Скачать книгу

dociekać, czy dotyczyło to jednego z antenatów przyszłego szefa polskiej dyplomacji. O flandryjskim pochodzeniu swoich przodków przekonany był sam Józef Beck, a przekonanie to podzielali także członkowie jego najbliższej rodziny, w tym druga żona Jadwiga i syn Andrzej Józef[5]. Wersję taką przyjął biograf ministra Olgierd Terlecki, korzystając zapewne z informacji podanych przez Wrzosa[6]. Związana z morzem przeszłość rodziny pasowała jak ulał do marynistycznej fascynacji przyszłego szefa polskiej dyplomacji, który zaczytywał się w literaturze o morskiej tematyce, w tym w dziełach Josepha Conrada – utożsamiał się nawet z Lordem Jimem, tytułowym bohaterem jego bodaj najsłynniejszej powieści. Żeglował przy każdej nadarzającej się okazji, a jego hobby było konstruowanie modeli żaglowców. Niewykluczone jednak, że zainteresowanie morzem wiązało się nie tyle z tradycjami rodzinnymi i genealogią, ile z kilkuletnim pobytem Becka w okresie wczesnego dzieciństwa w Rydze, o czym będzie jeszcze mowa.

      Jest i inna wersja opowieści o pochodzeniu rodziny Becków. W drzewie genealogicznym, sporządzonym przez wspomnianego syna ministra, Andrzeja, jako protoplasta rodu widnieje Ludwik Beck. Przy jego nazwisku w nawiasie pojawia się nazwa Holstein, jednoznacznie wskazująca na pochodzenie geograficzne. Niestety brakuje dat urodzin i śmierci owego Ludwika czy choćby informacji, w jakim stuleciu żył[7]. Anna Maria Cienciała nie tylko uznaje tę wersję za wiarygodną, ale też pisze o tym, że „Ludwik Bek z Holsztynu” (nazwisko podane w takiej właśnie formie) był „pradziadem ojca przyszłego ministra”[8]. Tezę tę, może bardziej pośrednio i w mało precyzyjnym przekazie, potwierdził Michał Łubieński, dyrektor Gabinetu Ministra Spraw Zagranicznych w latach 1935–1939. W swoich wspomnieniach napisał: „Oficjalnie mówiło się, że rodzina Becków pochodzi z Gdańska, skąd wyemigrowała na skutek zaangażowania się jednego z jej członków do armii marszałka [François Josepha] Lefebvre’a ks. gdańskiego. Nieoficjalnie Minister czasem w chwilach szczerości opowiadał, że według pewnych danych rodzina jego pochodzi z baronowskiej rodziny Beck von Holstein czy coś takiego”[9]. Najwyraźniej i Józef Beck, i jego syn nie wykluczali tak flandryjskiego, jak i holsztyńskiego pochodzenia własnej rodziny. Kolejna, trzecia wersja ich pochodzenia wydaje się mało wiarygodna i oparta jest jedynie na przekazie ustnym. Dyplomata Władysław Józef Zaleski w swoim spisanym wiele lat po śmierci bohatera książki wspomnieniu zanotował: „Rodzina Becka, z tego, co doszło do mej wiadomości, wywodziła się z baronów kurlandzkich. Nazwisko to występuje wśród generalicji Niemiec cesarskich i hitlerowskich”[10]. Gdyby rzeczywiście Beckowie mieli za przodków przedstawicieli bogatej szlachty kurlandzkiej, nie byłoby większych problemów z ustaleniem ich genealogii. Choćby dlatego wersja ta jest najmniej wiarygodna. Ostatnia wersja ma charakter wyłącznie plotkarski. Jeden z najwybitniejszych polskich historyków żydowskiego pochodzenia, ale i dyplomata znany z ciętego języka, prof. Szymon Askenazy, który miał okazję poznać Becka w 1921 roku w Brukseli, wyrażał się o nim „ten żydek z Limanowej”. Informacje o tym przekazał Kajetan Morawski, a podał w swoich wspomnieniach cytowany już wyżej Łubieński. Ten ostatni, wcielając się w rolę adwokata swojego byłego szefa, choć nie odrzucał bynajmniej „jakiejś niepolskiej, a raczej południowej rasowości”, akcentował spokój, którym emanował poznany przez niego osobiście ojciec ministra Becka. W jego ocenie była to cecha „mało charakterystyczna dla plemion semickich”. Stwierdził przy tym, że sam nigdy nie znalazł jakiegokolwiek potwierdzenia żydowskiego pochodzenia Józefa Becka, a doniesienia na ten temat uznał za „fantazje” Morawskiego albo przejaw „żydowskiego imperializmu” prof. Askenazego[11]. Wiele lat później plotki o żydowskich korzeniach szefa polskiej dyplomacji, podobnie jak i o jego przynależności do masonerii, rozpowszechniał bardzo mu niechętny ambasador Francji Léon Noël, licząc zapewne na to, że będzie to dyskredytujące dla Becka[12]. Jako pewnik przyjmował je ambasador brytyjski w Polsce William Erskine, sporządzając charakterystykę polskiego ministra w dokumencie wysłanym do Londynu tydzień po objęciu przez niego szefostwa dyplomacji (M. Beck, who is of Jewish origin… – „Pan Beck, który jest żydowskiego pochodzenia…”)[13]. Nazwisko Beck (także w wersji Bek) występowało co prawda wśród Żydów zamieszkujących Królestwo Polskie, Galicję i Imperium Rosyjskie[14], nie udało się jednak znaleźć żadnych przekonujących dowodów, że byli pośród nich antenaci przyszłego ministra spraw zagranicznych Rzeczypospolitej. Pogłoski o żydowskim pochodzeniu Becka inspirowały też w trakcie drugiej wojny światowej ogarniętych antysemicką obsesją hitlerowców do ich bezskutecznego poszukiwania, ale do tego jeszcze wrócimy.

