Скачать книгу

trzymając ogromny ociekający wodą parasol, zaczęła tyleż energicznie, co niezgrabnie kręcić się po przedpokoju w poszukiwaniu miejsca, gdzie mogłaby go zostawić.

      – Proszę – westchnął z cierpiętniczą miną – oddaj mi to, zanim ucierpi któreś z okien.

      Spojrzała na niego z ukosa.

      – Wpuszczano mnie już do mieszkań… Po prostu twój dom zawsze musi być tak… tak cholernie idealny, że mam wrażenie, jakbym wchodziła do wnętrza z Vogue’a.

      Płynnym ruchem umieścił parasol w stojaku nieopodal drzwi, tak że nawet kropla nie spadła na podłogę.

      – Nie ma z tobą Elli? – spytał.

      – Jest na wywiadówce w szkole. Pomyślałam, że wpadnę sama. No wiesz, sprawdzić, jak się masz.

      – U mnie, jak widzisz, wszystko w porządku.

      Zapadła niezręczna cisza. Trwała stulecia.

      Abby zastanawiała się, czy on kiedykolwiek rozmyślał o Tamtym Wieczorze. Czy w ogóle pamiętał, jak złożył głowę na jej ramieniu, jak muskał palcami jej twarz, zupełnie jakby chciał ją pocałować?

      Spojrzał jej prosto w oczy. Wpatrywał się dociekliwym, badawczym wzrokiem, jak naukowiec usiłujący zrozumieć skomplikowane zagadnienie. Był jedyną osobą, która patrzyła na nią w ten sposób. Czuła się, jakby w metodyczny sposób ją prześwietlał, analizował. Poczuła się nieswojo. Zupełnie, jakby chciał się dokopać do przerażonej, porzuconej dziewczynki, którą kiedyś była. Ukryła ją głęboko, tak by nikt nigdy się o niej nie dowiedział.

      Absolutnie nikt.

      – Abby – przerwał ciszę głosem zawierającym nutę nagany. – Jestem teraz naprawdę bardzo zajęty, więc…

      Podetknęła mu pod nos pudło ciastek.

      – Proszę: zrobiłam je dla ciebie!

      Niechętnie wziął od niej pudełko.

      – Co jest w środku? – spytał. Minę miał taką, jakby się spodziewał ładunku wybuchowego.

      – Twoje ulubione ciasteczka. Upiekłam je tuż przed przyjściem tutaj.

      Wydał z siebie przeciągłe westchnienie, po czym odłożył pudełko na wypolerowany blat stołu z drewna orzecha włoskiego. Zaprowadził ją do salonu i gestem dłoni zaprosił, by usiadła na kanapie. Sam nigdzie nie usiadł. Trwał w pozycji stojącej, jakby chciał zaznaczyć, że czas jej wizyty jest ograniczony.

      – Powiedz, czego chcesz?

      – Przyszłam do ciebie z paczką twoich ulubionych ciastek, a ty od razu zakładasz, że mam w tym jakiś interes. Niezbyt to uprzejme, nie uważasz? – rzuciła z wyrzutem. Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na niego obrażonym wzrokiem zranionej sarny.

      Oczy Luke’a na moment utkwiły w jej wykrzywionych grymasem wargach. Chwilę później go uniósł z powrotem i ich spojrzenia się spotkały. Wpatrzone w nią ciemnoniebieskie oczy wywołały u niej uczucie mrowienia.

      Luke odchrząknął i podrapał się po brodzie. Zazwyczaj był precyzyjnie ogolony. Zaskoczył ją jego zapuszczony zarost, choć wyglądał tak całkiem atrakcyjnie.

      Niespodzianką dla niej była jej własna reakcja. Abby dotąd pilnowała, by nie interesować się Lukiem Shelvertonem. Był starszym bratem jej najlepszej przyjaciółki – granicą, której przyrzekła sobie nigdy nie przekraczać. Z jakiegoś powodu teraz czerpała przyjemność z przyglądania się jego wyjątkowo przystojnej twarzy. Jego szafirowe oczy zdobiły kruczoczarne rzęsy i brwi. Włosy miał ciemnobrązowe, obecnie zmierzwione. Miał też świetną sylwetkę, wprost z kobiecych fantazji: był barczysty, wąski w biodrach, a brzuch miał tak płaski i twardy, że można by na nim tłuc orzechy. Gdyby go ujrzał Michał Anioł, popędziłby zaraz do pracowni po dłuto i marmur.

