Скачать книгу

jeszcze chłostać będę, a naglić moją złośliwością!

      Jako krzyk i zawołanie radosne, popłynę po toni mórz dalekich, hen, ku wyspom szczęśliwości, gdzie przyjaciele moi bawią: —

      I wrogi me pośród nich! Jakże ja kocham każdego, do kogo przemawiać mi wolno! I wrogi me przyczyniają mi szczęścia!

      A gdy najdzikszego z mych koni dosiąść pragnę, włócznia mi moja najlepiej wonczas wygadza: ona mej nodze każdego czasu rada służy: —

      Ta włócznia, którą w mych wrogów cisnę! Jakżem wdzięczny nieprzyjaciołom moim, że wreszcie włócznią miotać mogę!

      Zbyt wielkie było napięcie mojej chmury: między jednym a drugim uśmiechem błyskawicy chcę popłoch gradobicia cisnąć na doliny. Potężnie dźwignie się ma pierś, burzą swą zadmie potężnie ponad górami: ulgę jej to przyniesie.

      Zaprawdę, jako burza nadciąga me szczęście i wolność moja! Niechże myślą wrogowie, że to zły szaleje ponad ich głowami.

      Lecz i wy, przyjaciele moi, przerazicie się mej dzikiej mądrości; i może mi umkniecie wraz z wrogami.

      Och, bodajżebym ja potrafił fletnią pasterczą przywabić was z powrotem! Och, bodajżeby ma lwia mądrość tkliwych nauczyła się poryków! Wszak tyle nauczyliśmy się już społem!

      Ma dzika mądrość brzemienną się stała w górach samotnych, na surowym głazie porodziła swe młode, swe najmłodsze.

      Tako biega szalona po twardym pustkowiu, a miękkiej darni szuka i szuka daremnie – ma stara, dzika mądrość!

      W serc waszych przyjaciele, łagodną darń, w waszą miłość pragnie ona złożyć najdroższy swój płód! —

      Tako rzecze Zaratustra.

      Na wyspach szczęśliwości

      Figi padają z drzew, dobre są one i słodkie; a gdy padają, pęka na nich skóra czerwona. Jestem wichrem północnym dla dojrzałych fig.

      I jako figi spadają ku wam, przyjaciele, nauki me: pijcież ich sok i słodką ich miąższ89! Jesień naokół, niebiosa pogodne, a pora jest popołudniowa.

      Spojrzyjcież, jaka tu bujność wokół nas! A spoza tej obfitości jakże błogo wyjrzeć w dal na toń morza daleką.

      Niegdyś mawiano Bóg, gdy spoglądano na dalekie morze; ja was nauczyłem mawiać: nadczłowiek.

      Bóg jest domniemaniem: lecz ja pragnę, aby domniemania wasze nie sięgały dalej, niźli wasza wola twórcza.

      Czybyście zdołali Boga stworzyć? – Więc milczcież mi o wszystkich bogach! Wszakże nadczłowieka stworzyć zdołacie.

      Być może, iż nie wy sami, bracia moi! Lecz na ojców i przodków nadczłowieka przetworzyć się możecie: niechże więc to będzie waszą najlepszą twórczością! —

      Bóg jest domniemaniem: lecz ja pragnę, aby domniemania wasze nie wykraczały poza granicę pomyślanego.

      Czybyście zdołali wyobrazić sobie Boga? – Lecz niech wam to wolę prawdy znamionuje, iż wszystko przeistoczone zostaje w ludzko wyobrażalne, ludzko widome, ludzko wyczuwalne! Wasze własne zmysły powinniście domyśleć do końca!

      Zaś to, coście światem zwali, to przez was dopiero stworzone być winno: waszym rozumem, waszą wolą i miłością, obrazem was samych stać się to winno! I zaprawdę, dla waszej szczęśliwości, wy poznający!

      Jakżebyście mogli znieść to życie bez takiej nadziei, – wy poznający? Was zakorzenić ono nie mogło w niepojętność, ani też w niedorzeczność.

      Wreszcie, abym wam, przyjaciele, całkowicie me serce objawił: jeśliby bogowie byli, jakżebym ja zniósł, abym bogiem nie był! A więc nie ma bogów.

      Wyciągnąłem wprawdzie wniosek; lecz oto on mnie pociąga.

