Скачать книгу

przekręciła klucz w drzwiach stancji, minęła już trzecia nad ranem. Solidnie podpita po świętowaniu pierwszego zdanego egzaminu, weszła do środka bujanym krokiem. Mężczyzna, z którym zaczęła się spotykać dwa tygodnie wcześniej, posłusznie został na zewnątrz.

      – Sprawdzę, czy nie ma właścicielki – szepnęła, przykładając palec do ust. – Zaraz wrócę.

      Przymknęła drzwi i zanurzyła się w ciemności mieszkania. Rodzina staruszki, od której wynajmowała pokój, miała zabrać swoją protoplastkę na dwa tygodnie do Warszawy. Maria zapaliła światło w łazience, a następnie w półmroku uważnie zlustrowała przedpokój. Nigdzie nie dostrzegła pary ulubionych butów staruszki. Płaszcza również nie było. Musiała mieć jednak pewność.

      Podtrzymując się ściany, weszła do kuchni. Tym razem nie zapaliła światła. Krok za krokiem, niemalże na palcach, podeszła do starych drewnianych drzwi z mleczną szybą pośrodku. Z drugiej strony zaklejono ją grubym papierem, przez co Maria nigdy nie wiedziała, czy właścicielka mieszkania już śpi. Zdarzało się, że nie spała o najdziwniejszych porach. Ludzie w pewnym wieku całkowicie fiksują, a ich zegar dobowy przestawia się na czas kambodżański albo jeszcze gorzej. Chyba tylko po to, by drażnić ich samych i otoczenie.

      Dziewczyna zatrzymała się przy drzwiach i przyłożyła do nich ucho. Nic. Cisza.

      Gdyby nie była pijana, pewnie dawno zrezygnowałaby z tego pomysłu. Być może nie pokazałaby nawet Karolowi, gdzie mieszka. Alkohol prócz pragnienia gasił również obyczaje. I obawy.

      Delikatnie zapukała.

      Odpowiedziała jej głucha cisza.

      Ostrożnie, jakby obawiając się porażenia prądem, pociągnęła za klamkę. Drzwi ustąpiły, a ona otworzyła je zaledwie na kilka centymetrów. Przyłożyła skroń do framugi i wpatrywała się przez szczelinę w głąb pokoju. Poczuła mdłą, owocową woń używanych przez staruszkę w nadmiarze perfum. Minęło kilka sekund, zanim wzrok Marii przyzwyczaił się do ciemności. Po prawej dostrzegła zarys krzesła z rozłożonymi na nim ubraniami, dalej zgaszoną lampkę nocną z wielkim abażurem, wreszcie łóżko. Dziewczyna zmrużyła oczy, ale nie mogła rozpoznać krawędzi odcinających się od skraju kołdry. Zamrugała, lecz ciemna bryła nadal pozostała nieokreślonym konturem pobudzającym wyobraźnię. Z całą pewnością zbyt małym, jak na sylwetkę staruszki.

      Maria cicho wypuściła powietrze. Mimo że najwyraźniej mieszkanie pozostawało wyłącznie do jej dyspozycji, ten niezwykły element wzbudził jej niepokój. Alkohol łagodził strach, ale podsuwał fantazje. Nigdy nie buszowała po pokoju właścicielki, lecz nie pamiętała też, by kiedykolwiek coś leżało na łóżku.

      Wstrzymała oddech i przełamując sacrum, nacisnęła włącznik światła.

      Na widok rozłożonej pustej torby uśmiechnęła się sama do siebie. Staruszka zapewne nie zmieściła do niej swoich rzeczy i spakowała się do większej walizki.

* * *

      – Właź – otwierając drzwi, już nie szeptała. – Jesteśmy sami.

      Karol wsunął do środka swoje toporne, zwaliste ciało. Obtupał buty, zdjął płaszcz i poszedł za dziewczyną w głąb mieszkania.

      – Skromne, ciasne i nie własne – Maria zażartowała, wchodząc do kuchni. – W tamtym pokoju mieszka właścicielka. – Wskazała na starannie domknięte drzwi. – Tam jest łazienka, a tam mój pokój.

