ТОП просматриваемых книг сайта:
Damy Władysława Jagiełły. Kamil Janicki
Читать онлайн.Название Damy Władysława Jagiełły
Год выпуска 0
isbn 9788308072462
Автор произведения Kamil Janicki
Жанр Биографии и Мемуары
Издательство PDW
Całą władzę w Celje skupił w swoich rękach kuzyn Wilhelma, Herman II. Karol Szajnocha miał na jego temat wyrobiony pogląd. A także na temat podgórskiego hrabstwa i wychowania nieszczęsnej (jego zdaniem) półsieroty. Dziewiętnastowieczny historyk opowiadał, jak to Herman miał ręce splamione krwią, był brutalem i człowiekiem o zatwardziałym sercu. A także wielkim samolubem. Żona dała mu sześcioro dzieci, które potrzebowały „dostojnego uposażenia”, podczas gdy „szczupłe hrabstwo cylejskie” nie przynosiło dochodów wystarczających, by pokryć spodziewane wydatki. Herman „łatał fortunę”, jak mógł, ale przede wszystkim – ścinał niepotrzebne koszty. W pierwszej kolejności oszczędzał na niechcianej krewniaczce, którą podrzucono mu do gniazda wbrew jego woli.
„Przy tylu własnych dzieciach nie pozostawało opiekunowi wiele serca dla sierotki Wilhelma” – podkreślał historyk. A dalej odmalował już wizję prawdziwie baśniową. I to w rozumieniu klasycznej baśni braci Grimm, z brutalnym zawiązaniem akcji i wielką krzywdą wymagającą iście nadprzyrodzonego ratunku:
Chowała się Anna w zwyczajnym zaniedbaniu sierocym, w poniewierce pokątnej, zdana jedynie na wolę opatrzności. Od rodu zbrodniarstwem zatwardziałego nie uśmiechały się jej uczucia przyjaźni i miłosierdzia.
Wszystkie też okoliczności złożyły się zgodnie na udręczenie biednej wnuczki Kazimierza Wielkiego. Wziął jej Pan Bóg koronę przodków, zabrał jej ojca, rozłączył ją z matką, a nie dał jej nawet zwykłej krasy dziewczęcej, ujmującej oczy i serca ludzkie.
Nie miała uboga żadnej z powszednich pociech nieszczęścia i chyba tę jedną smutną ulgę znały jej losy, iż nie znała położenia swojego. Wszystko co jej mogło przypominać dawne pochodzenie królewskie, mogło wywyższać ją nad resztę rodziny opiekuńczej, było starannie usuwane…[19].
Ta sugestywna opowieść o dzieciństwie Anny Cylejskiej ukazała się po raz pierwszy drukiem w roku 1856. Była raczej literacką wizją, klechdą na kanwie historii niż relacją opartą na solidnych podstawach. Podobnych bajek opowiadano o polskich królach i królowych krocie. Tyle tylko że wraz z upływem dekad i stuleci zostały one skorygowane, podane w wątpliwość, albo wręcz w całości odesłane do lamusa.
Biografię Władysława Jagiełły dawno oczyszczono z mitów i kąśliwych insynuacji. Jadwiga Andegaweńska – choć jako święta otoczona jest nieprzebranym zbiorem legend niemających wiele wspólnego z jej prawdziwym życiem – też doczekała się rzetelnych biografii i opracowań, naświetlających nawet drobne aspekty jej losów. Kolejne małżonki króla nie miały już jednak podobnego szczęścia. Historycy wciąż nie doceniają roli tych kobiet i nie mają cierpliwości do rozplątywania ich zagmatwanych życiorysów. W stopniu największym, wprost niewiarygodnym, tyczy się to Anny Cylejskiej.
Od czasów Szajnochy nikt w Polsce nie zajął się fachowo dziejami wnuczki Kazimierza Wielkiego. Nie poświęcono jej nad Wisłą żadnej pracy naukowej dłuższej niż kilkanaście stron. W efekcie nie zweryfikowano też plotek puszczonych w obieg prawie sto siedemdziesiąt lat temu. Hasło z Polskiego słownika biograficznego mechanicznie powiela informację, że Cylejka była „zaniedbana” i „żyła w zapomnieniu”, a dla opiekuna okazała się balastem. Z kolei Urszula Borkowska, skądinąd wybitna znawczyni epoki jagiellońskiej, o Hermanie II miała do powiedzenia głównie to, że był okryty „złą sławą rabusia i zabójcy”. Publicyści, od czasu do czasu przypominający rodzinne perypetie króla Władysława, wprost piszą, że Anna to polski Kopciuszek. A Jagiełło – jej książę z bajki, może nieco nieokrzesany, ale za to jak skuteczny. Z braku innych źródeł wszyscy wciąż ochoczo sięgają do prac Szajnochy. Albo raczej: do tekstów autorów, którzy w ostatnich dekadach powtarzali to, co zanotował ulegający romantycznym prądom gawędziarz[20]. Pora przerwać ten błędny krąg i przywrócić Annie prawdziwe dzieciństwo. Pytanie tylko, co zostanie z jej historii, gdy wyżmie się ją ze zmyśleń i nadinterpretacji?