      – Cóż, jeśli chodzi o tamten wieczór… – zaczął.

      – Nie przyszłam tu z powodu tamtego wieczoru – odparła Abby. – Chodzi mi o zupełnie inny wieczór. Najważniejszy wieczór mojego życia – wyrzuciła z siebie jednym tchem. – Chcę cię prosić o przysługę. Potrzebuję narzeczonego na jeden wieczór. – Udało się. Wydusiła to wreszcie z siebie.

      Jego twarz zamarła jak maska. Zamarł cały, jakby każda cząstka jego ciała obróciła się nagle w kamień. Jakaś siła wyssała całe powietrze z pomieszczenia.

      Nagle gwałtownie odetchnął i ruszył w kierunku barku.

      – Udam, że tego nie słyszałem. Chcesz się czegoś napić przed wyjściem?

      Abby rozsiadła się na kanapie i założyła nogę na nogę. Nie było mowy, by wyszła, dopóki nie załatwi tego, co chciała.

      – Poproszę o czerwone wino – odparła. Białe nie pasowało do okazji. Nie miała też ochoty na szampana.

      Przynajmniej dopóki nie nakłoni Luke’a do pomocy.

      Wrócił i podał jej wino. Usiłowała uniknąć dotknięcia jego dłoni przy przejmowaniu kieliszka, w rezultacie wypadł im z rąk i zalał sam środek jej niebieskiego sweterka z mieszaniny wełny i kaszmiru. Nie był może nowy – kupiła go w sklepie z odzieżą używaną – jednak kaszmir to kaszmir.

      – Ups! Och, nie…– Poderwała się z sofy tak gwałtownie, że omal go nie przewróciła. Wskutek jej nagłego ruchu kolejne krople wina poleciały na kremowy dywan i kanapę.

      Pomógł jej złapać równowagę, chwytając ją silnymi dłońmi za ramiona. Dotyk jego palców naciskających przez kilka warstw odzienia na jej skórę był wręcz elektryzujący. Natychmiast ją puścił, zupełnie jakby poczuł to samo, i wyciągnął z kieszeni białą chusteczkę. Przez chwilę miała wrażenie, że zaraz zacznie wycierać nią jej piersi, ale w porę się powstrzymał i podał jej chusteczkę.

      – Nie przejmuj się dywanem i kanapą. Potraktowałem je środkiem plamoodpornym – powiedział głosem tak chrapliwym, jakby się nałykał żwiru.

      Abby wycierała plamę na piersiach. Starała się ignorować to, jak blisko niej się znalazł. Czuła delikatny limonowy zapach jego kosmetyków, zmieszany z innym, leśnym, wyraźnie męskim zapachem. Mogła się przyjrzeć wyraźnie poszczególnym włoskom ze szczeciny na jego brodzie. Miała ochotę dotknąć ich opuszkami palców, by sprawdzić, czy faktycznie są tak drapiące, jak na to wyglądają.

      Palcami jednej ręki złapała mokry kawałek swetra i odciągnęła go od ciała, drugą dalej trzymała mokrą już chustkę.

      – Masz coś, w co mogłabym się przebrać? Muszę go natychmiast zdjąć i przepłukać.

      – Nie możesz po prostu narzucić na to płaszcza, czy coś?

      Abby wybuchła.

      – Ten sweter kosztował mnie ćwierć pensji! – W życiu by się nie przyznała, że kupiła go w z drugiej ręki. – Nie mówiąc już o moim staniku! – On rzeczywiście swoje kosztował i nie był używany. W życiu nie założyłaby cudzej bielizny. Dość, że musiała to robić przez większość dzieciństwa.

      Zmarszczył się tak, że jego czoło przypominało mapę baryczną z prognozy pogody.

      – Niewiarygodne – zawołał.

      – Niby co? – zapytała. – Pracuję dla magazynu modowego. Muszę się nosić zgodnie z aktualną modą. Nikt nie może mnie zobaczyć w ciuchach z zeszłego sezonu.

      – Nie dostajecie darmowych produktów albo chociaż zniżek?

      Abby przewróciła oczami, przy okazji zrywając kontakt wzrokowy.

      – Nie

Скачать книгу