ТОП просматриваемых книг сайта:
Dziedzictwo templariuszy. Steve Berry
Читать онлайн.Название Dziedzictwo templariuszy
Год выпуска 0
isbn 978-83-8110-057-1
Автор произведения Steve Berry
Жанр Поэзия
Издательство OSDW Azymut
– To idealne miejsce – skomentował Malone.
Odczuwała teraz ból, nie miał co do tego wątpliwości, ale by mogła ów ból rozpoznać, musiał dotrzeć do najbardziej mrocznych zakamarków jej duszy.
– Popełniłam dużo błędów wobec Larsa – wyznała Stephanie. – Większość z nich skutkowała utratą Marka.
– Małżeństwo nie jest bajką – odparł Malone, uświadamiając sobie, że i jego małżeństwo padło ofiarą egoizmu. – Podobnie rzecz się ma z rodzicielstwem.
– Zawsze traktowałam pasję Larsa z lekceważeniem. Byłam prawnikiem, robiłam dla rządu bardzo ważne rzeczy. On zaś poszukiwał tego, co nie istnieje.
– Dlaczego więc jesteś tutaj?
Jej wzrok zatrzymał się na grobie męża.
– Zdałam sobie sprawę, że jestem mu to winna.
– A być może jesteś to winna sobie.
Odwróciła wzrok od nagrobka.
– Być może jestem to winna nam obojgu – przyznała.
Malone powstrzymał się od komentarza.
Stephanie wskazała na daleki koniec cmentarza.
– Kochanka Saunière’a jest pochowana tam.
Z książek Larsa Malone wiedział sporo na temat metresy proboszcza. Była o szesnaście lat młodsza o Saunière’a i jako osiemnastolatka rzuciła pracę modystki, by zostać gospodynią księdza. Żyła u jego boku przez następne trzydzieści jeden lat, aż do jego śmierci w 1917 roku. Wszystko, co Saunière posiadał, przepisał na kochankę, w tym ziemię oraz konta bankowe, co w rezultacie sprawiło, że władze kościelne nie mogły nawet zgłosić do tego roszczeń. Kobieta ta mieszkała potem w Rennes, nosząc żałobę i zachowując się dziwnie, jak gdyby jej kochanek wciąż żył. Umarła w 1953 roku.
– Była dziwną osobą – podjęła opowieść Stephanie. – Pewnego razu, długo po śmierci Saunière’a, oświadczyła, że to, co zostawił ksiądz, wystarczyłoby na potrzeby wszystkich mieszkańców Rennes na jakieś sto lat. Lecz sama żyła w ubóstwie aż do chwili śmierci.
– Czy ktokolwiek dowiedział się kiedykolwiek, dlaczego?
– Jedyny komentarz z jej strony brzmiał następująco: „Nie mogę tego tknąć”.
– Nie sądziłem, że tyle wiesz o tym wszystkim.
– Nie wiedziałam, aż do ostatniego tygodnia. Książki oraz dziennik zawierają sporo informacji. Lars spędził dużo czasu na rozmowach z tutejszymi mieszkańcami.
– Brzmi to jednak tak, jakby były to plotki z drugiej i trzeciej ręki.
– Co do Saunière’a jest to prawda. On nie żyje od dawna. Lecz jego gospodyni żyła tu aż do lat pięćdziesiątych, jeszcze więc w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych można było spotkać w Rennes wiele osób, które znały ją osobiście. W tysiąc dziewięćset czterdziestym szóstym roku sprzedała posiadłość Willa Betania niejakiemu Noëlowi Corbu. To on właśnie przemienił budowlę w hotel – to ten właściciel restauracji, o którym ci wspomniałem, ten, który rozpuścił tyle fałszywych pogłosek na temat Rennes. Gospodyni obiecała Corbu, iż wyjawi mu wielki sekret Saunière’a, ale pod koniec życia dostała wylewu i nie była już w stanie porozumiewać się ze światem.
Szli bez pośpiechu po twardej nawierzchni, a z każdym ich krokiem pod stopami zgrzytał piasek.
