Скачать книгу

ładowano bagaże albo jakieś towary. Teraz było tam zupełnie pusto. Nie licząc siekiery, jakichś obleśnych ptasich nóżek i czarnego worka. – To jakiś żart? Kpisz sobie ze m…

      Chciał powiedzieć więcej, ale wtedy poczuł przeszywający ból.

      I kolejny.

      Potem kolejny.

      Świat zawirował mu przed oczami.

      * * *

      CZĘŚĆ 3

      2018

      ROZDZIAŁ 28

      W zajeździe Sadowskiego.

      Czwartek, 15 lutego 2018. Godzina 9.05.

      Młodszy aspirant Emilia Strzałkowska

      Emilia zaparkowała przed zajazdem Sadowskiego. Był to budynek z bali w typie chat góralskich. Obsadzono go iglastymi drzewami, więc nawet w zimie otoczony był zielenią. Kilka drewnianych ławeczek malowniczo komponowało się z całością.

      Policjantka wyłączyła silnik i sięgnęła po telefon. Daniel napisał do niej, kiedy tu jechała. Kilka miłych słów i prawie zapomniała o wczorajszym spędzonym samotnie wieczorze walentynkowym. Z cichym westchnieniem włożyła komórkę z powrotem do kieszeni. Była zmęczona sytuacją. Najbardziej ciągłym ukrywaniem się. Bardzo czekała na moment, kiedy wreszcie będzie mogła wyjść z Podgórskim na ulicę i trzymać go za rękę. Nie zamierzała się przejmować ewentualnymi niechętnymi spojrzeniami i ocenami. To będzie potem. Teraz musi skupić się na pracy, upomniała się w duchu.

      A miała dziś sporo do zrobienia: porozmawiać z kolejnymi świadkami, ale też z niektórymi, których spotkała wczoraj. Trzeba będzie zapytać Dąbrowskich o zapasowe klucze. Strzałkowska myślała, że złapała nić porozumienia z Zofią. Jeżeli ta ją oszukała, to policjantka jednak się myliła. Oprócz billingów do przejrzenia były też rozmowy Julii na Messengerze. Całe szczęście dysponowali komputerem znalezionym w mieszkaniu ofiary. To wiele ułatwiało.

      Jedną z rozmów Emilia zdążyła przejrzeć już wczoraj. Mikołaj z Rypina zwrócił jej uwagę na konwersację Julii i Kaliny Pietrzak. Strzałkowska zajrzała do niej już po skończeniu rozmowy z Oliwierem Pietrzakiem. W rozmowach przyjaciółek powracał temat kłótni o program telewizyjny prowadzony przez tę różowowłosą pisarkę. Emilia zrobiła sobie nawet zrzuty z ekranu, żeby przygotować się na spotkanie z Kaliną Pietrzak.

      No i narkotyki. Badanie na komendzie potwierdziło, że w torebce po mące znalezionej w kuchni Julii była amfetamina. A dokładniej siedemset czterdzieści dwa gramy amfetaminy. Czyli faktycznie więcej niż pół kilo. Ziółek ocenił to wczoraj całkiem trafnie. Towar wart pewnie pomiędzy dwadzieścia dwa a dwadzieścia dziewięć tysięcy złotych. W zależności od tego, jak obrotny był diler, który miał opchnąć narkotyki. Skąd Julia tyle zdobyła? Czyżby dilowała?

      Strzałkowska wysiadła z samochodu. Te rozważania trzeba zostawić na potem. Na razie chciała sprawdzić inny trop. A dokładniej to, co powiedział jej wczoraj Oliwier Pietrzak. Nie był pewien, czy jego stryj mógł zamordować Szymańską, ale przyszedł mu do głowy obecny chłopak Julii. Jeżeli ktoś nagle gwałtownie umierał, należało sprawdzić, z kim sypiał w ostatnim czasie. Zasada stara jak świat. Niestety od miłości do nienawiści bardzo bliska droga. Strzałkowska dobrze o tym wiedziała.

      Według Oliwiera Pietrzaka chłopak Julii nazywał się Robert Janik i był pracownikiem Franciszka Sadowskiego. Emilia chciała z nim jak najszybciej porozmawiać. Wyglądało bowiem na to, że wiele elementów sprawy dotyczy również ludzi z zajazdu. Ryszard Pietrzak, nocny stróż, nadal był głównym podejrzanym. Julia pracowała podczas ostatnich targów budowlanych w stoisku firmy Sadowskiego jako hostessa i do tego prawdopodobnie sypiała z sekretarzem Sadowskiego. Czy był to przypadek? No i osoba Franciszka Sadowskiego. Przez jednych wielbiona, przez innych oceniana bardzo negatywnie. Z nim też trzeba porozmawiać, by wyrobić sobie opinię. Emilia uznała, że załatwi to teraz za jednym zamachem.

