Скачать книгу

a potem unieś je do piersi. Nogi przytrzymaj pod kolanami.

      Kotek zrobiła, jak kazał, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.

      Caleb zaczął szybciej oddychać pod wpływem podekscytowania. W końcu była uległa i słuchała jego poleceń. Uderzyło mu to do głowy, ale też poczuł ukłucie w sercu, bo uczył ją poleceń po rosyjsku.

      – Licom wwierch – powtórzył ostrym tonem i z poważną miną.

      Usta Kotka wygięły się nieco w grymasie niezadowolenia, a broda zadrżała pod wpływem wstrzymywanego płaczu, ale kiwnęła głową. Boleśnie powoli położyła się na podłodze. Spojrzała w sufit, a niechciane łzy spłynęły jej po policzkach we włosy.

      To nie było dla niej łatwe. Caleb się tego spodziewał, jednak w przyszłości czekały ją przecież o wiele trudniejsze wyzwania. Dręczyły go wyrzuty sumienia, ale też pożądanie, intensywne podniecenie pulsujące w żyłach. Poczucie żalu nie miało szans w potyczce z chęcią posiadania pełni władzy nad Kotkiem. Już dawno zaakceptował to, że tego rodzaju pragnienia czynią go chorym i zdeprawowanym człowiekiem.

      – Twoje nogi, Kotku. Ułóż je jak trzeba.

      Patrzył, jak dziewczyna powoli unosi nogi, a sam omal nie zgiął się wpół pod wpływem pożądania, gdy jej dłonie pociągnęły koszulkę nad kolana i uda. Nie spodziewał się, że rozbierze się przed nim. Jego penis poruszył się niespokojnie zgodnie z rytmem uderzeń serca, napełniając się, wydłużając i prosząc, by go wypuścić. Kotek podsunęła wyżej kolana, a dłonie zwinięte w pięści zacisnęły się na koszulce na wysokości talii. Jej cipka była teraz dobrze widoczna, różowe wargi rozchylone i zaczerwienione, maleńka łechtaczka wyglądała spod swojego kapturka. Caleb wciągnął gwałtownie powietrze.

      Mógłby gapić się na nią przez wieczność, ale to nie jego pożądanie było celem tego ćwiczenia. W ten najprostszy z możliwych sposobów chciał na nowo określić ich role. Dzisiejszego dnia nie będzie wybuchów w drodze, nie będzie kłótni i pytań o jej przyszłość.

      – Naprawdę jesteś piękna, Kotku.

      Jęknęła.

      – Słucham? – warknął.

      – Dziękuję, panie – poprawiła się.

      – Bardzo dobrze, Kotku. Możesz opuścić nogi.

      Jej ruchy były szybsze, niż się spodziewał przy jej urazach, ale nie skomentował. Zignorował także pociąganie nosem.

      – Liag na żiwotie znaczy leż na brzuchu. Rozumiesz?

      Dziewczyna zaszlochała, kiwając głową.

      – Tak, panie.

      – W takim razie wykonaj.

      – Będzie bolało.

      – Przynajmniej spróbuj. Zawsze staraj się wykonywać polecenia. Martwienie się o to, czy jesteś w stanie, zostaw mnie. Wróć do pozycji wyjściowej, plecami do mnie – powiedział Caleb tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Liag na żiwotie.

      Z ust Kotka wydostał się jęk, ale szybko zacisnęła wargi i wstrzymała oddech, próbując niczym żółw przewrócony na skorupę położyć się na brzuchu. Caleb zdusił w sobie chęć, by jej pomóc. Sytuacja przypominała mu pierwszy raz, kiedy mu się sprzeciwiła. Jej piersi zaróżowiły się wtedy od wymierzonych przez niego klapsów, ale w końcu mu uległa. Miał wrażenie, że od tamtej chwili minęły wieki.

      Zajęło jej to minutę czy dwie, ale w końcu przyjęła odpowiednią pozycję. Caleb podziwiał jej pośladki spoczywające na gołych stopach.

