Скачать книгу

nie narzekała na brak zatrudnienia.

      – Co tam u Nico? Już się przyzwyczaiłaś do bycia żoną? A on się przyzwyczaił, że ma nową? – Mama się roześmiała, a do śmiechu szybko dołączył nikotynowy kaszel.

      Powtórzyłam jej, co powiedziała mi Anna.

      – Cholerny babsztyl. Zmusiłaś chłopaka, żeby się z tobą ożenił, akurat. Nico ma szczęście, że za niego wyszłaś. Pochodzisz z trzech pokoleń samotnych matek, mam nadzieję, że jej o tym powiedziałaś. Chrzanić Farinellich na ich „alei”, Parkerówny mieszkają na osiedlu komunalnym Mulberry Towers od ponad sześćdziesięciu lat i jakoś nigdy nie potrzebowały męża.

      Po tej wypowiedzi odchyliła się energicznie na krześle, jakby właśnie udowodniła ponad wszelką wątpliwość, że Anna jest kompletną idiotką. To trzeba było mamie przyznać: jej argumenty zawsze były triumfem nielogicznej siły przekonywania.

      Musiałam się roześmiać.

      – Nie sądzę, żeby historyczna niezdolność kobiet z naszej rodziny do złapania męża skłoniła Annę do zmiany zdania na mój temat.

      Twarz mamy złagodniała.

      – Mimo wszystko cieszę się, że znalazłaś męża, skarbie. Nico to miły chłopak. Trochę wydelikacony, jeśli chodzi o jedzenie, ale całkiem niezły jak na makaroniarza.

      Mama jeszcze nie doszła do siebie po kolacji, na którą zaprosił ją Nico (jeszcze przed naszym ślubem) i podał poussin – młodego kurczaka. Przez całą drogę do domu mówiła tylko o tym, że za cenę „jednego takiego małego, kościstego pusyna” mogłaby kupić cztery kurczaki w Lidlu.

      – Mamo, on się tutaj urodził. Jest Brytyjczykiem.

      – No, jak tam sobie chcesz. Jeśli tylko jesteś szczęśliwa. – Urwała, zmrużyła oczy. – Bo jesteś szczęśliwa, prawda?

      Wzięłam głęboki wdech. Z trudem odnalazłam rzeczowy ton, nie chciałam, żeby mama sobie pomyślała, że straciłam charakter Parkerówien i zupełnie zmiękłam, odkąd zostałam żoną.

      – Oczywiście, że jestem! Nico jest naprawdę cudowny. Muszę jeszcze tylko przekonać do siebie resztę mafii i wszyscy będziemy mogli pogalopować w stronę zachodzącego słońca na tłuściutkich kucykach.

      Mama poklepała mnie po dłoni.

      – Och, słonko. Masz jeszcze dużo czasu. Francesca przeżyła dwa lata bez mamy, ale Caitlin wcześniej prawie rok chorowała. To trudne dla każdego dziecka w jej wieku, biedna kruszynka. Daj jej czas. Zmądrzeje.

      Kiwnęłam głową.

      – Mam nadzieję.

      Mama pociągnęła nosem.

      – I nie przejmuj się Anną. Stać i załamywać ręce to ona potrafiła, ale nigdy nie widziałam, żeby zakasała rękawy, jak trzeba było powycierać rzygi. Żadna z tych bab na nic się nie przydała. Ta synowa, jak jej tam, Lara, też wiele nie pomogła. Mnie zostawiły siedzenie z nią i mówienie, że z Francescą wszystko będzie dobrze, dość zrobiła i może odejść w spokoju.

      Poczułam ukłucie wstydu, że wzdrygałam się z zażenowaniem, słysząc, jak mama mówi do Anny: „Dzień dobry, złociutka”; że chciałam, żeby schudła i uważała na swoją wagę; że krzywiłam się na wełnianą czapkę, która ją postarzała. Dobroć, stoicyzm i praktyczne podejście były warte znacznie więcej niż najwybitniejsze zdolności w dziedzinie drapowania szalików.

      – Nico bardzo rozpaczał? – Chciałam cofnąć to pytanie niemal w chwili, kiedy je zadałam.

      Mama zmarszczyła brwi.

      – Nie wplątuj się w konkurs „Kogo Nico kochał bardziej?”, Mags. Wiem, że on cię kocha. Na koniec było mu ciężko. Jak wszystkim. Ona była taka młoda. Ale Nico miał duże oparcie w bracie. Massimo zawsze tu wpadał, żeby go odciążyć. Aż się poczułam winna, że nie masz rodzeństwa, bo co to będzie, kiedy ja odejdę.

