Скачать книгу

łowczy poprowadził ich w innym kierunku, z dala od tropu, który wyglądał na doskonały. Przecięli obszerny las i dotarli do polany.

      Z oddali rozległ się głos rogu myśliwskiego; don Luiz natychmiast podniósł rękę i nasłuchiwał pilnie.

      Kolejny głos, już bliżej. Po chwili przez polanę przebiegł pędem jeleń ścigany przez watahę psów i większą grupę jeźdźców.

      – To jeźdźcy królewscy – rzekł don Luiz. – To koniec naszego polowania. Chodź ze mną, Hieronimie. Reszta wróci do Villagarcíi.

      Spiął konia i chłopiec udał się za nim, nieco oszołomiony.

      Za dużą grupą drzew widzieli dach klasztoru wraz z jego wieżą zegarową. Z tej grupy drzew wyłoniło się dwóch jeźdźców. Jeden wyglądał na żołnierza o posiwiałej brodzie; drugi, znacznie młodszy, miał bladą twarz i piaskową brodę. Obaj ubrani byli na czarno. Z tyłu, w pewnej odległości, podążało więcej jeźdźców.

      – Piękne konie – rzekł Hieronim.

      Don Luiz skrywał nerwowy uśmiech.

      – Zsiądź z konia, Hieronimie – powiedział i sam tak uczynił.

      Chłopiec wykonał polecenie, a dwaj jeźdźcy zbliżali się i mógł dostrzec, że młodszy z nich miał niebieskie oczy. Był bardzo przystojny, chociaż jakby nadymał dolną wargę. Nagle Hieronim uświadomił sobie, że już go widział i gdzie...

      – Uklęknij – rzekł don Luiz – i ucałuj rękę Jego Królewskiej Wysokości.

      Jasna twarz tak blisko schyliła się ku niemu, że poczuł chyba jedwabistą brodę piaskowego koloru. Niebieskie oczy były dziwnie przenikliwe. Ręka, którą ucałował Hieronim była nieduża i delikatna, niemal kobieca.

      – Jak masz na imię? – spytał król.

      – Hieronim, Wasza Królewska Wysokość.

      Król się uśmiechnął.

      – To imię wielkiego świętego, bez wątpienia. Ale będziemy musieli je zmienić. – Sam również zsiadł z konia; don Luiz trzymał strzemię. – Dziękuję, Quixada. Jestem zadowolony. Nigdy nie upolowałem większej zwierzyny. Oczywiście zostaniesz jego guwernerem, nauczycielem. Będzie cię potrzebował bardziej niż kiedykolwiek. – Odwrócił się do chłopca: – Powiedz mi: wiesz, kto był twoim ojcem?

      Hieronim mocno poczerwieniał. Nic nie powiedział, ale nie zwiesił głowy. Podniósł ją tak wysoko, że jego mały podbródek jakby wskazywał serce króla.

      Filip znowu się uśmiechnął. Skinął z zadowoleniem.

      – Widzę, że sekret został zachowany – powiedział – ale nie ma już więcej takiej potrzeby. Cesarz Karol V, mój pan i ojciec, był również twoim ojcem i oto tu i teraz ja uznaję cię za mego brata.

      Przez moment don Luiz pomyślał, że chłopiec zemdleje. Ale jego oczy jaśniały.

      Filip ucałował go w oba policzki. Trzymając ciągle rękę na ramieniu chłopca, zwrócił się ponownie do don Luiza:

      Ten potrójny honor uczynił don Luiza jednym z najpotężniejszych mężów imperium, lecz lekko uniesiona blada ręka zakazała mu wszelkich wyrazów wdzięczności.

