Скачать книгу

      – Nawet chodnik jest nie z tego świata. – Majka nie potrafiła się nadziwić, że ktoś wykonał go z lśniących płytek klinkieru. – Tu jest jak w raju!

      – O tak. Monako jest prześliczne – zgodziła się z nimi Iga.

      Tylko ona była tu wcześniej, i to kilka razy. Siostra jej babki, ciocia Maria, mieszkała w niedalekim Saint-Laurent od ponad trzydziestu lat. Wyszła za mąż za Francuza, swojego rówieśnika, i we dwójkę żyli sobie spokojnie w pobliżu tego rajskiego zakątka. Niestety, ciocia Maria owdowiała kilkanaście lat temu. Odtąd przez cały lipiec wynajmowała swój mały domek rozlicznej rodzinie z Polski, a sama odwiedzała w tym czasie młodszego brata, mieszkającego w rodzinnym Poznaniu. Tylko dlatego stać było Igę i jej rodziców na takie wyjazdy i coroczny pobyt na Lazurowym Wybrzeżu. Ciotka nie pobierała żadnych opłat, nigdy by się nie zgodziła nawet na jedno euro zapłaty, przeciwnie – zostawiała dom z dobrze zaopatrzoną spiżarnią i lodówką, by przyjezdni z Polski mogli od razu poczuć jej gościnność. Iga dla odmiany postanowiła w tym roku przyjechać tu bez rodziców, za to z przyjaciółkami. Trochę się obawiała, zwłaszcza długiej trasy, ale wszystko, przynajmniej na razie, było w porządku.

      – Nie mogę uwierzyć, że jesteśmy tu dziesięć dni. – Majka szła, rozglądając się wokół. – Kiedy to minęło? Jeszcze trzy i musimy się pakować. Szkoda.

      – Uhm. Bardzo – odezwała się cicho Julka.

      Ona też była tu pierwszy raz, bo podobnie jak Majkę i Igę nie stać ją było na takie wczasy, rodziny za granicą nie miała, a już w takim pięknym i drogim miejscu? Iga była prawdziwą szczęściarą.

      – To co? Jutro ogród egzotyczny i jaskinia? – Majka przypomniała o jeszcze niezrealizowanym punkcie programu. – Czy plaża?

      – Plaża – odpowiedziała natychmiast Julia i zerknęła na idącą po lewej stronie Igę.

      – Nie. Błagam. Jestem czerwona jak rak. – Biedna Iga jako jedyna nie mogła prawie wcale plażować. Ze swoimi rudymi włosami, bladą piegowatą cerą i najbardziej wrażliwym na słońce fototypem musiała uważać. – Zostanę w domu, ale wy, jak chcecie, idźcie.

      – Okej – zgodziła się Majka. – Niech będzie jutro plaża, choć w sumie wolałabym tu przyjechać.

      – Plaża, proszę. A ogród możemy zostawić na pojutrze.

      – Jak chcesz. – Nieco zdziwiona przyjęła słowa Julki, wśród nich największej i najbardziej zagorzałej miłośniczki zwiedzania.

      Uszły kilka metrów, gdy nagle zza zakrętu wyłonił się biały samochód. Już z daleka widziały, że to kabriolet, i to bardzo wypasiony kabriolet, a za kierownicą siedzi ciemnoskóry mężczyzna. Przejechał obok nich niezbyt szybko. Majka dałaby głowę, że na ich widok wyraźnie zwolnił, a już na pewno nie miała żadnych wątpliwości co do zachowania kierowcy. Nie tylko obrócił głowę w ich stronę, ale też machnął im ręką i wykrzyknął coś, co brzmiało jak „helołpolszka”.

      – Widziałyście?! – Majka stanęła jak wryta.

      – Ale co? – wykrztusiła z trudem Julia, modląc się, żeby Diamond, bo właśnie to on siedział za kierownicą białego porsche, nie zawrócił.

      – Jaki koleś! I jaki wózek! Jezu! – Majka chwyciła się za serce i wniosła wzrok ku niebu. – Jak babcię kocham, co za widok! Chcę tego gościa na zawsze. Chcę jego, jego furę i dom, który na pewno tu ma. – Mogła mieć rację, wszak znajdowały się w dzielnicy willowej Monako, a pokonywana przez nie droga wiodła wzdłuż ulicy z zakazem jazdy dla wszystkich poza garstką szczęśliwców mających tutaj domy. – Jakie ciacho... – jęknęła, próbując dostrzec go w oddali, niestety samochód zniknął za kolejnym zakrętem.