      Wyjaśnienie pochodzenia rodziny Becków wymaga skrupulatnych i gruntownych badań genealogicznych. Wykracza to poza założenia autorów tej monografii, aczkolwiek należy do kategorii postulatów badawczych. Spośród wymienionych wyżej wersji najbardziej prawdopodobne są dwie pierwsze, najmniej dwie ostatnie. Cytowane poniżej akta urodzeń, małżeństw i zgonów z archiwów parafialnych jednoznacznie wskazują, że przodkowie bohatera książki po mieczu i po kądzieli w zdecydowanej większości byli rzymskimi katolikami, choć nie brakowało wśród nich grekokatolików. Można postawić pytanie: czy pochodzenie ministra Józefa Becka miało znaczący wpływ na jego życiową aktywność, kształtowanie się jego poglądów czy formację intelektualną? Wydaje się, że nie było ono przesądzające i nie należy go przeceniać. Więcej informacji posiadamy na temat dziadka bohatera tej monografii, również Józefa Becka. W tym miejscu warto zaznaczyć, że imię Józef powtarzało się w czterech następujących po sobie pokoleniach rodziny Becków. Nosił je dziadek ministra, jego ojciec Józef Alojzy, on sam, a także jego syn Andrzej Józef, choć w tym wypadku jako drugie. Wróćmy jednak do dziadka. Wedle ustaleń Pawła Samusia urodził się on w 1830 roku. We wspomnianym wyżej drzewie genealogicznym widnieje tymczasem rok 1833, a z zachowanego aktu urodzenia wynika, że Józef Beck urodził się 18 marca 1832 roku[15]. Pracował jako urzędnik pocztowy. Określano go też mianem poczmistrza. Przynależał do stanu szlacheckiego, choć wedle bardziej współczesnej nomenklatury można by tu mówić o inteligencji miejskiej szlacheckiego pochodzenia. Nie wiadomo, kiedy dokładnie porzucił pracę na poczcie, aby zająć stanowisko urzędnika zarządu akcyzy[16]. Dysponujemy bardzo ciekawym źródłem, wiele mówiącym o atmosferze panującej w domu rodzinnym Becków w drugiej połowie XIX wieku. Jest to pamiętnik żony Józefa Becka, Anny de domo Kuczyńskiej (ur. 1832), babki przyszłego ministra. Spisywała go od kwietnia 1867 do sierpnia 1872 roku z przeznaczeniem dla potomstwa. Nade wszystko wyłania się z niego obraz autorki jako osoby głęboko wierzącej, wręcz bogobojnej, zaczytanej w literaturze religijnej, wiernej Kościołowi rzymskokatolickiemu. Anna opisywała swoje własne przeżycia, stan ducha, rozterki, cierpienia, choroby dzieci. Niewiele miejsca poświęciła na kartach pamiętnika temu, co działo się poza ogniskiem domowym. Może właśnie ten fakt najlepiej ją charakteryzuje. Kuczyńscy przybyli do Królestwa Polskiego z Litwy, rodzinnych stron prababki przyszłego szefa polskiej dyplomacji. Początkowo bardzo zamożni, zubożeli „przez różne okoliczności, jako też ogień”. Pieczętowali się dość rozpowszechnionym wśród rodzin szlacheckich herbem Ślepowron. Ojciec Anny, Jan, „posiadając wysokie wykształcenie, jako też zamiłowanie wielkie do nauk, przyjął skromną posadę profesora” w Piotrkowie. Zapewniał utrzymanie licznej rodzinie – doczekał się dziewięciorga dzieci. Najstarszy brat Anny, Alojzy Kuczyński, ukończył Uniwersytet Wileński i pracował w Warszawie[17]. Z czasem rodzina przeniosła się z Piotrkowa do Lublina, gdzie w 1852 roku przeżyła epidemię cholery, która głęboko zapadła w pamięć Annie Beckowej. Trzy lata wcześniej, w 1849 roku zmarł Jan Kuczyński[18], z którym Anna była uczuciowo i emocjonalnie bliżej związana niż z matką. Może największym ciosem była dla niej jednak śmierć brata, również po ojcu noszącego imię Jan, przeznaczonego do stanu duchownego[19].

      W pierwszym dniu Wielkanocy 1859 roku poznała Józefa Becka, którego w pamiętniku opisała następująco: „Cała jego postać wydawała mi się jednem wyrazem szczerości, łagodności i dobroci niewysłowionej, trudno jest opisać te wrażenie, te uczucia, tego złączenia się dwóch serc tak prędko tak odrazu, tego słodkiego a tak łatwego porozumienia się wspólnie, tak jasno

Скачать книгу