Скачать книгу

gdzie nalewał paliwo:

      – Szczerze? To się dziwiłem, jak takiemu chłopu mogli dać pracę w tej firmie, bo to kapeć straszny jest – komentuje znajomy agenta Adama O.

      Ale chyba nie ma się czemu dziwić. Ponoć pracę w agencji załatwiła mu chrzestna zatrudniona w poznańskiej delegaturze ABW. Jednak na ten temat przełożeni obojga nie chcą się wypowiadać, bowiem: „Pytanie odnosi się do spraw kadrowych”.

      Z tych samych powodów ABW nie chciała komentować faktu, dlaczego od grudnia 2015 roku Adam O. był zawieszony w służbie – czy miało to związek z jego złym stanem zdrowia, czy też zaistniały inne przyczyny?

      Jego przełożeni nie udzielili mi także odpowiedzi na pytanie, czy odradzali mu udział w badaniu na wariografie. Czy agent ABW musi dostać zgodę przełożonego na taki test? Czy policja może go przesłuchać, zabezpieczyć sprzęt, przeszukać mieszkanie? Zdaje się, że żadna z tych czynności wobec Adama O. nie została wykonana zgodnie z procedurami. Jego samochód i telefon zabezpieczono dopiero po około miesiącu. Nie przeszukano mieszkania, które wynajmował wspólnie z Ewą, a jedynie zwrócono się do niego, by przekazał policji rzeczy dziewczyny. Zastanawia także fakt, dlaczego został przesłuchany dopiero po kilku tygodniach i czemu w Koninie?

      Wątpliwości budzi także sposób zabezpieczenia komputera Ewy Tylman – został on przekazany policji przez jej brata dopiero w połowie grudnia. Wygląda na to, że komputer z mieszkania Adama O. i Ewy trafił najpierw do jej rodziny, a potem dopiero do śledczych. Wywołało to spekulacje, że w tym czasie mogły z niego zostać usunięte dane. Czy tak było w rzeczywistości, czy komputer Ewy został sprawdzony przez biegłego? – na to pytanie prokuratura również nie udzieliła mi odpowiedzi.

      Tymczasem dziennikarze magazynu „Reporter” dotarli do zeznań mężczyzny, któremu Adam O. – wraz ze swoim kolegą Arkadiuszem T. oraz Piotrem Tylmanem – przekazał laptopa swojej dziewczyny. Michał B. zeznaje, jak to wyglądało:

      „Przedstawiłem się imieniem i nazwiskiem, stwierdziłem, że być może uda mi się odzyskać jakieś istotne dane z komputera – lokalizację. Brat zaginionej przekazał laptopa, nie odebrał pokwitowania. Było to przekazanie z ręki do ręki. Mężczyźni wsiedli do samochodu i odjechali. Nawet byłem zdziwiony, że tak sprawnie to poszło, że oni tak szybko odjechali. Byłem nawet zdziwiony, że tego komputera nie ma policja. Zauważyłem jednak istotne luki w przeglądarce internetowej. Tak samo potem stwierdził brat zaginionej. Dane te mogły zostać wykasowane. Było to dla mnie dziwne.

      Laptopa zwróciłem temu rudawemu mężczyźnie [chodzi o Adama O. – red.] po uzgodnionym telefonicznie spotkaniu, po kilku dniach (co najmniej 5-7 dniach). On przyjechał na ten sam adres, gdzie odebrałem laptopa. Sprzęt odebrał, nawet go nie sprawdzał. Nic za tę usługę nie skasowałem. Pamiętam także, że zatelefonowałem do brata zaginionej i podzieliłem się z nim uwagami. Wskazałem mu cechę wytarcia (zużycia) niektórych klawiszy, po których ktoś mógłby rozszyfrować hasło logowania do skrzynek. Powiedziałem mu także, że w tym laptopie brakuje danych (…)”.

      Michał B. zeznał to samo, co stwierdził biegły sądowy: laptop Ewy został wyczyszczony. Być może dlatego Adam O. oddał laptopa przypadkowej osobie, by w razie czego odsunąć od siebie podejrzenia? Pytanie: jakie informacje znajdowały się na laptopie Ewy, że zostały skasowane?

      Zaskakujące są również wyjaśnienia Adama O. dotyczące jego porannego wyjścia do pracy po tym, gdy Ewa nie wróciła do domu. Zeznał, że wstał około 6.30, ogarnął się i wyszedł na autobus linii 74, którym miał dojechać do pracy na godzinę 8 w rejon ul. Małe Garbary, gdzie znajduje się mieszkanie operacyjne. Jak zeznał Adam O., jest to tzw. mieszkanie legendowe, i właśnie tam zaczyna swoją służbę. Jednak opuścił autobus już na przystanku przy ulicy Mostowej obok Instytutu Zachodniego (przystanek tuż za skrzyżowaniem Wierzbowa/Mostowa). Podobno był korek, więc Adam O. wysiadł i szedł pieszo, bo chciał sprawdzić, czy dojdzie szybciej, niż porusza się autobus. I ponoć rzeczywiście wyprzedził pojazd. Jednak zamiast do pracy, Adam O. skierował swe kroki do Biedronki (nie powiedział do której) po śniadanie. Najbliższa Biedronka mieści się przy ulicy Estkowskiego. Przeszedł tego rana ponad kilometr, po czterech godzinach snu, gdyż niemal całą noc grał rzekomo w gry komputerowe. Może nieprzypadkowo Adam O. wysiadł w okolicach ul. Wierzbowej, nieopodal mostu Świętego Rocha?

