Скачать книгу

jak popycha na ścianę jednego ze starszych chłopaków, wydziera mu z ręki okulary i podaje je zastraszonemu pierwszoklasiście. Wszystko odbyło się tak nagle, że na pewno by mi to umknęło, gdybym go uważnie nie obserwowała. Okrutnicy bez serca nie zachowują się w ten sposób. Nie bronią słabszych. Jak widać, West był pełen sprzeczności.

      Jedno wiedziałam na pewno – wciąż nie potrafiłam mu zaufać. Co prawda ciepło odnosił się do mamy i wybawił z opresji prześladowanego ucznia, ale to nie wystarczyło, żebym kiedykolwiek jeszcze chciała mieć z nim do czynienia. Zgoda, pocałował mnie i było bardzo przyjemnie. Owszem, ciekawiło mnie, jaką tajemnicę skrywa. Ale nie należałam do dziewczyn, którym można ot tak zawrócić w głowie. Pozwoliłam sobie na to tylko raz, w gimnazjum. Był ode mnie o rok starszy i zabójczo przystojny. Myślałam, że naprawdę mu na mnie zależy, ale wkrótce okazało się, że tylko mnie wykorzystał, żeby zbliżyć się do mojej przyjaciółki. Kiedy dowiedziałam się, że zaprosił ją na szkolny bal, wróciłam do domu we łzach. Mama siedziała potem razem ze mną na sofie i jadłyśmy popcorn, lody czekoladowe z polewą i pizzę. Zawsze mnie wspierała, kiedy było mi źle. I zawsze wiedziała, jak mnie rozweselić…

      Czym prędzej wyrzuciłam z głowy to wspomnienie. Nie byłam w stanie dłużej o niej myśleć. Tak bardzo za nią tęskniłam…

      Otuliłam ramiona kocem, podciągając go pod samą brodę, a potem oparłam głowę o ścianę. Oczy Westa cały czas mnie prześladowały. Czy jego koledzy byli ślepi na to, co się z nim dzieje? A może po prostu uznawali to za normę?

      Kiedy po południu zobaczyłam, jak całuje się z Raleigh – chyba nie potrafiła się długo na niego gniewać i już przed końcem lekcji znowu się z nim obściskiwała – miałam ochotę się z nią zamienić, choćby na jedną sekundę. Wiedziałam już, jakie to uczucie znaleźć się w jego ramionach. W chwili słabości zapragnęłam, żeby z powrotem stał się chłopakiem, za jakiego uważałam go w tamten piątkowy wieczór. Zaraz dotarło do mnie, że właśnie całuje się z dziewczyną, którą niedawno tak paskudnie potraktował. Czy to był rodzaj przeprosin? Czy Raleigh naprawdę tak łatwo mu przebaczała? Pewnie tak. Miałam już do czynienia z takim pokręconym związkiem – swoich rodziców. Szkoda, że Raleigh nie rozumiała, jak bardzo są one toksyczne.

      Dla chłopaków pokroju Westa dziewczyny tracą głowę i zapominają o całym świecie. Widziałam ten scenariusz już wiele razy. Ktoś, kto nie mówi, ma okazję o wiele więcej zaobserwować. Znacznie częściej dostrzega też błędy innych. Poza tym ludzie w mojej obecności mówili bardziej otwarcie niż zwykle, przekonani, że nikomu tego nie zdradzę. Jakby zapominali, że jestem tylko niema, a nie głucha.

      Pierwszy z brzegu przykład – dwóch z sześciu moich nauczycieli zwracało się dziś do mnie w klasie przesadnie głośno, jakbym miała problemy ze słuchem. Komicznie to wyglądało. Zdążyłam się już przyzwyczaić, ale w duchu nadal chciało mi się śmiać.

      Czasami zastanawiałam się, jakie to uczucie znów usłyszeć swój głośny śmiech. Poczuć go w swoich ustach. Ale czy mając świadomość, że mama odeszła na zawsze, a ja dopilnowałam, by ojciec zapłacił za swoją zbrodnię, jeszcze kiedyś będę mogła się śmiać? Usłyszeć własny głos i nie rozpaść się na drobniutkie kawałki?

      Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Odwróciłam głowę i zauważyłam, że gałka powoli się przekręca. Drzwi uchyliły się i ukazała się w nich głowa Nasha. Tak jak dziś rano, znów nie mogłam się napatrzeć na jego niesamowite oczy i czekoladową cerę.

      – Nie przeszkadzam? – spytał z lekko zakłopotanym uśmiechem.

