Скачать книгу

      „Przed chwilą sądziłeś, że jestem Rosjanką. Boże, co za palant”.

      – Coś jeszcze?

      – Nie spytałaś, jaki charakter miałaby twoja praca dla bossa.

      – Nie szukam pracy.

      – Czasami praca znajduje nas.

      – Zapamiętam – bąknęła z przekąsem.

      – Boss i jego żona szukają dziewczyny.

      – Co?! – pisnęła Julia i stanęła w miejscu jak wryta. – To jakiś żart? Odczep się, bo wezwę policję. – Jej oczy ciskały gromy na Diamonda, który sprawiał wrażenie, jakby nic sobie z tego nie robił.

      I rzeczywiście tak było. Mimo niewinnej dziewczęcej urody, zgrabnego, lekko zadartego noska, uroczych słodkich ust przypominających kształtem truskawkę, łagodnie pofalowanych włosów, złotych jak łany dojrzałej pszenicy, i wyjątkowo kobiecego, dźwięcznego głosu panna Julia miała ostry charakterek. Od razu to wyczuł i przygotował się mentalnie na wyzwanie.

      – Spokojnie. – Podniósł obie ręce. – Nic ci nie grozi. Jeszcze trzy minuty i już mnie nie ma. Daj powiedzieć, co mam do powiedzenia, i znikam. Słowo.

      – To mów. – Julia założyła ręce na piersi i wbiła w niego groźny wzrok, choć było jej trochę niewygodnie, zważywszy na to, jak wysoko musiała zadrzeć głowę.

      – Na wizytówce zobaczysz, jak nazywa się mój boss. Jest amerykańskim biznesmenem, a jego żona to popularna modelka. Pochodzi ze Słowacji, na pewno ją znasz. Jej pseudonim artystyczny to Gaby.

      – Nie znam.

      „W dupie mam słowackie modelki. Niesłowackie też mam gdzieś” – warknęła w duszy.

      – Znajdziesz ją w necie. Wpisz do wyszukiwarki.

      – Okej, sprawdzę. Do rzeczy.

      – Chodzi o to, że boss i Gabriela szukają odpowiedniej kandydatki, by... – Nachylił się i resztę zdradził Julii na ucho.

      – Czy ja śnię? – Tylko tyle była w stanie z siebie wydobyć.

      – Nie, nie śnisz. Przejdźmy tam, bo przeszkadzamy. – Diamond chwycił zbaraniałą do cna dziewczynę za łokieć i przeprowadził bliżej ściany jednej z uroczych kamieniczek wybudowanych wzdłuż rue de Vedel. – Posłuchaj – zaczął, gdy skryli się w cieniu – masz prawo być zaskoczona i...

      – Serio? – przerwała mu, gdy odzyskała trochę rezonu.

      – Wiem, to brzmi dziwnie i pewnie się boisz, ale niepotrzebnie. Masz wizytówkę, zerknij do sieci. Zobaczysz, że nie kłamię. Znajdziesz bez problemów zarówno mojego bossa, jak i jego żonę, a nawet mnie. To żadna ściema. Mój szef, Matthew Green, poszukuje odpowiedniej dziewczyny, która im pomoże, oczywiście za sowitym wynagrodzeniem. Jedna czwarta oferowanej stawki płatna dwa tygodnie po udanym zabiegu, a druga transza po urodzeniu dziecka. Przewidzieli liczne bonusy i dodatki, koszty utrzymania w czasie ciąży, pokrycie wszelkich wydatków związanych z badaniami i inne. Na przykład koszty pobytu w...

      – Stop! – Julia nareszcie oprzytomniała do końca. – Stop! Dość. – Pomachała rękami przy głowie. – Dość tego.

      – Ale o co ci chodzi? – Diamond zmarszczył czoło.

      – Mam nadzieję, że to głupi żart. Zresztą bez względu na to, czy twoja propozycja to żart, czy mówisz serio, i tak nie ma mowy. Nie chcę tego słuchać. Pięć minut już na pewno minęło. – Zerknęła na lewy nadgarstek Diamonda. – Miło było cię poznać, ale naprawdę muszę lecieć.

      – Nie żartuję. To poważna oferta.

      – Możliwe. – Julia miała wrażenie, że tkwi przed wyjątkowo upartym akwizytorem, a jej ewentualne obawy już dawno zastąpiła irytacja. – Daj mi spokój, okej?

