ТОП просматриваемых книг сайта:
Ogniem i mieczem. Генрик Сенкевич
Читать онлайн.Название Ogniem i mieczem
Год выпуска 0
isbn
Автор произведения Генрик Сенкевич
Жанр Зарубежная классика
Издательство Public Domain
– Czy sobie przypominam? Niechże mnie Tatarzy na łój przetopią i świece ze mnie do meczetów porobią, jeślim zapomniał! Waść to kilka miesięcy temu otworzyłeś drzwi u Dopuła Czaplińskim, co mnie szczególniej do smaku przypadło, gdyż takim samym sposobem uwolniłem się raz z więzienia w Stambule. A co porabia pan Powsinoga herbu Zerwipludry razem ze swoją innocencją757 i mieczem? Czy zawsze mu wróble na głowie siadają biorąc go za uschłe drzewo?
– Pan Podbipięta zdrów i kazał się kłaniać waszmości.
– Wielce to jest bogaty szlachcic, ale srodze głupi. Jeśli zetnie takie trzy głowy, jak jego własna, to mu to uczyni dopiero półtorej, bo zetnie trzech półgłówków. Tfu! jakie gorąco, choć to dopiero marzec! Język w gardle zasycha.
– Mam ja trójniak bardzo przedni, może waść kusztyczek758 pozwoli?
– Kiep odmawia, gdy nie kiep prosi. Właśnie mi cyrulik miód pić zalecił, żeby mi melancholię od głowy odciągnęło. Ciężkie bo to czasy na szlachtę się zbliżają: dies irae et calamitatis759. Czapliński zdechł ze strachu, do Dopuła nie chodzi, bo tam starszyzna kozacka pije. Ja jeden stawiam mężnie czoło niebezpieczeństwom i dotrzymuję onym pułkownikom kompanii, choć ich pułkownictwo dziegciem760 śmierdzi. Dobry miód!… istotnie bardzo przedni. Skąd go waść masz?
– Z Łubniów761. To dużo starszyzny tu jest?
– Kogo tu nie ma! Fedor Jakubowicz jest, stary Filon Dziedziała jest, Daniel Neczaj jest, a z nimi ich oczko w głowie Bohun, który stał mi się przyjacielem od czasu, jakem go przepił i obiecałem go adoptować. Wszyscy oni śmierdzą teraz w Czehrynie762 i patrzą, w którą stronę się obrócić, bo nie śmią jeszcze otwarcie przy Chmielnickim się opowiedzieć. Ale jeśli się nie opowiedzą, to będzie moja zasługa.
– A to jakim sposobem?
– Bo pijąc z nimi, dla Rzeczypospolitej ich kaptuję i do wierności namawiam. Jeśli król nie da mnie za to starostwa, to wierzaj waćpan, nie ma justycji763 w tej Rzeczypospolitej ani rekompensy764 dla zasług i lepiej pono kury sadzać niż głowę pro publico bono765 narażać.
– Lepiej byś waćpan narażał, bijąc się z nimi, ale widzi mi się, że pieniądze tylko próżno wyrzucasz na traktamenty766, bo tą drogą ich nie skaptujesz.
– Ja pieniądze wyrzucam? Za kogo mnie waszmość masz? To nie dość, że pospolituję się z chamami, żebym jeszcze za nich miał płacić? Za fawor767 to uważam, że im pozwalam płacić za siebie.
– A ówże Bohun co tu porabia?
– On? Nadstawia ucha, co od Siczy768 słychać, jak i inni. Po to tu przybył. To kochanek wszystkich Kozaków. Wdzięczą się oni do niego na kształt małpów769, bo to jest pewna, że perejasławski770 pułk za nim, nie za Łobodą771 pójdzie. A kto wie także, za kim regestrowi Krzeczowskiego pociągną? Brat Bohun Niżowcom772, jak trzeba iść na Turka lub Tatara, ale teraz bardzo kalkuluje, bo mi po pijanemu wyznał, iż się w szlachciance kocha i chce się z nią żenić, przeto nie wypada mu w wigilię ślubu z chłopy773 się bratać. Toć on chce, bym go adoptował i do herbu przypuścił… Bardzo przedni ten waszmościów trójniak!
– Wypijże waść jeszcze.
– Wypiję, wypiję. Nie pod wiechami774 to taki trójniak przedają.
– Nie pytałeś się też wasze, jak się nazywa owa szlachcianka, z którą Bohun chce się żenić?
– Mospanie, a co mnie obchodzi jej nazwisko? Wiem tylko, że jak Bohunowi rogi przyprawię, to się będzie nazywać pani jeleniowa.
Namiestnik uczuł nagle wielką ochotę trzepnąć w ucho pana Zagłobę, ten zaś nie spostrzegłszy się na niczym mówił dalej:
– Za młodych lat był ze mnie gładysz nie lada. Żebym tylko waści opowiedział, za co palmę w Galacie775 otrzymałem! Widzisz tę dziurę na moim czele? Dość, gdy ci powiem, że mi ją rzezańcy776 w seraju777 tamecznego baszy wybili.
– A mówiłeś, że kula rozbójnicka?
– Mówiłem? Tom dobrze mówił! Każdy Turczyn rozbójnik – tak mnie Panie Boże dopomóż!
Dalszą rozmowę przerwało wejście Zaćwilichowskiego.
– No, mości namiestniku – rzekł stary chorąży – bajdaki778 gotowe, przewoźników masz ludzi pewnych: ruszajże w imię boże, choćby i zaraz. A oto listy.
– To każę ludziom zaraz ruszać na brzeg.
– A gdzie waść się wybierasz? – spytał pan Zagłoba.
– Do Kudaku779.
– Gorąco tam ci będzie.
Ale namiestnik nie słyszał już przepowiedni, bo wyszedł z izby na podwórzec, gdzie przy koniach stali semenowie780 prawie już gotowi do podróży.
– Na koń i na brzeg! – zakomenderował pan Skrzetuski. – Konie wprowadzić na statki i czekać na mnie!
Tymczasem w izbie stary chorąży rzekł do Zagłoby:
– Słyszałem, że podobno waść teraz pułkownikom kozackim dworujesz i z nimi pijesz.
– Pro publico bono, mości chorąży.
– Obrotny masz waść dowcip i podobno od wstydu większy. Chcesz sobie Kozaków in poculis781 skonwinkować782, by przyjaciółmi ci byli w razie zwycięstwa.
– Choćbym też, będąc męczennikiem tureckim, nie chciał zostać i kozackim, nie byłoby nic dziwnego, bo dwa grzyby mogą najlepszy barszcz popsować. A co do wstydu, nikogo nie zapraszam, by go pił ze mną – sam go wypiję, i da Bóg, że mi nie będzie gorzej od tego miodu smakował. Zasługa jako olej musi na wierzch wypłynąć.
W tej chwili wrócił Skrzetuski.
– Ludzie już ruszają – rzekł.
Zaćwilichowski nalał miarkę:
– Za szczęśliwą podróż!
– I zdrowy powrót! – dodał pan Zagłoba.
– Będzie się wam dobrze jechało, bo woda ogromna.
– Siadajcie waszmościowie, wypijem resztę. Niewielki to antałek783.
Siedli
757
758
759
760
761
762
763
764
765
766
767
768
769
770
771
772
773
774
775
776
777
778
779
780
781
782
783