      Przez cały dzień wyraźnie próbował ze mną flirtować. Kilkakrotnie do mnie podchodził i zagadywał, choć wiedział, że mu nie odpowiem. Nie spodziewałam się tego, ale widać było, że jest mną zainteresowany. Początkowo traktowałam go z rezerwą, ale trzeba przyznać, że był dla mnie bardzo miły i ani razu nie próbował się narzucać. Obserwowałam go w kontaktach z innymi i trzeba przyznać, że był bardzo lubiany. Nawet przez nauczycieli.

      Nie powiem, żebym była w nastroju na towarzystwo. Już nie wspominając o tym, że czułam się trochę nieswojo na myśl o przesiadywaniu z nim w swoim pokoju sam na sam. Wzruszyłam więc tylko ramionami. Nie było to zaproszenie, ale też nie chciałam okazać się niemiła.

      – To dobrze. Mam już dość tych nudziarzy na dole – powiedział.

      Próbowałam zdobyć się na uśmiech, ale bezskutecznie.

      – Wiesz – ciągnął, przysiadając na brzegu łóżka naprzeciwko mnie, podczas gdy ja nadal kuliłam się na parapecie – dzięki tobie łatwiej mi dziś było wytrzymać w budzie.

      Spuściłam głowę, wbijając wzrok w koc, którym się owinęłam. Zanosiło się na dalszy ciąg flirtu. Nie byłam do tego przyzwyczajona. Jasne, miałam chłopaków, zanim… zanim tamto się wydarzyło. Ale to było coś innego. Nie całowaliśmy się i nie chodziliśmy nigdzie razem po lekcjach. Wszystko rozgrywało się w szkole albo po nocach przez telefon. Mama była wyjątkowo nadopiekuńcza i zabraniała mi chodzić na randki, dopóki nie skończę szesnastu lat.

      Kiedyś byłam też cheerleaderką i miałam mnóstwo przyjaciół. Ale dwa lata temu wszystko się zmieniło i musiałam pożegnać się z tamtym życiem.

      – Nie chcę cię spłoszyć ani naciskać. Sorki, chciałem tylko ułatwić ci start w nowej szkole.

      Był sympatyczny i przystojny. W moim poprzednim życiu na pewno by mi się spodobał. Każda dziewczyna byłaby nim zachwycona. Mogłam nie zwracać na niego uwagi, żeby się odczepił, ale to byłoby niegrzeczne. Był kolegą mojego kuzyna i jak dotąd moim jedynym prawie-przyjacielem w tym mieście.

      Sięgnęłam po notes i długopis, które zostawiłam obok po odrobieniu lekcji. Nash na to zasługiwał. Chciałam mieć prawdziwego przyjaciela. Kogoś, kto nie patrzy na mnie jak na świruskę.

      Dzięki, że jesteś dla mnie miły. Ten dzień mógł być o wiele gorszy, gdyby nie twoja przyjaźń.

      Wręczyłam mu notes. Kiedy czytał napisane przeze mnie słowa, kąciki jego ust zadrgały w uśmiechu. Potem podniósł na mnie wzrok.

      – Masz komórkę? – spytał. – Moglibyśmy do siebie esemesować.

      Przytaknęłam, sięgając do kieszeni. Dostałam telefon od swojej chrzestnej, Jorie, z którą zamieszkałam po tym, co się wydarzyło. Dwa lata spędzone z Jorie nie były łatwe. Wyraźnie jej przeszkadzałam, nie wiedziała też, jak ze mną postępować. Kiedy okazało się, że nie mam zamiaru się do niej odzywać, dała sobie spokój. Zadzwoniła do wujka Boone’a i spytała, czy nadal ma ochotę się mną zająć. Razem z ciocią Coralee zareagowali błyskawicznie. Nie minął nawet tydzień, gdy Jorie spakowała cały mój dobytek i przygotowała mnie do wyjazdu. Od tego czasu ani razu nie zadzwoniła, żeby chociaż zapytać, co u mnie słychać. Nie zmieniłam numeru – to był ten sam telefon, który mi podarowała, z tą tylko różnicą, że teraz rachunki płacili ciocia z wujkiem.

      Nash wyciągnął rękę.

      – Mogę zapisać ci swój numer?

      Ponownie przytaknęłam, podając mu komórkę. Zrobił sobie nią zdjęcie, a potem zapisał mi resztę swoich danych w kontaktach. Chwilę potem usłyszałam sygnał wiadomości.

      – Wysłałem do siebie SMS-a, żeby mieć twój numer. Mogę ci zrobić fotkę do kontaktu?

      Niezbyt spodobał mi się ten pomysł, ale wolałam nie protestować. Skinęłam nieznacznie głową na zgodę, a wtedy uniósł swoją komórkę.

      – Uśmiech! – zawołał.

      Nie

Скачать книгу