Скачать книгу

bomb, będziemy je detonować tuż za żaglem, nadając jej coraz większe przyspieszenie.

      Mężczyźni oderwali spojrzenia od ciała Cheng Xin. W końcu chcieli potraktować jej propozycję poważnie. Tylko Camille patrzyła na nią jak na intruza.

      – Możemy nazwać tę technikę „napędem po drodze”. Ten pierwszy odcinek jest etapem przyspieszania i stanowi zaledwie drobny ułamek całego kursu lotu sondy. Według bardzo pobieżnych obliczeń, jeśli użyjemy tysiąca bomb jądrowych, można je rozmieścić wzdłuż drogi o długości około pięciu jednostek astronomicznych, prowadzącej od Ziemi do orbity Jowisza. Możemy nawet rozmieścić je gęściej w granicach orbity Marsa. To jest absolutnie wykonalne przy naszej obecnej technologii.

      W ciszy, która potem zapadła, słychać było kilka szeptów. Stopniowo stawały się coraz głośniejsze i coraz bardziej podekscytowane, jak skąpy deszcz przechodzący w ulewę.

      – Nie wpadła pani sama na ten pomysł, prawda? – zapytał Wade. Uważnie przysłuchiwał się dyskusji.

      Cheng Xin uśmiechnęła się do niego.

      – Mój pomysł opiera się na starej koncepcji znanej w kręgach zajmujących się przemysłem kosmicznym. Coś takiego zaproponował pierwszy już w 1946 roku Stanisław Ulam. To jądrowy napęd pulsacyjny.

      – Doktor Cheng – powiedziała Camille – wszyscy wiemy o jądrowym napędzie pulsacyjnym, ale poprzednie propozycje wymagały przewożenia paliwa na statkach. Pomysł rozmieszczenia go wzdłuż trasy statku kosmicznego jest rzeczywiście pani wkładem. Ja przynajmniej nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszałam.

      Dyskusja stała się zażarta. Grono ekspertów rzuciło się na pomysł Cheng jak wataha głodnych wilków na świeże mięso.

      Wade znowu walnął w stół.

      – Dość! Nie grzęźnijcie teraz w szczegółach. Nie oceniamy, czy pomysł jest wykonalny – raczej staramy się zorientować, czy warto jest przeprowadzić ocenę jego wykonalności. Skupcie się na przeszkodach w całościowym obrazie rzeczy.

      – Najlepsze w tej propozycji jest to, że łatwo jest zacząć ją realizować – rzekł po krótkiej ciszy Wadimow.

      Wszyscy od razu zrozumieli sens jego wypowiedzi. Pierwszy etap planu Cheng Xin wymagał wystrzelenia dużej liczby bomb jądrowych na orbitę okołoziemską. Ludzkość nie tylko dysponowała taką technologią, ale ładunki były już na rakietach – można było łatwo użyć w tym celu przeprogramowanych międzykontynentalnych pocisków balistycznych. Amerykańskie peacekeepery, rosyjskie topole i chińskie dongfengi mogły umieścić ładunki na orbitach wokół Ziemi. Ba, zadanie to mogłyby wykonać nawet pociski balistyczne średniego zasięgu, gdyby wyposażono je w rakiety nośne. Ten plan byłby dużo tańszy niż plany pokryzysowego rozbrojenia jądrowego, które wymagały zniszczenia tych pocisków.

      – Świetnie. Na razie przerwijmy dyskusję nad pomysłem Cheng Xin. Są jakieś inne propozycje? – Wade rozejrzał się po sali.

      Kilka osób chyba chciało coś powiedzieć, ale ostatecznie zdecydowało się zachować milczenie. Widocznie każda z nich uznała, że jej pomysł nie może konkurować z propozycją Cheng Xin. W końcu spojrzenia wszystkich znowu skupiły się na niej, ale tym razem z zupełnie innym nastawieniem.

      – Jeszcze dwukrotnie zorganizujemy burzę mózgów i zobaczymy, czy uda się nam coś wymyślić. Ale możemy też zacząć badania wykonalności napędu po drodze. Będziemy potrzebowali jakiegoś kryptonimu.

      – Skoro prędkość sondy będzie wzrastać o jeden poziom po każdym wybuchu bomby, to będzie to trochę jak wchodzenie po schodach – powiedział Wadimow. – Proponuję, żebyśmy nazwali ten program Klatką Schodową. Poza potrzebą uzyskania przez sondę prędkości finalnej przekraczającej jeden procent prędkości światła musimy pamiętać o innym wymogu, mianowicie jej masie.