      – Pokaż mi go. – Karol był zupełnie pijany. Dla zachowania równowagi oparł się o framugę drzwi i walczył z odrywającym od ziemi zawrotem głowy.

      – Mam straszny bałagan.

      – I tak ci nie wierzę.

      – Naprawdę musisz wszystko zobaczyć na własne oczy?

      – Jasne.

      Oderwał się od ściany i zbliżył do Marii. Delikatnie, niby ukradkiem przeciągnął dłonią po jej bluzce na wysokości piersi.

      – Jasne, że chcę zobaczyć na własne oczy – dodał, bełkocząc.

      – Przestań. – Dziewczyna cofnęła się. – Nawet nie próbuj.

      – Co miałbym próbować?

      Na pyzatej, kwadratowej twarzy pojawił się rybi uśmiech.

      – Dobrze wiesz.

      – Pokaż mi tylko ten pokój.

      – Jesteś niemożliwy.

      Maria pchnęła drzwi i zapaliła stojącą przy wejściu lampkę nocną. Karol przeciągle zagwizdał na widok mnóstwa plakatów, książek wylewających się z każdego zakamarka, a przede wszystkim sporego metalowego łóżka.

      – Całkiem fajne wyrko. – Rybi uśmiech jeszcze bardziej się rozszerzył. – Dość miejsca dla dwojga.

      – Mogę spać wzdłuż i wszerz.

      – Nie chciałabyś spać po prostu obok?

      Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i poczuła konsternację. Bez wątpienia był bardzo pijany i jeszcze bardziej napalony. Niepotrzebnie go zapraszała. Powinna jeszcze z tym zaczekać, a dziś łaskawie pozwolić się tylko odprowadzić. Praktycznie się nie znali. Pierwsze rozmowy dwójki zauroczonych sobą osób zawierają niemal same puste słowa. On – gracz rugby jednego z lubelskich zespołów, którego nazwy nawet nie pamiętała. Ona – studentka pierwszego semestru pierwszego roku medycyny. Wspólnymi zainteresowaniami, które dotąd odkryli, były sport i podróże. Dokładnie jak w najbardziej tandetnych CV. Poza tym prawie nic o nim nie wiedziała.

      – Zrobiłam się strasznie śpiąca – powiedziała usprawiedliwiającym głosem. – Chyba wino dopiero uderzyło mi do głowy.

      Słowa podziałały niczym płachta na byka.

      – Możesz się przecież położyć.

      – Tak zaraz zrobię.

      – Zostanę z tobą.

      – Przepraszam, ale lepiej będzie, jeśli już pójdziesz.

      Nieoczekiwanie gwałtownie ją pocałował. Mocno i drapieżnie. Nie był to ich pierwszy pocałunek, ale Maria poczuła wzbierającą odrazę. Do kwaśnego zapachu trawionego alkoholu, a jeszcze bardziej do małostkowości i natarczywości Karola. Oderwała usta od jego języka i znów się cofnęła.

      Poszedł za nią.

      – Nie podoba ci się?

      Przytulił ją, przypierając plecami do boku kredensu. Nim zdążyła zaprotestować, znów ją pocałował. Równocześnie poczuła, jak jego wielka łapa zsuwa się po jej żebrach w stronę brzucha i dalej.

      Zadrżała. Chciała się wyszarpać z silnego objęcia, ale jej nie pozwolił.

      Wyciągnął bluzeczkę z jej spodni i wsunął pod nią dłoń. Z ekscytacją dotknął jej pępka i powędrował w dół. Poczuła, że palcami chwyta za guzik od spodni.

      Pisnęła i chciała go ugryźć. Wtedy odskoczył jak oparzony.

      – Coś ty! – wrzasnął zaskoczony.

      Maria nawet się nie poruszyła.

      – Wyjdź już – powiedziała cierpko. – Natychmiast wyjdź.

      – Co się stało?

      – Wypieprzaj stąd! – tym razem prawie krzyknęła.

      Zrobił krok w jej stronę, ale dziewczyna wyprostowała się i wyciągnęła dłonie, jakby chciała go utrzymać jak najdalej od siebie.

      – Maju – powiedział wręcz błagalnym tonem – nie chcę zrobić ci krzywdy.

      – Powiedziałam

Скачать книгу