuchni.

      – Mam nadzieję, że się nie obrazisz, że nie przyjmuję cię w salonie. Nie zdążyłam jeszcze przygotować kolacji i to dlatego. Mam do zrobienia jeszcze kilka drobnych rzeczy, ale obiecuję, że kiedy tylko się z tym uporam, przejdziemy do miejsca bardziej odpowiedniego do przyjmowania gości. – Lidia nawet nie zdawała sobie sprawy, że zwyczajnie papla. Była bardzo przejęta wizytą Igi, która odwiedziła ją po raz pierwszy. Iga natomiast słuchała jej z rosnącym rozbawieniem i z coraz większym zainteresowaniem przyglądała się, jak jej przyjaciółka kręci się po własnej kuchni, sprawiając wrażenie, jakby była tu po raz pierwszy.

      W końcu Iga nie wytrzymała i roześmiała się. Lidia przerwała mycie sałaty i spojrzała pytająco na Igę.

      – Mogę wiedzieć, co ty wyprawiasz? – zapytała Iga, przyglądając się z niedowierzaniem Lidii. Znała ją dość dobrze, ale pierwszy raz miała okazję widzieć ją w takim stanie.

      – No co? – Lidia, zmieszana, wzruszyła ramionami.

      – To, że zachowujesz się jak

Скачать книгу