      – Żagiel radiacyjny może być bardzo cienki i lekki. Przy obecnym stanie materiałoznawstwa możemy wyprodukować żagiel o powierzchni około pięćdziesięciu kilometrów kwadratowych i ograniczyć jego masę do około pięćdziesięciu kilogramów. To powinno wystarczyć – stwierdził rosyjski ekspert, który kiedyś kierował nieudanym eksperymentem z żaglem słonecznym.

      – Wobec tego kluczowym problemem będzie masa samej sondy.

      Oczy wszystkich skierowały się na innego mężczyznę, głównego projektanta sondy Cassini–Huygens.

      – Jeśli weźmiemy pod uwagę pewne podstawowe czujniki i antenę oraz radioizotopowe źródło energii niezbędne do przesyłania informacji z Obłoku Oorta, powinno się to zmieścić w granicach dwóch–trzech tysięcy kilogramów.

      – Nie! – Wadimow potrząsnął głową. – Musi być taka, jak powiedziała Cheng Xin, lekka jak piórko.

      – Jeśli zadowolimy się najbardziej podstawowymi czujnikami, to może wystarczy tysiąc kilogramów. Nie mogę zagwarantować, że to się uda, bo nie dajecie mi prawie nic, co mógłbym wykorzystać podczas pracy.

      – Będzie pan musiał zrobić ją tak, żeby działała – powiedział Wade. – Włącznie z żaglem masa całej sondy nie może przekroczyć jednej tony. Użyjemy siły całej ludzkości, by nadać tysiącowi kilogramów odpowiednią prędkość. Miejmy nadzieję, że będzie to dostatecznie mała masa.

      Przez następny tydzień Cheng Xin spała głównie w samolotach. Jako członkini grupy do zadań specjalnych kierowanej przez Wadimowa krążyła między agencjami kosmicznymi Stanów Zjednoczonych, Chin, Rosji i Europy, koordynując badania wykonalności programu Klatka Schodowa. Przez ten tydzień zwiedziła więcej miejscowości niż w całym swym dotychczasowym życiu, ale oglądała je tylko z okien samochodów i sal konferencyjnych.

      Początkowo myśleli, że uda się im skłonić wszystkie agencje do współpracy, ale okazało się to niemożliwe z przyczyn politycznych. W końcu każda agencja wykonała własną analizę. Takie podejście było korzystne, gdyż można było porównać te cztery studia i uzyskać bardziej dokładny wynik, ale oznaczało też dużo więcej pracy dla PAW. Cheng Xin pracowała nad tym projektem ciężej niż nad czymkolwiek innym w życiu zawodowym – w końcu było to jej dziecko.

      Autorzy tych czterech studiów wykonalności szybko doszli do wstępnych wniosków, które były bardzo podobne. Dobra wiadomość była taka, że powierzchnię żagla radiacyjnego można zmniejszyć do dwudziestu pięciu kilometrów kwadratowych, a jego masę, przy zastosowaniu jeszcze nowocześniejszych materiałów, do dwudziestu kilogramów.

      Potem była zła wiadomość: aby osiągnąć wymagany jeden procent prędkości światła, trzeba było zmniejszyć masę całej sondy o osiemdziesiąt procent, do zaledwie dwustu kilogramów. Po odjęciu masy zarezerwowanej dla żagla zostawało tylko sto osiemdziesiąt kilogramów na czujniki i urządzenie komunikacyjne.

      Wyraz twarzy Wade’a się nie zmienił.

      – Nie smućcie się. Mam jeszcze gorszą wiadomość. Na ostatnim zebraniu ROP zawetowano rezolucję o rozpoczęciu programu Klatka Schodowa.

      Czterech spośród siedmiu stałych członków ROP głosowało przeciw uchwale. Ich argumenty były zadziwiająco podobne. W przeciwieństwie do technicznego personelu PAW, który miał doświadczenie w przemyśle kosmicznym, nie interesował ich rodzaj napędu. Ich sprzeciw budziło to, że sonda miała zbyt ograniczoną wartość dla wywiadu – „praktycznie zerową”, jak ujął to przedstawiciel USA.

      A uważali tak dlatego, że zaproponowana przez PAW sonda nie miałaby żadnych możliwości wyhamowania. Nawet gdyby flota trisolariańska już zwalniała, sonda minęłaby się z nią przy względnej prędkości około pięciu procent prędkości światła (jeśli nie zostałaby przechwycona przez Trisolarian). Miałaby bardzo

Скачать книгу