– Saunière był kiedyś pochowany w tym miejscu, obok niej, ale burmistrz doszedł do wniosku, że grób jest zagrożony z uwagi na poszukiwaczy skarbów – opowiadała dalej Stephanie. – Kilka lat temu ekshumowali więc szczątki duchownego i przenieśli je do grobowca w ogrodzie. Teraz, żeby obejrzeć jego grób, trzeba zapłacić trzy euro… Zakładam, że to cena bezpieczeństwa zwłok.
Malone wyczuł sarkazm w jej słowach.
Wskazała na grób.
– Pamiętam, jak przyjechałam tu przed laty. Kiedy Lars zjawił się tu po raz pierwszy pod koniec lat sześćdziesiątych, były tu jedynie dwa zapuszczone krzyże oznaczające groby porośnięte winną latoroślą. Nikt się nimi nie opiekował. Nikt ich nie pilnował. Saunière i jego kochanka byli całkowicie zapomniani.
Żelazny łańcuch otaczał grobowiec, w betonowych wazonach stały świeże kwiaty. Malone przeczytał napis na kamiennym nagrobku, teraz ledwie czytelny.
– Czytałam gdzieś, że nagrobek był zbyt kruchy, by go przenieść – kontynuowała opowieść Stephanie. – Zostawili go więc na miejscu. Dzięki temu turyści mogą zobaczyć więcej.
Malone zauważył nagrobek księżej gospodyni.
– A nią oportuniści się nie zainteresowali?
– Najwidoczniej nie, skoro zostawili ją tutaj.
– Czy ich związek nie wywołał skandalu?
Wzruszyła ramionami.
– Jeśli nawet Saunière znalazł ten skarb, wydał niemal wszystko na miejscowe potrzeby. Przypominasz sobie wieżę ciśnień przy parkingu? To on ją wzniósł na potrzeby miasteczka. Za jego pieniędze wybrukowano również drogi, remontowano domy; udzielał pożyczek ludziom w potrzebie. Wybaczono mu więc słabości, jeśli takowe posiadał. Poza tym w tamtych czasach było rzeczą niemalże naturalną, że księża mieli gospodynie na plebaniach. A przynajmniej tak rzecz przedstawił Lars w jednej ze swoich książek.
Grupka hałaśliwych turystów wyszła zza rogu za nimi i zbliżyła się do grobu.
– Przyszli się pogapić – skomentowała Stephanie, nie kryjąc pogardy w głosie. – Zastanawiam się, czy zachowaliby się podobnie na cmentarzu u siebie, tam gdzie pochowane są osoby, które darzyli miłością?
Hałaśliwy tłumek podszedł bliżej, a przewodnik podjął opowieść poświęconą gospodyni proboszcza. Stephanie wycofała się, a Malone podążył za nią.
– Dla nich jest to jedynie turystyczna atrakcja – oznajmiła kobieta cichym głosem. – Miejsce, gdzie ksiądz Saunière odnalazł skarb i prawdopodobnie z tych funduszy wyremontował kościółek, rzekomo umieszczając w jego wnętrzu informacje wskazujące drogę do odnalezienia skarbu. Trudno w to uwierzyć, ale niemal wszyscy dają wiarę tym bredniom.
– Czyż nie tak właśnie przedstawił to Lars?
– Do pewnego stopnia. Ale pomyśl sam, Cotton. Nawet jeśli ten ksiądz znalazł skarb, to dlaczego miałby zostawić mapę, która zaprowadzi innych do tego odkrycia? Przez całe życie budował tę legendę. Ostatnią rzeczą, jakiej mógł pragnąć, było to, aby ktoś dotarł do tego, co on odnalazł – pokręciła z niedowierzaniem głową. – To wszystko nadaje się doskonale na temat dla książek, ale jest mało prawdopodobne.
Miał zamiar zadać następne pytanie, kiedy dostrzegł, że jej wzrok biegnie ku innemu narożnikowi cmentarza, obok kilku kamiennych stopni, prowadzących w dół do dębu, którego korona tworzyła baldachim nad kolejnymi nagrobkami. W cieniu Malone dostrzegł świeży grób udekorowany kolorowymi bukietami; srebrzyste litery na nagrobku kontrastowały z matowoszarym tłem kamienia.
Stephanie ruszyła w tamtą stronę, on zaś podążył za nią.
– O Boże – wyrwało się jej z ust, a na twarzy pojawił się smutek.
Malone