      – Niezły był – potwierdziła Iga. – Ale oni wszyscy tutaj jeżdżą takimi furami, że szczęka opada.

      – Ale ten był nieziemski. I Murzyn. Mniam! Ale musi być słodki. – Majka nadal przeżywała. – Słyszałyście, co krzyknął? – spytała, gdy ledwie ruszyły z miejsca.

      – Nie. Ja nic nie słyszałam. – Julka poczuła, jak wzdłuż kręgosłupa spływa jej kropla potu. Najchętniej kazałaby dziewczynom przyspieszyć i skryć się gdzieś w jednej z monakijskich kawiarenek, a tak w ogóle to chciałaby jak najszybciej stąd wyjechać pierwszą złapaną taksówką.

      – Na pewno krzyknął „halo”. – Majka zmarszczyła czoło. – Ale coś jeszcze. Polska? To możliwe, że krzyknął Polska? – Spojrzała na milczącą Julię. – Słyszałaś?

      – Nic nie słyszałam. Chodźcie szybciej. Okropnie chce mi się siku.

      Ku jej uldze już nie natrafiły na „nieziemskiego Murzyna” i w spokoju wróciły do miasteczka. Nazajutrz, zgodnie z umową, Iga została w domu, szczęśliwa, bo wreszcie mogła coś przeczytać, a nie tylko łazić po świecie i oddawać się nielubianemu „plażingowi”. Julka z Majką zabrały ręczniki i poszły się opalać.

      – Tak sobie myślę... – zagaiła Majka, wyjmując z torby szczotkę.

      – Co sobie myślisz?

      – Zasadniczo nie wiem, co mam myśleć. – Zdjęła gumkę i zaczęła rozczesywać długie pasma ciemnobrązowych włosów. – O tobie.

      – O mnie? – zdziwiła się Julka. – Ale o co ci chodzi?

      – O wczoraj. Coś jest na rzeczy.

      – Nie wiem, o czym mówisz. – Julka zerknęła z niepokojem na przyjaciółkę.

      – Najpierw dzwonisz spanikowana i każesz nam natychmiast przyjechać do Monako. Potem się spóźniasz, a wisienka na torcie to spotkanie z tym kolesiem.

      – Z jakim kolesiem?

      – Nie udawaj głupiej. Obserwowałam cię. Zbielałaś na gębie jak twarożek bieluch. Coś zaszło między wami? Znasz go?

      – Skąd taki pomysł? – Julia prychnęła. – Skąd mam znać jakiegoś Murzyna w porszaku? Dobrze się czujesz?

      – Doskonale. W przeciwieństwie do ciebie. – Majka wskazała brodą na jej dłoń międlącą nerwowo róg ręcznika. – Znam cię, koleżanko, i wiem, kiedy coś ukrywasz. Więc?

      – Zaczepił mnie w kawiarni – odpowiedziała po dłuższym namyśle Julia. Drgnęła nerwowo, bo ledwie się przyznała, a Majka wykrzyknęła:

      – Mam cię! – Wrzuciła szczotkę do torby i wlepiła w przyjaciółkę świdrujący wzrok. – Opowiadaj.

      – Nie ma nic do opowiadania. – Julia już żałowała, że nie potrafiła się powstrzymać przed chlapnięciem prawdy. – Siedziałam w kawiarni, zaraz po zmianie warty pod pałacem, a on się przysiadł, bo nie było wolnych miejsc. Chwilę pogadaliśmy i tyle.

      – Stąd wie, że jesteś Polką?

      – Tak.

      – I dlatego krzyknął do nas „heloł Polska”?

      – Prawdopodobnie mnie poznał.

      – Wszystko jasne – stwierdziła Majka z satysfakcją, ale i ukłuciem zazdrości. Że też jej nigdy nie zdarzyła się taka zaczepka! Może to przez blond włosy Julki? Zerkała na nią, rozważając zmianę koloru zaraz po powrocie do Wrocławia, a może nawet tutaj. – I o czym gadaliście?

      – Jezu! – jęknęła Julia. – O niczym szczególnym. Przedstawił się, ja też. Trochę mówiliśmy o Polsce i takie tam. – Przewróciła oczami. – Nic ważnego.

      – Wiesz, jak się nazywa?

      – No pewnie. Diamond.

      –

Скачать книгу