      – Dwór mego brata – kontynuował król – będzie się składał z następujących osób: przełożony domu i opiekun: don Luiz Quixada; mistrz ceremonii: hrabia Priego; masztalerz: don Luiz de Córdoba; główny szambelan: don Rodrigo Benavides... – zawahał się przez moment, wyciągnął kartkę z zanadrza płaszcza, rzucił na nią wzrokiem i ciągnął dalej: – majordom do spraw specjalnych: don Rodrigo de Mendoza; szambelani: don Juan de Guzmán, don Pedro Zapata de Córdoba i don José Acuña; sekretarz: Juan de Quiroga; kamerdynerzy: Juan de Toro i Jorge de Lima; kapitan gwardii: don Luiz Carillo. Połowa gwardii będzie hiszpańska, połowa – niemiecka.

      Akt ten powoływał nowy dwór zgodnie z etykietą burgundzką, zainicjowaną przez dziadka króla, Filipa Pięknego.

      – Jego Królewska Wysokość pomyślał o wszystkim. – Zdumiony Don Luiz tylko tyle był w stanie wypowiedzieć. List pisany był ręką króla, widział duże kształty liter. Po raz pierwszy zetknął się z zamiłowaniem Filipa do detali i jego nieodpartą wolą wypracowywania wszystkiego samemu. Najpierw długie miesiące milczenia, nawet jednego znaku co do zamiarów. Później ten lakoniczny list: „Zorganizujesz polowanie w Górach Torozo. Zabierzesz ze sobą młodzieńca, którego masz pod swoją opieką. Niech będzie ubrany prosto i niech nie wie o celu polowania. Dopilnujesz, żeby twoja grupa dotarła w południe do miejsca w pobliżu kilku dębów na południe od klasztoru San Pedro de la Espina. My, Król”. Oto zorganizowanie „przypadkowego spotkania” – ale przecież sporządził kompletną listę domu swego przyrodniego brata!

      Orszak królewski cały czas krążył w pobliżu.

      Król dał im znak, żeby się zbliżyli. Wsiadł na konia z pomocą Quixady.

      Hieronim obudził się ze snu, widząc don Luiza trzymającego strzemię również dla niego. Zapytał szeptem:

      – Czy tía wie?

      – Wszystko – odpowiedział don Luiz również szeptem. – Wszystko poza tym, że będziemy razem. Będzie taka szczęśliwa.

      Hieronim promieniał ze szczęścia i don Luiz odwrócił się pospiesznie. Wsiadając na własnego konia, miał czas odzyskać zimną krew.

      Wreszcie nadjechał orszak królewski i zatrzymał się. Było tam z kilkunastu szlachciców. Don Luiz rozpoznał niektórych spośród wymienionych na spisie członków nowego dworu.

      Król mówił swym cichym, spokojnym głosem. Musieli wyciągać szyję, żeby go usłyszeć.

      – Poznajcie tego młodzieńca i oddajcie mu honory jako rodzonemu synowi zmarłego imperatora oraz bratu króla.

      Dało się słyszeć nierówne okrzyki. Filip nieomal natychmiast je powstrzymał, podnosząc dwa palce dłoni odzianej w rękawiczkę. Ciągnął dalej zniżonym głosem:

      – Jego Ekscelencja don Juan de Austria przyjmie wasze gratulacje.

      Dopiero, gdy szlachcice, jeden po drugim, podchodzili ucałować jego rękę, chłopiec uświadomił sobie, że była to jego nowa tożsamość.

105316.png

      Rozdział dziewiąty

Kolo.psd

      – Dzień dobry, wuju – rzucił radośnie Aleksander Farnese i razem z Juanem wymienili uśmiechy. W trakcie swej znajomości nigdy nie przestali żartować. Książę Aleksander był synem Ottavia Farnese, który w wieku osiemnastu lat został drugim mężem najstarszej córki Karola V, Małgorzaty, obecnie regentki w Niderlandach. Aleksander miał piętnaście lat, czyli był o dwa lata starszy od swego wuja, o piętnaście centymetrów wyższy i silny jak tur.

      Spotkali się cztery miesiące wcześniej i natychmiast zostali przyjaciółmi.

      Obaj ubrani byli w uroczystą czerń, modną na dworze, złagodzoną

Скачать книгу