Скачать книгу

że nie jest wystarczająco cierpliwa i nie radzi sobie w gorszych chwilach. Nie wszyscy muszą żyć tak samo – rozmyślała. – A jeśli nie chce się zostać niewolnikiem systemu, to trzeba być gotowym na trudności.

      Tamara nie chciała być częścią systemu, jednak doskwierał jej brak pieniędzy i dni spędzane samotnie, tylko z dzieckiem. Kochała córeczkę, lecz tęskniła za Leszkiem i trudno jej było się pogodzić z jego ciągłą nieobecnością. Nie wiedziała, dokąd i z kim chodzi, niechętnie mówił, co robi, a to budziło w Tamarze złość i zazdrość.

      – Kochanie, nie wymyślaj – mówił, gdy zaczynała go wypytywać. – Przecież jestem twoim mężem, prawda? To chyba coś dla ciebie znaczy?

      Dla niej znaczyło, ale czasami nie była pewna, czy dla niego także. Zwłaszcza w takie dni jak dzisiaj.

      Jak mógł zostawić nas same? – zastanawiała się, patrząc na córeczkę. – Przecież to Wigilia, wszyscy chcą spędzać ten dzień z rodzinami. A on? Nawet nie powiedział, dokąd idzie i kiedy wróci.

      Zanim jeszcze poznała Leszka, czasami wyobrażała sobie, jak będzie wyglądało Boże Narodzenie, gdy kiedyś wyjdzie za mąż i założy rodzinę. Myślała o choince przystrojonej bombkami, o stole nakrytym białym obrusem, o opłatku, życzeniach i śpiewaniu kolęd. Miała nadzieję, że tak będzie, bo święta spędzała tylko z matką, więc tęskniła za obrazkami, które widywała w telewizji – liczną rodziną, śmiechami i tupotem małych nóżek.

      A tymczasem wszystko wskazywało na to, że pierwsze małżeńskie święta spędzi, siedząc sama z córeczką, a zamiast wieczerzy będzie miała jajecznicę z trzech ostatnich jajek, które znalazła w lodówce.

      Pomyślała, że skoro już nie ma choinki ani dwunastu potraw, to chociaż ubierze się odświętnie. Włożyła granatową sukienkę w białe kropeczki, a dla Marysi przygotowała tiulową białą spódniczkę i opaskę z kokardką. Mała wyglądała słodko.

      – Zaraz będziemy szukać pierwszej gwiazdki – powiedziała do dziecka. – A potem mama zaśpiewa ci kolędę.

      Wiedziała, że córka nie zapamięta tego Bożego Narodzenia, ale mimo wszystko czuła duży smutek. Dobrze, że mama tego nie widzi – pomyślała i zatęskniła za ich kameralnymi wieczerzami.

      Naraz usłyszała zamieszanie na klatce schodowej. Ktoś głośno się śmiał, dwa inne głosy dyskutowały zawzięcie, ale nie potrafiła odróżnić słów. Dźwięki zbliżały się i po chwili usłyszała je tuż za drzwiami.

      A potem rozległo się pukanie.

      – Kto tam? – zapytała, podchodząc do drzwi z Marysią na rękach.

      – Otwórz, to ja! – Głos Leszka usłyszeli chyba wszyscy sąsiedzi. – Mam zajęte ręce i nie mogę wyjąć kluczy.

      Kiedy przekręciła zamek i nacisnęła klamkę, do domu wszedł mąż, a za nim dwóch innych mężczyzn i kobieta.

      – Kochanie, pamiętasz ich? – Leszek wskazał na gości. – Poznaliśmy się kiedyś na koncercie. To Jacek i Radek z Julką.

      Nie pamiętała, zresztą wcale nie była pewna, czy kiedykolwiek ich widziała.

      – Wyobraź sobie, że zostali w akademiku, bo też mieli zamiar bojkotować święta – oznajmił radośnie. – Ale wytłumaczyłem im, że Marysia musi mieć wspaniałą wigilię, więc zgodzili się przyjść.

      – Starzy przysłali nam co nieco, to zabraliśmy ze sobą – oświadczył Jacek i zdjął z ramion pokaźny plecak. – Mamy tu całą wieczerzę w słoikach – zażartował.