WSZYSTKO DLA ANUSI
Cilia, Cylli, Celje czy Cylicja. Niezależnie, jak zapisywana jest nazwa ojczyzny Anny, Polakom przywodzi ona na myśl miejsce odległe, egzotyczne, niemal nierzeczywiste. Nawet miłośnicy historii nie są w stanie ulokować go na mapach średniowiecznej Europy, odruchowo przyjmują więc, że hrabstwo musiało leżeć w miejscu odległym i odciętym od świata. Albo było tak skromne i nieznaczące, iż nikt nie zaprzątał sobie głowy tym, by umieszczać ten punkcik na mapach. Karol Szajnocha tylko pogłębił takie przekonanie, pisząc o finansowych kłopotach Hermana II, o zaniedbaniu Anny i nieustannym, beznadziejnym reperowaniu cylejskiego budżetu. Dzisiaj wciąż pokutuje pogląd, że Jagielle podsunięto kandydatkę niestosowną. Biedną, wychowywaną na dworze bez znaczenia, pozbawioną widocznych atutów z wyjątkiem jedynego: pokrewieństwa w linii prostej z królem Kazimierzem. Prawda wyglądała inaczej.
Herman II, panujący niepodzielnie nad Celje od roku 1392, nie był żadnym zbirem, czarną owcą. Nie urodził się pod ciemną gwiazdą. A przede wszystkim nie był biedakiem ledwo wiążącym koniec z końcem. Dzisiejszy Słoweniec, słyszący, jak polscy autorzy charakteryzują tego władcę, mógłby wprost osłupieć. Celje (już wcześniej rosnące w siłę) pod niezwykle sprawnym i konsekwentnym zarządem Hermana stało się ośrodkiem o międzynarodowym znaczeniu. Według podręcznika przygotowanego przed paroma laty przez historyków z Uniwersytetu Lublany oraz ze Słoweńskiej Akademii Nauk i Sztuk hrabia był jedną z najważniejszych postaci w całych dziejach Słowenii. Specjaliści podkreślają, że cieszył się „wyjątkową siłą polityczną i reputacją”, a „na pograniczu między Europą Środkową i Bałkanami nie mógł mu dorównać żaden inny człowiek”. Nazywa się go „najwybitniejszym członkiem” całego rodu, który „znalazł się na świeczniku Europy”. Za jego sprawą „po raz pierwszy od rozpadu Karantanii [na początku IX wieku] na obszarze Słowenii powstał ośrodek władzy, z którym musiano się liczyć w całym regionie”. I co ważne, takie – z pozoru buńczuczne – opinie znajdują potwierdzenie także w pracach badaczy z innych krajów, zwłaszcza Węgier[21].
Herman istotnie wyrobił sobie bezprecedensową pozycję na południe od Alp. A w roku 1396 wywarł wpływ na historię całej Europy. U boku świeżo owdowiałego władcy Węgier Zygmunta Luksemburskiego wyprawił się na ekspedycję przeciw Turkom, mającą nie tylko poskromić innowierców, lecz także podbudować steraną reputację króla, który po śmierci Marii Andegaweńskiej stracił tytuł do rządzenia krajem. Walki istotnie zakończyły się spektakularnym triumfem. Tyle tylko że triumfem… muzułmanów. Armia krzyżowców, ściągniętych z całej niemal Europy, została rozbita w pył pod Nikopolem, na dzisiejszej granicy między Rumunią a Bułgarią. Z siedemnastu tysięcy krzyżowców niemal wszystkich spotkała śmierć lub niewola. Od kilkuset do kilku tysięcy jeńców Turcy uśmiercili natychmiast po bitwie. Zabijali ich przez cały dzień, ścinając głowy lub wyrywając kończyny. Oszczędzali tylko tych, za których spodziewano się okupu lub którzy wydawali się dobrym materiałem na niewolników. Niderlandzki kronikarz Jean Froissart alarmował, że od sześciu stuleci „chrześcijaństwo nie poniosło tak strasznych strat”. Imperium osmańskie za sprawą zwycięstwa pod Nikopolem zyskało dominację w regionie i przystąpiło do wielkiej ofensywy, która miała zostać zahamowana dopiero pod Wiedniem, trzy wieki później[22]. O tym hrabia Herman jednak nie myślał. Na polu przegranej bitwy liczyło się dla niego tylko jedno – wyrwać się z matni, a poza sobą uratować także króla.
Herman II ratuje Zygmunta Luksemburskiego podczas bitwy pod Nikopolem. Grafika z przełomu XIX i XX wieku.
Sułtan Bajazyd I zwany Błyskawicą objeżdżał pobojowisko, przekonany, że pośród trupów wypatrzy błyszczącą zbroję Luksemburczyka. Nawet jeśli ją znalazł,