      – O Boże, mamo, nawet nie zaczynajmy tego tematu!

      Przerwałam tę rozmowę, wsadzając głowę do lodówki w poszukiwaniu warzyw na zupę. Szybko wpadłyśmy w kojący rytm obierania i krojenia, a Sam co jakiś czas wbiegał do kuchni, opowiadając babci, że jest bramkarzem w szkolnej drużynie piłkarskiej, że Nico zabierze go na prawdziwy mecz i fajnie się chodzi do szkoły na piechotę, bo teraz mieszkamy bliżej.

      Kiedy zupa bulgotała na ogniu, nakryłam do stołu, zastanawiając się, czy Anna by zemdlała, gdybym położyła papierowe serwetki zamiast materiałowych. Mama smarowała bułeczki masłem, a Sam z detalami opisywał jej samochody, jakie miał Sandro na swoim torze wyścigowym Scaletrix.

      – Najbardziej podoba mi się ferrari, to jest włoski samochód. Bo ja teraz jestem pół-Włochem, prawda?

      Pocałowałam go w głowę.

      – To nie do końca tak działa. Ale to miło, że Lara pozwala ci przychodzić i bawić się tymi samochodzikami.

      Chociaż wydawało mi się, że bratowa Nico zadziera nosa, określając dokładnie czas wizyty mojego syna: „Może Sam chciałby wpaść o wpół do czwartej? Do piątej?”. Na naszym osiedlu dzieciaki odwiedzały się nawzajem, aż rodzice wołali je na przykład dopiero na podwieczorek.

      – Lubi, jak przychodzę, bo Sandro jeszcze nie bardzo załapał, jak się bawić Scaletrixem, który mu kupił Massimo. Samochodziki za każdym razem wyskakują mu na zakręcie z toru, a ja mu pomagam to ogarnąć. Ale powiedziała, że nie mogę przychodzić, jak Massimo jest w domu.

      – Dlaczego? – zapytała moja mama.

      Sam wzruszył ramionami.

      – Nie wiem. Chyba jego zdaniem za bardzo hałasuję.

      – Na pewno nie! Taka cicha myszka jak ty? – oburzyła się babcia. – Chociaż, patrząc na ich synka, to może się wydawać, że każdy robi prawdziwy harmider. Nigdy nie widziałam tak cichego dziecka.

      Właśnie miałam zapytać, co wie o Larze, kiedy usłyszałyśmy szczęk klucza w zamku drzwi frontowych. Wytarłam ręce w ścierkę.

      – Coś szybko poszło – szepnęłam do mamy.

      Nie wydało mi się stosowne, żeby wylecieć na korytarz z radosnym pytaniem: „Jak tam się udało?”, jakby wyszli sobie na herbatę i babeczki, więc czekałam w kuchni.

      Usłyszałam stukot kroków na górze, a potem do kuchni wszedł Nico. Policzki miał zaczerwienione od zimna, a twarz ściągniętą i znużoną.

      – Wszystko w porządku? Gdzie reszta?

      – Jeszcze zostali. Francesca kompletnie się załamała przy wejściu na cmentarz, zaczęła deptać róże i płakać. – Westchnął. – Po prostu nie potrafi pogodzić się z tym, że Caitlin nie wróci. Myślałem, że pójście na grób jej pomoże, ale może jest jeszcze za wcześnie.

      Ponieważ moja matka patrzyła na mnie w sposób sugerujący, że powinnam odprawić jakieś małżeńskie czary, żeby Nico poczuł się lepiej, przytuliłam go. Kiedy przywarł do mojego ramienia, zastanowiło mnie, czy kiedykolwiek przestanę być tą, która pojawiła się „potem”, czy zbitka imion „Nico i Maggie” będzie przechodzić ludziom przez usta z taką samą łatwością, jak wcześniej „Nico i Caitlin”.

      – Mam iść na górę do Franceski? – spytała mama. Jeśli ktokolwiek potrafił rozmawiać z rozhisteryzowanym dzieckiem, to właśnie ona.

      Nico skinął głową z wdzięcznością, jakby był bezsilny wobec zaistniałej sytuacji. Kiedy mama wyszła z kuchni, powiedział:

      – Co

Скачать книгу