Скачать книгу

się.

      Nie ma sprawy.

      Zdejmuję T-shirt i rzucam go na podłogę koło łóżka i wkładam koszulę, jest olbrzymia. Okrywa moje wyniszczone ciało niczym plandeka i sięga mi do kolan. Podwijam rękawy do połowy przedramion i przejeżdżam rękami po przodzie. Jest sztywna od krochmalu, ale miękka pod spodem. Bawełna jest wysokiej jakości i elegancko uszyta, przypuszczalnie w jakimś odległym Kraju. To najczystsza, najładniejsza rzecz, jaką miałem na sobie, od kiedy pamiętam, i czuję, że nie zasłużyłem, żeby ją włożyć na swoje schorowane ciało. Warren siedzi na skraju łóżka i obcina paznokcie u stóp, obok niego leży para czarnych skarpet. Podchodzę i zatrzymuję się przed nim i dotykam bawełny. Mówię.

      Jest bardzo ładna. Będę o nią dbał.

      Warren się uśmiecha.

      Nie przejmuj się.

      Będę się przejmować i doceniam, że mi ją pożyczyłeś. Dziękuję.

      Nie przejmuj się.

      Będę o nią dbał. Dziękuję.

      Warren przytakuje, a ja odwracam się i wychodzę z Pokoju i spaceruję po Oddziale. Mężczyźni są zajęci porannymi Pracami, ubierają się, idą na śniadanie. Roy stoi z przyjacielem przed Tablicą Prac. Mijam go.

      James.

      Idę dalej i nie oglądam się.

      Masz posprzątać Toalety Publiczne.

      Idę dalej, nie oglądam się i wystawiam środkowy palec nad ramieniem tak, żeby go widział.

      James.

      Wystawiam środkowy palec.

      JAMES.

      Idę Korytarzami do Stołówki. Z każdym kolejnym krokiem narasta we mnie przemożna ochota na drinka, na coś mocniejszego, na jedno i drugie albo na wszystko. Stopy robią się ociężałe i zwalniam. Przez głowę przebiega mi jedna myśl, która się powtarza i powtarza i powtarza. Muszę się najebać. Muszę się najebać. Muszę się najebać. Muszę się najebać.

      Idę Szklanym Korytarzem, który oddziela mężczyzn od kobiet, i staję w kolejce. Czuję jedzenie, śniadanie. Jajka i bekon i kiełbaski i naleśniki i tosty. Pachnie zajebiście. W wielkim garze z boku widzę owsiankę. Pierdolić owsiankę. Obrzydliwa szara gówniana papka. Czuję jedzenie, śniadanie. Jajka i bekon i kiełbaski i naleśniki i tosty.

      Posuwam się do przodu. Zbliżam się, zbliżam, zbliżam. Pragnienie, żeby się najebać, rośnie w postępie geometrycznym. Urosło do tego stopnia, że to już nie jest myśl, i urosło do tego stopnia, że nie mam już żadnych myśli. Został tylko pierwotny instynkt. Zdobądź coś. Zapchaj mnie. Zdobądź coś. Zapchaj mnie.

      Ktoś na mnie wpada i spoglądam, a Dziewczyna, którą spotkałem kilka dni temu, stoi przede mną i coś upuściła. Zdobądź coś. Ma na imię Lilly. Zapchaj mnie. Podnoszę to, co upuściła, i widzę, że to złożony kawałek białego papieru. Zdobądź coś. Oddaję go jej. Zapchaj mnie. Zaczyna coś mówić. Zdobądź coś. Ignoruję ją. Zapchaj mnie. Posuwam się do przodu. Zdobądź coś. Zapchaj mnie.

      Biorę tacę i proszę kobietę pracującą za Szklaną Ladą o jajka i bekon i kiełbaski i naleśniki i tosty. Nakłada mi za mało, więc proszę o więcej. Nakłada mi dodatkową porcję, ale to wciąż za mało. Proszę jeszcze raz. Odmawia, więcej nie zmieści się na talerzu.

      Biorę garść serwetek i sztućce i znajduję pusty stolik i wkładam serwetki z przodu koszuli Warrena i siadam i biorę butelkę syropu i polewam jajka i bekon i kiełbaski i naleśniki i tosty syropem i zaczynam je pożerać. Nie patrzę, co to jest, i nie czuję smaku i nie obchodzi mnie, co to jest ani jak smakuje. To bez znaczenia. Liczy się, że coś mam, i zamierzam zjeść tyle, ile dam radę, tak szybko, jak dam radę. Zdobądź coś. Zapchaj mnie.

