Скачать книгу

pracy. Ewa kroiła i ucierała, ale myślami była już zupełnie gdzie indziej. Nie mogła się doczekać wieczoru. I wiedziała, że przez okno nie zamierza wypatrywać pierwszej gwiazdki. Na to była już przecież zbyt dorosła.

      Młody chłopak w kożuchu i wełnianej czapce wyszedł zza drzewa i podszedł do idącej drogą dziewczyny.

      – Cześć! – przywitał się. – Co za spotkanie!

      – Naprawdę jesteś zdziwiony? – Przystanęła i spojrzała mu w oczy.

      Lekko się zmieszał.

      – Tylko nie kłam. Nie lubię ludzi, którzy oszukują – powiedziała poważnie. – Przecież wiem, że na mnie czekałeś. Policzki masz czerwone od mrozu.

      – No dobra, masz rację. Czekałem.

      – Następnym razem zachowuj się normalnie. Po co takie udawanie? Sam zresztą pytałeś, czy na pasterkę idę z rodziną, czy już mnie samą puszczą. Domyśliłam się, że będziesz czekał.

      – Czasami nie wiem, jak z tobą rozmawiać – przyznał chłopak. – Zachowujesz się, jakbyś miała ze trzydzieści lat.

      – To nie było miłe. – Pokręciła głową.

      – Przepraszam, ale sama chciałaś, żebym mówił prawdę.

      – A to źle, że jestem poważna?

      – Źle może nie. Tylko to mnie jakoś… wstrzymuje – starał się wyjaśnić.

      – Przed czym? – zainteresowała się Ewa.

      – Na przykład przed tym, żeby wziąć cię za rękę. – Uśmiechnął się nieśmiało.

      Speszyła się i spuściła wzrok. Od razu stała się bardziej dziewczęca i delikatniejsza. Taką ją lubił.

      – No, nie wstydź się – powiedział. – Naprawdę chciałbym tak zrobić. To co? Mogę?

      Pokiwała głową, więc ujął jej dłoń schowaną w wełnianej rękawiczce.

      – Masz gołe ręce – zauważyła.

      – Tak, znowu zgubiłem rękawiczki. Ojciec powiedział, że kupi mi następne, ale dopiero po Nowym Roku.

      – To może… – zawahała się. – Może wsadź rękę do mojej? – zaproponowała. – Chyba się zmieszczą.

      Włożył dłoń do rękawiczki dziewczyny. Ich palce się splotły, ale zamiast spodziewanego chłodu Ewa poczuła gorący prąd, który przeszył ją całą.

      Ruszyła więc naprzód, a chłopak za nią.

      Szli drogą przez las. Było ciemno, ale przed sobą widzieli światła latarni, które nieśli ludzie idący w kierunku kościoła.

      Las był cichy, tajemniczy i Ewa trochę zaczynała się bać. Wszystko wyglądało zupełnie inaczej niż za dnia. Co prawda śnieg odbijał księżycowe światło i wokół nie panowały zupełne ciemności, ale zimny blask jeszcze potęgował atmosferę grozy. Sosny szumiały złowieszczo, a nagie gałęzie krzewów wyciągały się w ich stronę jak macki tajemniczych stworzeń.

      Ewą wstrząsnął dreszcz.

      – Zimno ci? – zapytał Adam.

      – Trochę.

      Wstydziła się przyznać do strachu. Jeszcze uznałby ją za dziecko. Chłopak był dwa lata starszy, za rok miał zdawać maturę, więc Ewa za wszelką cenę chciała mu udowodnić, że jest wystarczająco dorosła, aby być dla niego partnerką do rozmów i spotkań.

      – W takim razie pobiegnijmy kawałek – zaproponował Adam. – Rozgrzejesz się.

      Skinęła głową.

      Nie było łatwo, bo nikt nie odśnieżał leśnej drogi, a przez ostatnie kilka dni śnieg padał prawie bez przerwy. Ścieżka wydeptana przez przechodzących wcześniej ludzi była zbyt wąska dla dwóch osób, a żadne z nich nie chciało puścić dłoni drugiego.

      Udało im się przebiec kilkadziesiąt metrów, ale buty zapadały się w zaspy i wreszcie przystanęli, zdyszani.

      – Nie mam siły – wysapała Ewa.

      Oddychała głęboko, a z ust wylatywały jej obłoczki pary. Adam pociągnął ją za rękę w kierunku dużego drzewa.

      – Chodź tutaj, oprzesz się o pień i odpoczniesz.

      Stanęła przy dębie, a Adam znalazł się naprzeciwko niej. Delikatnie dotknął policzka dziewczyny.

      – Jakie zimne – powiedział. – Poczekaj, zaraz je rozgrzeję.

      I przyłożył dłonie do jej twarzy. Były tak gorące, że aż parzyły. Nie wiedziała, czy to różnica temperatur, czy też znowu zdradziecki rumieniec, którego tak nie znosiła, pali jej policzki.

      – I jak? – zapytał. – Już cieplej?

      – Nawet gorąco – odpowiedziała cicho.

      Przez chwilę stali w milczeniu. Ewa zastanawiała się, czy powinna coś powiedzieć, jednak nic mądrego nie przychodziło jej do głowy.

      – Pięknie wyglądasz. – Usłyszała głos Adama.

      – Ciocia pożyczyła mi chustkę – powiedziała pierwsze, co przyszło jej do głowy, i zaraz tego pożałowała, bo uznała, że palnęła bzdurę.

      – To nie chustka – zaprzeczył. – To twoje oczy. Nie masz pojęcia, jak pięknie błyszczą. Odbijają się w nich gwiazdy…

      Nigdy nie słyszała nic równie pięknego. Czasami czytała w książkach o mężczyznach, którzy mówili podobne rzeczy kobietom, ale nie sądziła, że ktoś mógłby to powiedzieć jej.

      Spojrzała na chłopaka. Spod wełnianej czapki widać było wpatrzone w nią brązowe oczy i kosmyk jasnych włosów na czole. Nos miał zaczerwieniony od mrozu, ale wcale nie ujmowało mu to urody. Pełne usta uśmiechały się do niej nieśmiało, jeden kącik unosił się nieco wyżej niż drugi.

      – Dlaczego mówisz mi takie rzeczy? – zapytała cicho.

      – Jakie?

      – Takie miłe – odparła.

      – Mówię to, co widzę. – Wzruszył ramionami. – Przecież nie okłamywałbym cię. Już mnie dzisiaj ostrzegłaś, żebym tego nie robił.

      – Nie o to mi chodzi. – Pokręciła głową. – Chciałam wiedzieć, dlaczego to robisz. Przecież nie musisz…

      – Ale chcę. Zresztą powinnaś wiedzieć dlaczego. – Popatrzył na nią poważnie. – No, kiedy chłopak mówi dziewczynie miłe rzeczy?

      – Jak czegoś od niej chce? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.

      – Ja nie wiem, z kim miałaś do tej pory do czynienia i czego miałbym od ciebie chcieć. – Podniósł jej twarz w górę. – Mówię ci to dlatego, że mi się podobasz i…

      – I? – Poczuła jakieś nieznane dotąd napięcie, jakąś niezwykle silną energię między nimi.

      – I cię kocham – dokończył, patrząc jej głęboko w oczy.

      – Ale ja jestem od ciebie dwa lata młodsza – wyjąkała, chociaż czuła, że znowu mówi nie to, co powinna.

      – Nic mnie to nie obchodzi. Poczekam, ile będzie trzeba – odpowiedział poważnie. – Bo nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.

      Ich twarze zbliżyły się i

Скачать книгу