Скачать книгу

do jednej z migdalących się par.

      – Co za Maggie? – spytała dziewczyna, odwracając głowę w moim kierunku. Miała wielkie piwne oczy, oliwkową cerę i nie mniej efektowne, długie czarne włosy.

      – Moja kuzynka – wyjaśnił Brady poirytowanym głosem.

      – Masz kuzynkę? – spytała ze zdumieniem. Dłonie chłopaka, wcześniej obejmujące jej tyłek, przesunęły się na biodra i odciągnęły ją na bok. Zanim zdążyłam dojrzeć jego twarz, Brady cofnął się o krok i otworzył moją szafkę.

      – Proszę. Jakbyś czegoś jeszcze potrzebowała, daj znać, będę w pobliżu.

      Po tych słowach ulotnił się, zostawiając mnie samą.

      Starałam się nie patrzeć w kierunku stojącej obok mnie pary. Dziewczyna zachichotała, potem usłyszałam szepczącego coś do niej chłopaka. Z tego, co mówił, dało się wyraźnie wyłowić słowo „niemowa”. Pewnie Brady wszystko już rozgadał. No cóż, przynajmniej będę miała spokój, bo nikt nie będzie mnie zaczepiać.

      – Ona nie gada? – odszepnęła mu dziewczyna, na tyle głośno, że dotarło to do moich uszu.

      Szybko schowałam książki do szafki, jeszcze raz upewniłam się, że mam przy sobie zeszyty potrzebne na pierwszą lekcję, i zatrzasnęłam drzwiczki. Spuściłam nisko głowę, starając się nie patrzeć na parę obok, ale mój wzrok przypadkowo wylądował na dłoniach chłopaka, znów ściskających tyłek dziewczyny. Najwyraźniej trzeba będzie przyzwyczaić się do takich widoków.

      Odwróciłam się ze spuszczoną głową i już chciałam ruszyć przed siebie korytarzem, gdy nagle potrąciła mnie czyjaś barczysta sylwetka, aż zatoczyłam się do tyłu.

      – O kurde, sorki – usłyszałam męski głos, gdy wpadałam z impetem na znajomą, ponownie obściskującą się parę. Po prostu super.

      – Nic ci nie jest? – spytał chłopak, z którym się zderzyłam.

      Podniosłam głowę i napotkałam wzrokiem parę chyba najbardziej błękitnych oczu na świecie, na dodatek na tle apetycznie kakaowej cery. Naprawdę robiły wrażenie, szkoda tylko, że nie należały do tajemniczego chłopaka z imprezy.

      – Gdzie się pchasz! – warknęła dziewczyna za moimi plecami i odepchnęła mnie od siebie.

      Zeszyt i notes wypadły mi z rąk na podłogę, tylko powiększając całe zamieszanie. Nie chciałam zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi, ale teraz nie dało się tego uniknąć.

      – Zlituj się, Raleigh, to ja na nią wpadłem. Wyluzuj, co? – rzucił w jej stronę chłopak, schylając się po moje rzeczy. Przyglądałam się jak zahipnotyzowana jego mocno zarysowanym mięśniom, wypychającym materiał dopasowanej koszulki.

      Raleigh zaśmiała się krótko, z wyraźnie szyderczą nutą w głosie.

      – Ona jest niemową, Nash. I kuzyneczką Brady’ego. Możesz przestać zgrywać przed nią rycerza, nie jest w twoim typie.

      W tym momencie usłyszałam za sobą czyjś głos.

      – Nie bądź wredna, kotku.

      Ten głos. Zamarłam w bezruchu. Znałam go. Nie… błagam, tylko nie to.

      – Brady ma kuzynkę? – spytał Nash, prostując się i podając mi moje zeszyty.

      Bałam się odwrócić i spojrzeć za siebie. Musiałam się pomylić. Chłopak obściskujący się z dziewczyną tuż obok mnie nie może przecież być tym samym, który pocałował mnie na piątkowej imprezie. Tamten tak ciepło rozmawiał ze swoją matką. Czy taki ktoś byłby w stanie całować się z inną, skoro miał już dziewczynę? Czyżby wcale nie był taki fajny, jak mi się wydawało? Ubzdurałam sobie to wszystko, kiedy przez cały weekend odtwarzałam w myślach scenę naszego pocałunku. Starając się zachować opanowanie, odebrałam swoje zeszyty od Nasha i przycisnęłam je do siebie.