      – Jasne. Nie ma tematu. – Nagle Diamond odpuścił. – Miło było cię poznać. – Wyciągnął prawą dłoń.

      – Ciebie też. Trzymaj się. – Julia odpowiedziała silnym uściskiem dłoni. Przez moment zastanawiała się, czy czegoś nie dodać na usprawiedliwienie, ale skoro Amerykanin milczał, ona tym bardziej nie zamierzała na nowo zaczynać głupiej dyskusji. – To cześć.

      – Cześć.

      Kusiło ją, żeby się obejrzeć, ale uznała, że to może zachęcić Diamonda. „Zobaczy, że się oglądam, podbiegnie i znów się zacznie. Co to w ogóle za durny pomysł?”. Szła, co rusz potrząsając głową, że przytrafiła się jej taka przygoda. Pokonała kilkanaście metrów i zatrzymała się przy witrynce małego sklepu z pamiątkami pod pozorem obejrzenia wystawy. Przytknęła nos do szyby, lekko odwróciła głowę i zezując w lewo, sprawdziła, czy gdzieś wśród tłumu nie góruje ciemnoskóra i lśniąca łysina Diamonda. Na pewno by ją zauważyła. Na jej szczęście, lecz także ku niespodziewanemu rozczarowaniu, nie stwierdziła obecności natręta.

      Znów przeszła kilkanaście metrów, a kiedy po prawej spostrzegła kolejną małą i przytulną kawiarenkę, weszła do chłodnego wnętrza bez wahania. Musiała skorzystać z toalety, lecz przede wszystkim skusił ją napis o darmowym dostępie do internetu. Pół godziny zajęło jej surfowanie po sieci. Diamond niewątpliwie mówił prawdę, a przynajmniej tę część dotyczącą prawdziwości danych osobowych. Najpierw znalazła jego szefa, później słowacką modelkę, a wśród członków zarządu którejś z firm tworzących gigantyczny holding, należący w głównej mierze do Matthew Greena, natrafiła na zdjęcie Diamonda.

      – Ho, ho. Nieźle. – Z podziwem przeglądała notkę biograficzną.

      Nie tylko ukończył studia na Uniwersytecie Columbia, lecz także z wyróżnieniem zaliczył tamtejszą Szkołę Biznesu i jeszcze kilka innych specjalistycznych kursów. Zdobył również tytuł MBA na Uniwersytecie w Pensylwanii, a nawet odbył, zupełnie niezwiązane z ekonomią, dwuletnie szkolenie medyczne.

      – Człowiek orkiestra – mruknęła, widząc, jakie zainteresowania ma Diamond.

      Pasjami zajmował się strzelectwem, windsurfingiem i jazdą konną, a w wolnych chwilach słuchał i tworzył muzykę z gatunku rap. Próbowała odnaleźć jakieś przecieki dotyczące jego życia prywatnego, ale tych było bardzo mało. Bez wątpienia niespełna trzydziestoletni Diamond King, bo tak miał na nazwisko, co oczywiście bardzo rozbawiło Julkę, był kawalerem, a na wszelkich zdjęciach, z reguły z eventów czy przyjęć, występował albo sam, albo w towarzystwie jakiejś atrakcyjnej, ciemnoskórej jak on kobiety. Mimo to żadna z tych ślicznotek się nie powtarzała, co mogło wskazywać na ulotność wzajemnej relacji.

      – Dobra. Dość tego. – Julia przez chwilę patrzyła na wizytówkę, zastanawiając się, czy ją zachować, czy może potargać na małe kawałeczki i wrzucić do pierwszego lepszego kubła. W końcu zdecydowała i wizytówka trafiła do kieszonki portfela.

      Nagle jej telefon cicho zawibrował. Natychmiast odebrała.

      – I gdzie ty jesteś? – Głos Majki nie brzmiał przyjaźnie.

      – A wy?

      – A my? – przedrzeźniła jej ton. – A my pod oceanarium.

      – Jezu. – Dopiero teraz spostrzegła, że minęła umówiona godzina. – Już tam pędzę.

      – Nie mam słów.

      – Sorki.

      Julka wypadła z kawiarni i spóźniona pobiegła w stronę oceanarium, nie mając pojęcia, że jej przygoda z Diamondem Kingiem – i nie tylko z nim – wcale się nie skończyła.

      * * *

      Oceanarium

Скачать книгу