Скачать книгу

muśniętą słońcem skórę. Zawsze jest taki ciepły; ma w sobie tyle gorąca.

      Przyciskam nos do jego piersi i wciągam głęboko powietrze. Pojawia się znajoma fala podniecenia; sutki mi twardnieją, a cipka nabiega krwią. Stojąc na palcach, przyciskam usta do jego ust. Nie chce rozchylić dla mnie warg. Chce, żebym o to błagała. Mój Caleb uwielbia, kiedy błagam. Przy nim zawsze mam ku temu jakiś powód. Słyszę swój cichy jęk, a potem ocieram nos o jego nos. Czuję na ustach, że się uśmiecha. Wreszcie wpuszcza mój język między wargi. Mmmm. Mogłabym całe życie opisywać dekadencję ust Caleba. Smakuje jak wszystko, co kiedykolwiek chciałam zjeść. W przeciwieństwie do delikatnego, ciepłego i soczystego kawałka mięsa, wargi Caleba nigdy nie tracą smaku. Ich smak narasta. Pragnę go bardziej z każdym ruchem jego języka w moich ustach. Jęczę głośniej. Błagam rozpaczliwiej. Więcej. Proszę, daj mi więcej.

      Słyszę go. Jęczy przy moich ustach. Powoli wdycha i wypuszcza powietrze, gdy się całujemy. Nigdy nie przestaje mnie całować; po prostu wciąż kradnie mi oddech i oddaje nasączony jego esencją. Żyje w nim czyste pożądanie. Powietrze, którym oddycham, powinno pochodzić z jego płuc.

      Tak właśnie wyglądają moje sny o Calebie.

      To właśnie tracę, budząc się.

* *

      Sytuacja jest co najmniej niekomfortowa. Właściwie to raczej nie do zniesienia. Agent Reed jest nieobecny. Doktor Sloan cofnęła jego zaproszenie. Nie mogę powiedzieć, by mnie to martwiło. Z drugiej strony, to oznacza, że zostałam sam na sam z doktor Sloan, a to już powód do niezadowolenia.

      Wczoraj przyłapała mnie na płaczu. Przyciskałam zdjęcie Caleba do piersi i kołysałam się.

      Lubię się kołysać. Teraz też to robię.

      Oczywiście zapytała o fotografię, zapytała o to, co się wydarzyło między mną i agentem Reedem. Nie chciałam odpowiadać – nie mogła mi dać nic w zamian, nie miała żadnych zdjęć, by pomachać mi przed oczami. Odkąd wczoraj znowu zaprowadzono mnie do pokoju, nie odezwałam się ani słowem.

      Agent Reed powrócił dziś rano, gotowy do kolejnej rundy czegoś, co nazywa rozmową, a co dla mnie jest raczej przesłuchaniem. Doktor Sloan pojawiła się jakąś godzinę przed nim. Patrzyłam beznamiętnie, jak prosi go, by wyszedł z nią na korytarz. Zrobił to, posyłając mi groźne spojrzenie. Chyba uważa, że na niego kabluję. Właściwie mnie to nie rusza, ponieważ jego wyjście oznacza, że mogę jeszcze przez chwilę się nie odzywać. Doktor Sloan wraca za chwilę, wyraźnie spięta. Cokolwiek sobie powiedzieli, wyraźnie ją poruszyło. Gdybym nie była tak zrozpaczona, może nawet uśmiechnęłabym się.

      Teraz jest znacznie spokojniejsza. Zamknęła drzwi do sali, odcinając nas od reszty szpitala, ale nie zaczęła zadawać pytań… jeszcze. Kołyszę się w przód i w tył, siedząc na łóżku i ściskając zdjęcie Caleba. Jest taki piękny. Tak bardzo go kocham.

      Doktor Sloan siedzi na krześle w rogu sali, robiąc na drutach coś, co mniej więcej przypomina sweter. Jej dzieło ma dziwaczny wzór – o ile lekarka nie trzyma w domu ośmiornicy, którą lubi przebierać, nie wiem, dla kogo go dzierga. Kilka razy nachodzi mnie ochota, żeby ją zapytać, o co chodzi.

      Wreszcie przyłapuje mnie na podglądaniu.

      – W ten sposób mam co robić z rękami – wyjaśnia, uśmiechając się smutno. – Często jestem ostatnią osobą, z którą ludzie chcą rozmawiać. Dlatego tylko siedzę i robię na drutach. Znam metodę splatania, ale nie umiem zrobić nic konkretnego. Myślę, że można by to nazwać wolnym dzierganiem. – Śmieje się ze swojego własnego dowcipu.