      Wiele osób od początku zastanawiało się, dlaczego Adam O. zupełnie nie angażował się w poszukiwania Ewy? To musiało rodzić wątpliwości. Prawdopodobnie zakazali mu tego przełożeni. Jednak nie przeszkadzało mu to w prowadzeniu własnego śledztwa w sprawie zaginięcia dziewczyny. Bowiem legitymację pracownika ABW wykorzystywał w kilku miejscach (Pijalnia Piwa i Wódki, klub Mixtura, MPK), by zdobyć nagrania z monitoringu.

      – Chciałem mieć taki ostatni ślad po Ewie dla siebie – tłumaczył swoje działania.

      A może chodziło o coś innego – o sprawdzenie, kogo jeszcze uwiecznił monitoring?

      Do klubu Mixtura, w którym imprezowy szlak zakończyli Ewa, Adam Z. oraz ich znajomi, zgłosił się wspomniany Arkadiusz T. Także agent ABW, a wcześniej pracownik baru w Koninie, którego kumpel Adam wciągnął do pracy w agencji. Być może w rewanżu agent Arek zatelefonował do Mixtury:

      – Czy są u was kamery? Czy działały w nocy z 22 na 23 listopada? – dopytywał.

      Okazuje się, że kamery nie były tam włączone.

      Chłopak Ewy Tylman pojawił się także w poznańskim MPK, gdzie przeglądał zapisy monitoringu.

      – Zauważyłem, że nie okazywał żadnych emocji, zachowywał się służbowo – zeznał Ryszard T., pracownik Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego.

      Wróćmy do tragicznej listopadowej nocy. Wiadomo, że z niedzieli na poniedziałek Adam Z. kontaktował się z chłopakiem Ewy. Chciał, aby po nią przyjechał. Ten z nieznanych przyczyn tego nie zrobił. Gdyby przyjechał, dziewczyna zapewne żyłaby do dziś. Rano wstał i jakby nigdy nic poszedł po prostu na służbę.

      – Nie pojechał po Ewę, bo szedł na rano do pracy. Miała przyjechać do domu taksówką. Myślał, że poszła do koleżanki spać – tłumaczy go Piotr Tylman.

      – Dziwi mnie, dlaczego chłopak Ewy powiedział jej bratu, że dzwoniła do niego, że wróci taksówką. Skoro jej telefon był już od godziny 23.50 nieaktywny i do nikogo nie dzwoniła. Później, dopiero razem z Adamem Z., zadzwonili do niego, ale Adam O. prawdopodobnie nie odebrał – zastanawia się znajoma Ewy i dodaje: – Ponadto zaraz po zaginięciu Ewy Piotr Tylman pisał, że nie mają z jej chłopakiem swoich numerów telefonów. A po tym, jak Ewa nie zjawiła się w pracy, Adam O. rzekomo napisał esemesa do Piotra. Kto tu mówi prawdę?

      W nocy Adam Z. pomylił się i raz zadzwonił pod inny numer niż do chłopaka Ewy. Odebrał mężczyzna z Bydgoszczy:

      – „Słuchaj, przyjedź po Ewę na Wierzbową”, tak mnie prosił – zeznał mieszkaniec Bydgoszczy.

      – Związek Adama O. i Ewy Tylman trudno zaliczyć do idealnych. Ona lubiła towarzystwo, zabawę, imprezy, na które zawsze chodziła bez niego. On był zamkniętym w sobie domatorem. Pasjonowały go gry komputerowe, i w ten świat uciekał. Jednak Ewa miała słabość do mundurowych i pewnie dlatego związała się z Adamem O. – twierdzi jej znajoma. – Ona była jego pierwszą miłością, nie miał doświadczenia z kobietami. Ale on nie był dla niej pierwszy. I to sprawiało, że był o nią bardzo zazdrosny. Dochodziło ponoć do tego, że znęcał się nad nią psychicznie, a nie wiem, czy także nie fizycznie. Prawdopodobnie podejrzewał, że go zdradza.

      Czy zazdrość to wystarczający powód do zbrodni?

      Ewa przyjaźniła się z Dawidem G. – funkcjonariuszem policji z Poznania. Znali się od dawna, jeszcze z Konina. Mieli wspólnych znajomych, z którymi spędzali czas. Łączyło ich coś więcej niż koleżeństwo, o czym wiedział Adam O. Był o Dawida zazdrosny, zabronił Ewie jakichkolwiek

Скачать книгу