Скачать книгу

Wydała je na świat ostatnia małżonka władcy, Jadwiga żagańska. Starsza, Anna, miała jakieś cztery latka, a Jadwiga mniej niż roczek. Urodzona między nimi Kunegunda zmarła zaś jeszcze przed ojcem.

      Dziewczynki nie mogły decydować o własnym losie. Ale tak samo nie chciała o nim rozstrzygać ich matka. Królowa wdowa sama była młódką. Nie ma nawet pewności, czy ukończyła dwudziesty rok życia. Nie widziała się w roli dożywotniej wdowy, tym bardziej że zaraz dano jej do zrozumienia, iż nie jest już nad Wisłą mile widziana. Nowa regentka, Elżbieta Łokietkówna, spłaciła jej roszczenia, wydała spadek (ograniczając przy tym jego rozmiar, wbrew zapisom testamentu brata) i dopilnowała, by Jadwiga jak najszybciej wyniosła się z Polski – zgodnie z przeświadczeniem, że w kraju może być tylko jedna królowa. Te wszystkie szczegóły jeszcze nie zaskakują. Najważniejszy nie był jednak wyjazd wdowy, ale fakt, że wracała ona do rodzinnego domu, na Śląsk, w pojedynkę. Pociechy oddała pod opiekę ich ciotki, Elżbiety Łokietkówny. I nigdy więcej ich nie zobaczyła.

      Trudno stwierdzić, czy u sześćdziesięciopięcioletniej regentki – będącej w babcinym wieku, ale w tym czasie mającej tylko dwie wnuczki, z tego jedną od dawna dorosłą – obudziły się wobec szkrabów jakiekolwiek uczucia. Nawet jeśli tak, to nie dała im dojść do głosu. Bratanice były dla niej rodziną, ale przede wszystkim balastem, politycznym problemem wymagającym rozwiązania. Elżbieta Łokietkówna bała się, że w przyszłości potomkinie Kazimierza mogą próbować wysunąć pretensje do tronu, albo raczej że w ich imieniu zrobią to mężowie. Jeszcze większe obawy miał syn królowej, Ludwik Andegaweński, podobnie jak Kazimierz pozbawiony męskich spadkobierców. Oboje wiedzieli, że nie mogą sobie pozwolić na żadne ryzyko. Dzieci natychmiast usunięto z Polski. Zostały wywiezione do węgierskiej stolicy, Budy, gdzie wychowywano je w odcięciu od ojczystej kultury, bez kontaktu z poddanymi ojca i w sposób mający zabić w nich jakiekolwiek ambicje. Przede wszystkim jednak dziewczynkom wyszukano mężów tak nieznaczących i osiadłych w tak dalekich krainach, by nie mogli w żaden sposób zagrozić andegaweńskiej hegemonii[13].

      Młodszą Jadwigę dokumentnie usunięto z rozgrywek o władzę. O jej losach krążyły tylko niesprawdzone pogłoski. Podobno została wydana za jakiegoś „poganina”, czyli zapewne wielmożę prawosławnego, przypuszczalnie z Bałkanów. Już sam fakt różnic religijnych wykluczał, by jej partner mógł rościć sobie pretensje do korony Piastów. Na pewno zresztą nie miał zadatków na władcę, jeśli historia nie przechowała nawet jego imienia. U boku tego człowieka także po Jadwidze wszelki ślad zaginął[14].

       F 99

      Elżbieta Łokietkówna z dziećmi na miniaturze z węgierskiej kroniki. Królowa uchodziła za dobrą matkę. Bratanice były jednak dla niej przede wszystkim problemem wymagającym rozwiązania.

      Znacznie więcej wiadomo o losach Anny. Najpóźniej w roku 1380 stanęła ona na ślubnym kobiercu z Wilhelmem, hrabią Celje (czy też raczej współhrabią, bo mężczyzna był zmuszony dzielić się władzą najpierw ze stryjem, a następnie z kuzynem). Nie było to wyjątkowo zaszczytne małżeństwo, ale też nie mezalians. Pierwsze wzmianki o rodzinie Wilhelma pochodzą już z wieku XII. Długo była to jednak familia zupełnie nieznacząca, dysponująca symbolicznymi włościami u południowo-wschodniego podnóża Alp i ściśle podporządkowana potężniejszym Habsburgom. Jej członkowie nie mieli własnych źródeł bogactwa, a budżet reperowali, najmując się jako żołnierze zaciężni w armiach obcych panów. Nic nie zapowiadało, że zrobią karierę, ale okazali się zaskakująco wytrwali i przebiegli. Mieli też głowy do interesów i talent do polityki małżeńskiej. W efekcie na początku XIV wieku zaczęli piąć się w górę. W latach trzydziestych tego stulecia przejęli od krewniaków cenny zamek Celje wraz z przyległościami (siedemdziesiąt kilometrów od stolicy obecnej Słowenii, Lublany), a w latach czterdziestych wyprosili dla siebie tytuł hrabiowski. Potem sprawnie lawirowali między Habsburgami, którym formalnie byli winni wierność, i Andegawenami, którzy wynieśli sąsiednie Węgry do rangi mocarstwa. Nie byli w żadnym razie aktorami pierwszego planu. Fakt, że dzierżyli włości na samym pograniczu między cesarstwem a rosnącym w siłę królestwem, podbijał jednak ich znaczenie. A to, że wciąż nie mieli ogromnego majątku i rozległych latyfundiów, sprawiało, iż nikt nie widział w nich konkurentów do władzy. Dlatego właśnie Elżbieta Łokietkówna i Ludwik Andegaweński wydali kłopotliwą podopieczną za jednego z władców Celje. Związek miał przynieść pewne polityczne korzyści na rubieży, a do tego – usunąć zagrożenie wiszące nad dynastią.