      – A teraz pochyl się do przodu, podnosząc pośladki. Normalnie kazałbym ci wyciągnąć ręce do przodu, ale teraz ułóż je tak, jak ci wygodniej.

      Kotek ze stoickim spokojem wykonała polecenie. Postanowiła skrzyżować ramiona na piersi, opierając jednocześnie bok twarzy o podłogę. Koszulka zasłaniała Calebowi widok. Zrobił krok do przodu i podciągnął materiał na plecy, odsłaniając pośladki.

      – Och, Kotku. Naprawdę podobasz mi się taka. Bardzo.

      Powiedział samą prawdę. Nie potrafił się powstrzymać przed dotknięciem jej wypiętych pośladków i powolnym ich rozsunięciem. Kotek zadrżała, ale poza tym raczej nie poruszała się pod jego wędrującymi dłońmi.

      – Mogę cię dotknąć? – zapytał z nutką wyzwania.

      Na kilka sekund zapadła cisza, a potem padła odpowiedź:

      – Tak, panie.

      Caleb uśmiechnął się. Właśnie takich słów oczekiwał i takie powinny paść z jej ust. Robiła postępy.

      – Bardzo dobrze, Kotku. Jestem z ciebie dumny – powiedział.

      Pogłaskał delikatną skórę wewnętrznej strony ud. Dziewczyna wypuściła gwałtownie powietrze, co on uznał za oznakę desperacji. Nie było jej łatwo poradzić sobie z tym wszystkim, zwłaszcza po traumie z ostatnich kilku dni. Dobrze jej szło i był z niej dumny. Tyle wystarczało.

      Z powrotem zasłonił jej pośladki i nakazał przyjąć pozycję wyjściową. Łzy płynęły jej po policzkach, a zmęczenie odbierało urodę twarzy, ale Caleb i tak ją pocałował, żeby odzyskała spokój.

      Po podaniu leku przeciwbólowego nakarmił ją, podczas gdy ona siedziała mu między nogami, akceptując wszystko, co jej dawał.

      Osiem

      Dzień 9:

      Doktor Sloan nie pyta o przyczynę mojego płaczu. Podejrzewam, że po prostu ją zna. Wolałabym, żeby zapytała.

      – Wiem, co sobie myślisz – mówię, ale to brzmi jak oskarżenie. Doktor Sloan chrząka.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

      1

      Ustawa wprowadzona po ataku na World Trade Center, upoważniająca służby m.in. do kontroli kont bankowych ludzi podejrzewanych o terroryzm oraz aresztowania bez sądu na nieokreślony czas.

/9j/4AAQSkZJRgABAQEAYABgAAD/4QBORXhpZgAATU0AKgAAAAgABAMBAAUAAAABAAAAPlEQAAEAAAABAQAAAFERAAQAAAABAAAOxFESAAQAAAABAAAOxAAAAAAAAYagAACxj//bAEMABAIDAwMCBAMDAwQEBAQFCQYFBQUFCwgIBgkNCw0NDQsMDA4QFBEODxMPDAwSGBITFRYXFxcOERkbGRYaFBYXFv/bAEMBBAQEBQUFCgYGChYPDA8WFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFv/AABEIAKIBtAMBIgACEQEDEQH/xAAfAAABBQEBAQEBAQAAAAAAAAAAAQIDBAUGBwgJCgv/xAC1EAACAQMDAgQDBQUEBAAAAX0BAgMABBEFEiExQQYTUWEHInEUMoGRoQgjQrHBFVLR8CQzYnKCCQoWFxgZGiUmJygpKjQ1Njc4OTpDREVGR0hJSlNUVVZXWFlaY2RlZmdoaWpzdHV2d3h5eoOEhYaHiImKkpOUlZaXmJmaoqOkpaanqKmqsrO0tba3uLm6wsPExcbHyMnK0tPU1dbX2Nna4eLj5OXm5+jp6

Скачать книгу