      Kończę porcję. Na twarzy i palcach i serwetkach chroniących koszulę Warrena są jajka i bekon i kiełbaski i naleśniki i tosty i syrop. Oblizuję palce i wycieram twarz i wyciągam serwetki z koszuli i zgniatam je w dłoni i kładę je na tacy i jeszcze raz oblizuję palce. Chcę jeszcze, ale moje potrzeby zostały na razie zaspokojone. Rozpieram się wygodnie na krześle i obserwuję. Mężczyźni i kobiety wylewają się ze Szklanego Korytarza. Wpadają na siebie, wymieniają spojrzenia, dzielą tę samą przestrzeń, ale nic nie mówią. Czuć wyraźne napięcie.

      Część żeńska jest prawie pełna. Niektóre kobiety wzięły prysznic i umalowały się, niektóre nie, i podzieliły się zgodnie z Klasą Społeczno-Ekonomiczną. Bogate siedzą z bogatymi, przeciętne z przeciętnymi, biedne z biednymi. Bogatych jest więcej niż przeciętnych, przeciętnych więcej niż biednych. Bogate kobiety rozmawiają i śmieją się i prawie nie dotykają jedzenia i zachowują się, jakby były na wakacjach. Przeciętne kobiety są mniej ożywione, ale też wyglądają, jakby się dobrze bawiły. Biedne kobiety nie są wcale umalowane i prawie nie rozmawiają. Koncentrują się na jedzeniu, jak gdyby to były najlepsze posiłki, jakie widziały, i najlepsze posiłki, jakie zobaczą.

      Mimo że mój stolik jest pusty, większość stolików w części męskiej jest zajęta. Podział wśród mężczyzn nie ma związku z klasą, tylko formą uzależnienia. Alkoholicy siedzą razem, Kokainiści siedzą razem, Palacze Cracku siedzą razem, Cpuny siedzą razem, Lekomani siedzą razem. Wewnątrz każdej z grup jest dodatkowy podział. Jedna grupa składa się z Twardzieli. Są najciężej uzależnieni i mają naprawdę przejebane. Druga grupa składa się z Leszczy. Ci nadają się do użytku i są potencjalnie do odratowania. Twardziele kpią z Leszczy i mówią im, że to nie jest miejsce dla nich. Leszcze nie odpowiadają, ale ich spojrzenia zdają się mówić dzięki Bogu, że nie jesteśmy na waszym miejscu. Ed i Ted i John siedzą wśród Twardzieli, Roy i jego przyjaciel i Warren i Łysol siedzą z Leszczami. Siedzę sam i wszystkim się przyglądam, zastanawiając się, co ja tu kurwa robię, rozpaczając, że nie mam czegoś, czym mógłbym się najebać. Na razie jedzenie zabiło instynkt, ale wiem, że wróci, i wiem, że wróci silniejszy. Zdobądź coś. Zdobądź coś mocnego i zdobądź coś szybko. Zapchaj mnie. Zapychaj mnie, aż zdechnę. Leonard siada przy moim stoliku. Nosi innego roleksa i inną hawajską koszulę. Ma na talerzu kiełbaski i bekon i nic więcej.

      Hej, Młody.

      Rozwija serwetkę, kładzie sobie na kolanach.

      Cześć.

      Bierze kolejną serwetkę i czyści nóż, widelec i brzeg szklanki soku pomarańczowego.

      Kiedy wstawili ci zęby?

      Wczoraj.

      Co musieli zrobić?

      Założyć korony na dwójki, w tej wypełnić ubytek.

      Pokazuję lewą dwójkę.

      Na tych kanałowe.

      Stukam w dwa środkowe. Trzymają się mocno.

      Dali ci dobre leki.

      Nic mi nie dali.

      Kurwa mać.

      Właśnie.

      Nic ci nie dali?

      Nie.

      Robili ci kanały na dwóch jedynkach bez znieczulenia?

      Tak.

      Leonard patrzy na mnie, jak gdyby nie mógł zrozumieć, co powiedziałem.

      To najgorsza w dupę jebana sprawa, o jakiej słyszałem.

      Bolało.

      Bolało nie jest wyrazem, którego ja bym użył.

      Bolało jak skurwysyn.

      Śmieje się, odkłada widelec.

      Młody, skąd ty się kurwa urwałeś?

      Że niby co?

      Skąd się biorą tacy jak ty?

      Mieszkałem

Скачать книгу