      – No jednak ma. Zdziwko, co nie?

      Znowu ten głos… To on. O Boże… Nie ma mowy o pomyłce.

      Spuściłam wzrok i wbiłam go w zeszyty. Nie chciałam na nikogo patrzeć, czułam, jak poczerwieniały mi policzki. Zależało mi tylko na tym, by jak najszybciej zostać sama i w spokoju przetrawić niemiłą niespodziankę, jaka mnie dziś rano spotkała.

      – Jest na czym zawiesić oko – dodał mój tajemniczy nieznajomy – ale Brady wyraził się jasno, że mamy do niej nie startować. Więc Ray ma rację, odpuść sobie. Tak jak ja.

      Ale przecież wcale tak nie zrobił. Czy wtedy już wiedział, że Brady kazał wszystkim trzymać się ode mnie z daleka? I dlaczego teraz udawał, że w ogóle się nie znamy? Co za dupek! I ja pozwoliłam mu się pocałować. Co też mi przyszło do głowy? Zazwyczaj na widok przystojnej buźki nie miękły mi nogi. Mój ojciec taki był i matka nigdy nie mogła na niego liczyć. Ja byłam na to za mądra. To błąd, którego więcej nie popełnię.

      – Tak jak ja? A cóż to niby ma znaczyć? – odezwała się podniesionym głosem Raleigh, odpychając chłopaka od siebie. Odsunęłam się na bok, żeby zejść jej z drogi.

      – Przecież mówię, jest na czym zawiesić oko – powtórzył.

      Celowo był wredny dla swojej dziewczyny i na dodatek wykorzystywał do tego mnie. Nie znosiłam takiego sadyzmu. Poczułam, jak wzbiera we mnie gniew. To była jedna z nielicznych chwil, gdy miałam ochotę się odezwać. Nie, nawet nie tyle odezwać, ile wrzasnąć! Ale jakoś się powstrzymałam.

      Poczułam, jak płonie mi twarz – z zażenowania, gniewu i zawodu. Jaka szkoda, że Brady na mnie nie poczekał. Nie miałam pojęcia, w którą stronę pójść, a w tej koszmarnej sytuacji nie mogłam ot tak wyjąć planu szkoły i zacząć go studiować. Poczułam, że cała drżę. Rozejrzałam się ukradkiem na boki, zastanawiając się, którą drogę ucieczki wybrać.

      – Przecież to niemowa! – wrzasnęła dziewczyna, po czym zasyczała z wściekłością: – Naprawdę nie wiem, jak ja z tobą wytrzymuję. Mogłabym mieć każdego. Każdego, West! Słyszysz?!

      West. Miał na imię West. Chyba powinno się znać imię chłopaka od pierwszego poważnego pocałunku, ale on nic mnie nie obchodził. Chciałam całkiem wymazać z pamięci jego i tamten feralny wieczór.

      – Mnie na pewno nie. Nie zadaję się z wariatkami – odparował Nash. Podniosłam na niego wzrok, a on puścił do mnie oko. Spoglądał na mnie ciepło i przyjaźnie. Niczego takiego nie zauważyłam w spojrzeniu Westa. Dlaczego to nie Nash mnie pocałował?

      West zaśmiał się z riposty Nasha.

      – Ciebie nawet nie biorę pod uwagę – wysyczała Raleigh. – Tata pozwala mi się spotykać tylko z białymi.

      Na te słowa cała zesztywniałam. Czy ona naprawdę to powiedziała? Nash nie był czystej krwi białym, to fakt, za to miał cudowny odcień skóry.

      – Oho, oho, wielka strata – odparł Nash, wyraźnie rozbawiony. – Widzę, że szanowny tatuś nadal nie może przeżyć, że jego ukochana wyszła za czarnego. To było wieki temu, Raleigh. Naprawdę powinien już odpuścić i zacząć życie na nowo. Tak jak moja matka.

      No, no, no. Jakie te małe miasteczka potrafią być… małe.

      Nash przeniósł wzrok z powrotem na mnie.

      – Pomóc ci znaleźć salę na pierwszą lekcję? – spytał.

      Raleigh nie dała jednak za wygraną.

      – Pozwolisz mu tak się do mnie zwracać? – spytała gniewnie Westa.

      – Sama

Скачать книгу