      Wysiadła z samochodu i opatuliła się kurtką. Dziś było jej bardzo zimno. Wczorajszy wiatr co prawda ustał i temperatura była powyżej zera, ale Emilia i tak drżała. Może trochę się podziębiła.

      Wdrapała się po schodach na szeroki ganek. Drzwi otworzyły się automatycznie. Element nowoczesności w tym dość staroświeckim otoczeniu. Wiedziała już, że tak będzie, ale jak byli tu ostatnio z Danielem, bardzo ich to zaskoczyło. Chichotali jak dwójka zakochanych nastolatków w nieco nerwowym oczekiwaniu tego, co nastąpiło potem w pokoju.

      – Dzień dobry – przywitała się, wchodząc do środka.

      Za ladą w recepcji siedziała Izabela Pietrzak. Chyba mocno skacowana. Oczy miała czerwone i opuchnięte, jakby płakała. Wyglądała gorzej niż wczoraj w więzieniu. Nie miała już na sobie czarnej eleganckiej sukienki, lecz pomięty żakiet i zaplamioną spódnicę. Komplet zdecydowanie pamiętał lepsze czasy. Szczerze mówiąc, Emilia dziwiła się, że Sadowski sadzał tę kobietę w recepcji. Gdyby Strzałkowska chciała się tu zatrzymać, pewnie od razu by zrezygnowała. Izabela nie była najlepszą wizytówką zajazdu.

      – Dobry, dobry – mruknęła kobieta bez szczególnego entuzjazmu. – Pokój na dole czy na górze?

      Myślała chyba, że Emilia jest klientką. Najwyraźniej jej nie poznała. Strzałkowska oparła się o drewniany kontuar z widoczną chropowatą fakturą starego drewna.

      – Prowadzę śledztwo w sprawie śmierci Julii Szymańskiej – przypomniała. – Widziałyśmy się wczoraj w Starych Świątkach.

      Oczy Izabeli rozjaśniły się w nagłym zrozumieniu.

      – A to pani, szefowo! Ma już pani coś, żeby uniewinnili mojego starego? – zapytała z wyraźną nadzieją w przepitym głosie.

      – Pracuję nad tym – zapewniła policjantka.

      Chciała zyskać w niej sprzymierzeńca. Przynajmniej na razie. Nie była przecież pewna, czy Ryszard Pietrzak naprawdę zarąbał Julię Szymańską. Na szczęście Zjawa nie zajrzał dziś rano na komendę, więc nie musiała się tłumaczyć, że drąży temat. Wydawało się, że naczelnik Urbański z kolei nie ma nic przeciwko temu. Zaczynała go lubić. Z zaciekawieniem wysłuchał jej rewelacji. Zainteresował się zwłaszcza samochodem, o którym przypomniał sobie Ryszard Pietrzak. Był chyba zły, że nie wydobył tego od podejrzanego wcześniej. Nie pomyślał, że na miejscu zdarzenia mogło być jakieś auto. Prawdziwy sprawca mógł nim uciec, zabierając dłonie i stopy Julii.

      – Dobrze, bardzo dobrze – odparła Izabela Pietrzak nieco nieobecnym tonem. – Ja liczę właśnie drobne.

      Kiwnęła głową, pokazując kasetkę wypełnioną monetami, która leżała na blacie przed nią.

      – Czy zastałam… – zaczęła mówić Emilia, kiedy nagle jedne z drzwi w końcu korytarza otworzyły się szeroko. Prowadziły chyba do kuchni. W progu stała Kalina Pietrzak. Trzymała dwa kubki z jakimś parującym napojem. Sądząc po zapachu, była to świeżo zaparzona kawa.

      – Mamo, zrobiłam…

      Kobieta też zamilkła w pół słowa. Patrzyły uważnie na siebie.

      – A pani co tu robi? – zapytała w końcu córka Izabeli. Nie tylko jej ton, ale i postawa bez wątpienia wyrażały wrogość wobec Emilii.

      – Przyszłam porozmawiać z Robertem Janikiem i Franciszkiem Sadowskim – wyjaśniła policjantka spokojnie. – Ale dobrze, że pani tu jest. I tak miałam się z panią umówić na rozmowę. Możemy teraz pomówić?

      – Niby o czym? – zapytała Kalina defensywnie.

      – Wspomniała mi pani wczoraj, że uważa ojca za niewinnego – zaczęła Emilia.

      Uznała, że jakiekolwiek pytania choć trochę sugerujące winę Kaliny zniechęcą kobietę do rozmowy. Trzeba było działać

Скачать книгу