Скачать книгу

sobie raz za razem, że to tylko sen, ale emocje kleiły się do niego jak gęsta melasa. Wielekroć próbował wyzuć się z tych uczuć, zmienić jedną stronę swojego psyche na drugą, nie mogąc zdecydować się między radością płynącą z pierwszego doświadczenia akceptacji a smutkiem, z jakim łączyła się wiedza o czekającej go przyszłości.

      RezA zginął. Rafiq spalił ciało Narweha tam, gdzie Caleb je zostawił – w domu. Wcale nie szukał ocalałych; nie ostrzegł żadnego z mieszkańców. Rafiq zdradził te informacje Calebowi po śniadaniu pewnego ranka, kiedy chłopiec wreszcie zebrał się na odwagę, by o to zapytać.

      Caleb opłakiwał śmierć ich wszystkich w odosobnieniu, gdy już ukarał się, parząc sobie skórę gorącą łyżką, której używał do mieszania fasoli. Czując ból, próbował wyobrazić sobie, co RezA musiał cierpieć przez ostatnie przerażające chwile swojego życia. Caleb zabił swojego jedynego przyjaciela, a sam doznał ran jedynie psychicznych, po oparzeniu zaś nie został żaden ślad.

      Caleb miał ochotę na kolejny prysznic, najlepiej tak gorący, by całkowicie wypełnił jego myśli, nie pozostawiając miejsca na nic innego. Wiedział jednak, że zachowuje się głupio i zapewne przyczyni się do większych obrażeń, niż mógłby wyleczyć, zanim przyjdzie mu wypełnić misję. Minęło dużo czasu, odkąd ostatni raz miał takie kompulsywne zachowania. Owszem, czasami potrzebował bólu, ale tego rodzaju potrzeby zazwyczaj rozciągały się na dłuższy czas. Natomiast w ciągu ostatnich tygodni już wiele razy musiał się im opierać. To nie mogło dłużej trwać.

      Rafiq zrobił to, co musiał zrobić. Żeby Caleb stał się człowiekiem, jakiego potrzebował Rafiq, żeby stał się człowiekiem, którym on chciał zostać, żaden świadek jego niewolnictwa u Narweha nie mógł przeżyć. Wtedy było mu trudno się z tym pogodzić, ale jako mężczyzna lepiej to rozumiał. RezA na jego miejscu zrobiłby to samo.

      Caleb przewrócił się na drugi bok i podniósł, żeby spojrzeć na leżącą na łóżku dziewczynę. Dużo się ruszała, jej nogi co jakiś czas podrygiwały pod pościelą. Calebowi wydawało się, że dziewczyna przez sen próbuje zmienić pozycję, ale ból jej na to nie pozwalał.

      Wróciły do niego jej słowa z samochodu:

      Mógłbyś zrezygnować ze sprzedania mnie… Mogłabym zostać z tobą… i być z tobą?

      Westchnął, żałując, że sprawy nie są prostsze. Co powiedziałby Rafiq na tę prośbę? Czy to musiała być prośba? Caleb w końcu był mężczyzną, do tego niebezpiecznym. Wystarczyłoby, żeby tylko poinformował Rafiqa o swojej decyzji. Jak trudne byłoby stwierdzenie, że Kotek to stracona sprawa? Jednak, szczerze mówiąc, niczego by to nie naprawiło. Na zawsze będzie już jej porywaczem, a ona jego więźniem. Musiał przestać kręcić się w miejscu. Miał plan i powinien się go trzymać. Koniec historii.

      Kotek ruszyła się jeszcze na łóżku, jęknęła kilka razy, a potem otworzyła oczy. Jej klatka piersiowa uniosła się ostro i opadła głęboko. Najwyraźniej nie tylko Calebowi śniły się koszmary. Musiał jednak docenić to, że nie krzyczała i nie wołała go. Rozejrzała się tylko po pokoju i zauważyła Caleba, a potem odwróciła wzrok i się podniosła.

      – Dzień dobry – powiedział cierpko.

      Kiwnęła głową, ale nie odpowiedziała. Zsunęła pościel powolnym ruchem, potem wstała sztywno i ruszyła do łazienki. Zamknęła drzwi i w ciągu kilku sekund Caleb usłyszał szum wody. Zastanawiał się, jak zamierza skorzystać z toalety, ponieważ zamiast sedesu była tylko dziura w podłodze, nad którą trzeba było kucać. Trudno będzie jej utrzymać równowagę ze względu na urazy, ale pomyślał, że może w tej chwili potrzeba intymności była dla niej ważniejsza niż potrzeba pomocy.