      Bóg jest domniemaniem: lecz któż zdoła wypić całą mękę tego domniemania, nie przypłaciwszy jej życiem. Więc masz być odebraną tworzącemu jego wiara, orłu jego poloty po orlich dalach?

      Bóg jest myślą, co wszystko proste krzywym czyni, a wszystko, co stoi, krętym. Jakże to? Więc by czas miał się zaprzepaścić, a wszystko przemijające miałożby być tylko kłamstwem?

      Myśl taka jest krętym zawrotem dla nóg nawet ludzkich, dla żołądka mdłością: zaprawdę, kołowacizną zwę takie domniemania.

      Złe są mi one i wrogie dla ludzkości: te wszystkie nauki o jednym, pełnym, nieruchomym, sytym i wiekuistym.

      Nieznikomość wszelka – przenośnia to tylko! – A poeci łżą zbyt wiele. —

      Lecz o czasie i stawaniu się winny mówić najlepsze przenośnie: chwałą winny być one i usprawiedliwieniem wszelkiej znikomości!

      Twórczość – oto jest wielkie wyzwolenie z cierpień i ulżenie życia. Lecz, żeby twórca powstał, wiele cierpień tu trzeba i wiele przeistoczeń.

      Wiele gorzkiego zamierania musi być w waszym życiu, wy twórcy! I tako stajecie się orędownikami i obrońcami wszelkiej znikomości.

      Aby twórca dziecięciem się stał, dziecięciem nowo narodzonym, na to musi być rodzicielką i bolami rodzicielki.

      Zaprawdę, przez sto dusz wiodła ma droga, przez sto kołysek i boli porodowych. Niejednom pożegnanie przeżyć musiał i znam rozdzierające serce ostatnie godziny.

      Lecz tako chce ma wola twórcza, dola ma. Lub obym wam rzetelniej powiedział: takiej właśnie doli – pożąda wola ma.

      Wszystko czujące cierpi we mnie i jest w więzieniu zamknięte: lecz wola ma zjawia mi się zawsze, jako wybawca i zwiastun radosny. Wola wyswabadza: oto jest prawdziwa nauka o woli i wolności; – tak was uczy Zaratustra.

      Już nie chcieć niczego, już niczego nie cenić nawet, już nie tworzyć więcej! och, gdybyż to wielkie zmęczenie omijało mnie zawsze z daleka!

      I w poznawaniu czuję tylko mej woli pochopność do tworzenia i stawania się; a jeśli niewinność jest w poznaniu mym, dzieje się to dlatego, iż jest w nim wola twórcza.

      Precz od Boga i od bóstw wabi mnie ma wola twórcza; cóż by bo pozostawało do tworzenia, gdyby bogowie byli!

      Lecz do człowieka pociąga mnie raz po raz ma płomienna wola twórcza: tako pociąga młot ku głazowi.

      W kamieniu, o ludzie, drzemie posąg mój, posąg mych posągów! O, że też w najtwardszym głazie tkwić on musi!

      I oto wali mój młot okrutnie w to więzienie. Z głazu pryskają odłamy: lecz nie dbam ja o to!

      Dzieła mego dokonać chcę, gdyż mara nawiedziła mnie: co w rzeczach wszelkich jest najcichsze, a najdoskonalsze, wszystko to nawiedziło mnie!

      Piękno nadczłowieka marą ku mnie przyszło. O, bracia moi, cóż mnie wobec tego obchodzić mogą – bogowie! —

      Tako rzecze Zaratustra.

      O litościwych

      Przyjaciele moi, głos mowy szyderczej dobiegł do waszego druha: „patrzcież na Zaratustrę! czyż nie obcuje on z nami, jako ze zwierzętami?”

      Lecz tak oto słuszniej rzec by należało: „poznający przebywa pośród ludzi, jako pośród zwierząt”.

      Człowiek zasie jest dla poznającego: zwierzęciem o czerwonych policzkach.

      Jakże mu na to przyszło? Czyż nie dlatego, że zbyt często sromać się musiał?

      O, przyjaciele moi! Te są słowa poznającego: wstyd, wstyd, wstyd – oto dzieje człowieka!

      Przeto

Скачать книгу


<p>89</p>

słodka (…) miąższ – dziś r.m.: słodki miąższ. [przypis edytorski]