      – A, jest jeszcze niespodzianka – przypomniał sobie Leszek. – Radek, można wnosić.

      Wyszli na klatkę i wrócili z dwumetrową choinką ubraną w różnokolorowe bombki i łańcuchy.

      – Portier z akademika zgodził się pożyczyć ją nam do jutra – wyjaśnił chłopak. – Tam i tak nikogo nie ma. A dziecko będzie miało radość.

      Wcisnęli drzewko między łóżko a szafę i podłączyli lampki. Choinka rozjaśniła się migającymi światełkami, od których Marysia nie mogła oderwać wzroku.

      – Daj mi małą – powiedział Leszek. – I rozpakujcie z Julką jedzenie.

      W plecaku rzeczywiście było chyba wszystko – znalazł się nawet smażony karp i mak z bakaliami.

      Dosunęli stół do łóżka, żeby każdy mógł usiąść.

      – Opłatka nie mamy, ale chyba obejdziemy się jakoś bez niego – uznał Leszek. – Życzę ci, kochana moja, żebyśmy jakoś ze sobą wytrzymali i spędzali razem kolejne święta – powiedział. A potem pocałował Tamarę i dodał szeptem: – Obiecałem ci wigilię i dotrzymałem słowa.

      Tamara była zaskoczona, ale musiała przyznać, że całkiem jej się ta spontaniczna wieczerza podobała. Jedli, rozmawiali, żartowali i przez chwilę naprawdę poczuła świąteczną atmosferę. Nawet Marysia uspokoiła się i obserwowała gości z uwagą.

      – A teraz kolędy – zdecydował Leszek i sięgnął po gitarę.

      Odśpiewali Przybieżeli do Betlejem i Cichą noc, a potem jeszcze kilka innych. Może nie było to specjalnie artystyczne wykonanie, ale Tamara śpiewała z przejęciem i zaangażowaniem.

      Niestety, po dwudziestej sprawy zaczęły się komplikować.

      – Powinnam wykąpać Marysię – wyszeptała do Leszka.

      – Chyba nic się nie stanie, jak raz tego nie zrobisz, prawda? – odpowiedział. – Trzeba być elastycznym.

      Uznała, że może ma rację. Nakarmiła córeczkę w łazience, bo wstydziła się robić to przy obcych ludziach. Goście zdawali się zadowoleni, zresztą kiedy na stole pojawiło się wino, a potem drugie, humory zaczęły wszystkim dopisywać.

      Tamara była coraz bardziej zmęczona. Starała się cieszyć i śmiać z pozostałymi, ale nieprzespane noce dawały o sobie znać. Marysia też stawała się niespokojna. Nie przywykła do gwaru i hałasu, a o tej porze zwykle już spała.

      – Dlaczego ona znowu płacze? – Leszka zirytowało zachowanie córki.

      – Jest zmęczona – wyjaśniła Tamara. – Miała za dużo atrakcji naraz. Poza tym przywykła do zupełnie innego rytmu dnia.

      – To może my już pójdziemy? – Julka spojrzała na Tamarę, a w jej oczach malowało się coś w rodzaju współczucia.

      – Mowy nie ma! – zaprotestował Leszek. – Jesteście moimi gośćmi!

      – Ale dziecko chyba musi iść spać – zauważyła dziewczyna. – No i Tamara…

      – Tamara? – Spojrzał na żonę. – Ona jak nikt potrafi popsuć każdą zabawę. Ale ja na to nie pozwolę. Skoro nas tu nie chcą – oświadczył – to pójdziemy na pasterkę.

      – Świetny pomysł – podchwycił Jacek.

      – No to zbieramy się, mili państwo!

      Wstali od stołu i włożyli kurtki. Leszek popatrzył na żonę i dziecko.

      – Chyba nie masz pretensji? – zapytał. – Chciałaś wigilię, zrobiłem wigilię. Chcesz mieć spokój, proszę bardzo, idziemy. Jacek, bierz choinkę – zwrócił się do kolegi.

      Zabrali drzewko i poszli.

      Tamara uśpiła Marysię, po czym zaczęła sprzątać nakrycia i chować do lodówki jedzenie, które zostało po wieczerzy.

Скачать книгу