      Caleb zajął się sprzątaniem pokoju i zbieraniem rzeczy, których potrzebował tego dnia. Żadne z nich nie miało zbyt wiele ubrań, ale został im już tylko jeden dzień podróży, więc nie był to problem. Przejrzał zakupione wcześniej jedzenie i znalazł banany, a do tego jakieś bułeczki z malinami. W sam raz na śniadanie. Oprócz tego zostało im jeszcze sporo butelek wody. Spojrzał na zegarek i zdziwił się, że jest dopiero piąta trzydzieści. Im szybciej wyruszą w drogę, tym lepiej. Dotrą do Tuxtepec na kolację, nawet jeśli dojazd zajmie im dwanaście godzin. Będzie musiał zatrzymać się w mieście przed wyjazdem.

      Caleb sięgnął po telefon i zadzwonił do Rafiqa.

      – Salaam.

      – Dlaczego nie odbierałeś?

      – Mam ci się tłumaczyć?

      – A dlaczego nie, do cholery? Jesteśmy partnerami, czy może Jair wskoczył na moje miejsce w ciągu ostatnich dwóch dni?

      Rafiq zaśmiał się. Właśnie tego rodzaju śmiech Caleb musiał znosić przez te wszystkie lata – lekceważący, drwiący śmiech, który miał przypomnieć Calebowi, kto tu jest szefem.

      – Nie bądź dziecinny. To przez ciebie nasza ostatnia rozmowa przybrała wrogi ton. Jair z pewnością nie zajmuje pozycji godnej twojej zazdrości.

      – Nie jestem zazdrosny, tylko poirytowany, a ty jeszcze pogarszasz sprawę. Gdzie jesteś?

      – A gdzie ty jesteś, Caleb? I co z dziewczyną?

      Caleb wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze z dala od telefonu. Nadeszła chwila prawdy.

      – Dojechaliśmy do Zacatecas. Powinniśmy dotrzeć do Tuxtepec najpóźniej nad ranem.

      – Nad ranem? – upomniał go Rafiq. – Jesteś zaledwie dzień jazdy od Jaira i twoich zakładników, dlaczego miałoby ci to zająć tak długo?

      – To przez dziewczynę i jej urazy. Muszę się często zatrzymywać.

      – Wzbudzisz podejrzenia, jeżdżąc z nią – powiedział Rafiq i zamilkł na moment; jego oddech był równie zgrzytliwy co ton. Caleb przyszykował się na najgorsze. – Ona jest ostatnią częścią naszego planu, Caleb. Musi być gotowa. Musi być idealna. Jeśli nie możesz tego zrobić, sam chętnie się nią zajmę.

      Caleb zacisnął szczęki z taką siłą, że usłyszał trzask.

      – Przestań mnie kwestionować. Wiem, co muszę zrobić. O niczym innym nie myślę.

      – A co z zakładnikami? Jakie masz plany wobec nich?

      – Zemstę. Oczywiście.

      Rafiq zaśmiał się.

      – No i to chciałem usłyszeć, Khoya. Zaczynałem się martwić. Postaraj się tym razem panować nad sobą. Słyszałem, że tych dwoje może nam się przydać.

      W piersi Caleba zrodziło się dziwne uczucie.

      – Gdzie jesteś?

      – Blisko.

      – Świetnie. Zakładam, że zobaczymy się niedługo.

      Rozłączył się, zirytowany.

      Kotek wyszła z łazienki i wydawała się trochę zagubiona. Wydarzenia z zeszłej nocy nieco zmieniły ich relacje i zadaniem Caleba było utrzymanie tego stanu. Położył telefon na stole i podszedł do swojej niewolnicy. Dziewczyna znieruchomiała, gdy się do niej zbliżył, wbiła wzrok w podłogę i złożyła ręce z przodu. Jej zdenerwowanie było wyraźne i pociągające.

      Caleb przeciągnął dłonią po jej twarzy, starannie omijając siniaki, a potem odgarnął jej włosy na plecy.

      – Kiedy wchodzisz do pomieszczenia i nie wiesz, czego oczekuje twój pan, uklęknij obok niego.

      Kotek bez ociągania wykonała jego polecenie, chociaż ze względu na urazy musiała bardzo powoli opuścić się na podłogę.

      – Dobrze

Скачать книгу