      Absurd.

      Przez chwilę nic nie mówi, ale kiedy jestem przekonana, że właśnie zakończyłyśmy tę jednostronną rozmowę, ona wzdycha i kontynuuje wątek.

      – Właściwie to nigdy nie miał mnie kto nauczyć robótek. Większość ludzi chyba uczy się tego od matek czy babć, ale ja wychowałam się w rodzinie zastępczej, więc musiałam się sama za to zabrać. Zainteresowałam się drutami kilka lat temu, kiedy koleżanka zasugerowała, żebym znalazła sobie jakieś hobby. Coś niewymagającego myślenia. Należę do tych ludzi, którzy za dużo myślą. Jeśli nie znajdę sposobu na wyłączenie mózgu, ciągle tylko myślę i myślę, i myślę. Głównie o pracy. Mój zawód czasami bywa bardzo niewdzięczny.

      Spogląda na mnie i raz jeszcze się uśmiecha.

      Przewracam oczami. Kobieta najwyraźniej próbuje zanudzić mnie na śmierć.

      – Widzisz, mówiłam. Niewdzięczny.

      Na Boga, zamknij się! Pozwól dziwce przeżyć załamanie nerwowe w spokoju!

      – Tak mi się to spodobało, że zaczęłam uprawiać też kilka innych hobby.

      O Boże. Proszę, nie rób tego.

      – Robię własne pluszaki. To znaczy właściwie nie robię ich sama, bo, jak już ustaliłyśmy, niczego nie potrafię wydziergać czy zszyć porządnie, ale lubię kupować pluszaki, a potem rozbierać je i składać z powrotem w jakiś ciekawy sposób. Lubię nazywać to „kreatywnym wypychaniem”.

      Zabij mnie. Po prostu mnie zatłucz na śmierć.

      – Trochę to chyba masło maślane, bo każde wypychanie powinno być kreatywnym zestawianiem różnych elementów. Mimo to tylko ja używam tej nazwy. To moje małe, prywatne hobby. A czy ty masz jakieś, Olivio?

      Spogląda na mnie. Nie mogę się powstrzymać i mrużę oczy. Mogłaby przestać mnie tak nazywać.

      – Nie podoba ci się, prawda? Kiedy zwracam się do ciebie w ten sposób?

      Niemal niezauważalnie kręcę głową, robiąc to właściwie bezwiednie. Kiedy łapię się na tym, krzywię się i spuszczam wzrok na zdjęcie, na mojego przystojnego Caleba.

      Caleb.

      Przestań. Przestań o nim myśleć.

      Raz jeszcze rozwarstwiam się. Jestem rozdarta między delikatną, sentymentalną dziewczyną, która mimo wszystko kocha Caleba, a logiczną, twardą wersją mnie, zdeterminowaną, by przetrwać – nawet za cenę wyparcia Caleba ze swojego serca.

      – Wolałabyś, żebym mówiła na ciebie Livvie? Twoja mama mówi, że wszyscy tak na ciebie wołają.

      Łzy napływają mi do oczu, gdy spoglądam na doktor Sloan. Ostrożnie unika kontaktu wzrokowego, skupiając się na kolejnym „rękawie” swojego przedziwnego ubrania.

      Wbrew sobie zaczynam zastanawiać się, czy moja matka tu przyjechała. Nie chcę się z nią widzieć, ale… dlaczego nie przyszła mnie odwiedzić? Zdradzają mnie wszyscy, których kocham.

      O Boże, Caleb.

      Tak, on też. Przestań o nim myśleć.

      – Długo z nią wczoraj rozmawiałam. Chciała się z tobą zobaczyć – oznajmiła swobodnym tonem doktor Sloan.

      Serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Wzbiera we mnie panika, ale próbuję zdusić ją w zarodku spokojnym oddechem. Ledwo mi się to udaje.

      – Ale kiedy wpadłam zapytać, czy czegoś ci trzeba… – Krzywi się i kręci gniewnie głową. Wiem, że myśli o Reedzie. – Pomyślałam, że poczekam, aż sama mi powiesz, co chcesz robić.

      Kiwam nieznacznie głową i czuję się zmanipulowana, kiedy widzę, jak ona odpowiada tym samym. Już mi mąci w głowie, a przecież nawet nic nie powiedziałam.

      Caleb twierdzi, że zawsze masz wymalowane uczucia na twarzy.

      Zamknij się i przestań o nim myśleć. Choć raz bądź mądra i mnie posłuchaj.

      Wzdycham.

Скачать книгу