      Siostra Kazimierza Wielkiego nie miała okazji poznać skutków swoich działań. Zmarła w tym samym 1380 roku. Król Ludwik przeżył ją o zaledwie dwie wiosny, też więc nie mógł wiedzieć, co stało się z niechcianą Anną. Andegaweńskie imperium, obejmujące Węgry, Chorwację, Polskę, świeżo podbitą Ruś Czerwoną i znaczące nabytki na Bałkanach, rozpadło się w drzazgi wobec braku męskiego potomka i nieudolności wdowy po monarsze. Osiągnięcia wielkiego (zwłaszcza zdaniem Węgrów) króla i jego nie mniej zasłużonej matki zostały zaprzepaszczone. Sam jednak projekt ślubu Piastówny z hrabią Celje przynajmniej w krótkiej perspektywie spełnił zamierzoną funkcję.

      Małżeństwo okazało się dla Wilhelma niezwykle opłacalne. Anna otrzymała od królewskiego kuzyna Ludwika posag właściwy dla jej pochodzenia. Chodziło o zawrotną sumę dwudziestu tysięcy złotych monet, a więc – bagatela – siedemdziesiąt kilogramów cennego kruszcu. Nigdy wcześniej panowie Celje nie dostali przy okazji małżeństwa choćby zbliżonej kwoty. W zamian za potężny zastrzyk gotówki Wilhelm zapisał żonie jedną ze swoich najcenniejszych posiadłości. Połowę monet wypłacił jej zaś jako „dar poranny”, zwyczajowy prezent wręczany małżonce w nagrodę za udaną noc poślubną.

      Hrabia wzbogacił się, ale nadal nie zdradzał żadnych groźnych aspiracji. Nikomu też nie wchodził w paradę. A przynajmniej nikomu poza Żmudzinami, przeciwko którym wyruszył na krzyżacką „krucjatę” w roku 1377. I poza Turkami, z którymi pojechał walczyć w roku 1392, a w drodze powrotnej rozchorował się i umarł.

      Anna (w Słowenii nazywana Anną z Polski) nie opłakiwała męża długo. Już po dwóch latach zrzuciła wdowi welon i wstąpiła w nowy związek małżeński – tym razem ze szwabskim księciem Ulrichem z Teck. Rozliczyła się z uzyskanej po mężu oprawy, odebrała zapisaną sobie część spadku (dostała zawrotną kwotę szesnastu tysięcy złotych monet z dawnego posagu!), po czym… zrobiła to samo co jej matka dwie dekady wcześniej. Porzuciła dziecko na pastwę rodziny zmarłego.

      Piastówna nie urodziła hrabiemu Celje męskiego potomka. Dawniej sugerowano, iż stało się to poniekąd dlatego, że Wilhelm „niewiele czasu poświęcał żonie”, a wolne chwile wolał spędzać „na łowach i turniejach”. Nawet jeśli tak było, to podobnie postępowali także inni mężczyźni. A wielu i tak doczekiwało się gromadek dzieci[15].

      Jedynym owocem trwającego ponad dekadę małżeństwa była córka – po matce też nazwana Anną, a dzisiaj pamiętana w Polsce jako Cylejka. Data urodzin dziewczynki stanowi tajemnicę. Zwykle podaje się, że przyszła na świat około roku 1381, a więc bezpośrednio po ślubie rodziców[16]. Nie ma na to jednak żadnych dowodów. Przykłady innych władczyń – z Celje i nie tylko ze średniowiecza czy innych epok – dowodzą, że ciąża zakończona żywym urodzeniem nie była w żadnym razie czymś, czego należało oczekiwać już w pierwszych miesiącach po zawarciu małżeństwa. W odniesieniu do podalpejskiego hrabstwa dane genealogiczne są zbyt skromne, by wyciągać wnioski, ale można się pokusić o porównanie z Polską. Spośród wszystkich nadwiślańskich królowych XIV i XV stulecia 18 procent w ogóle nie doczekało się dzieci, a 27 procent wydało na świat pierwszego potomka (lub potomkinię) dopiero po wieloletnich staraniach. Tylko nieco ponad połowa monarchiń rodziła w pierwszych dwóch latach po ślubie. Średnio na pierwsze dziecko trzeba było czekać ponad trzy i pół roku[17].

      Jak

Скачать книгу