Скачать книгу

było?

      – Nie wiem – przyznał Pietrzak po chwili namysłu. – Nie siedzę przecież przy wizjerze. Też zdarza mi się wyjść z domu. Nie mam stu lat, żeby siedzieć w oknie i wypatrywać.

      W jego głosie znów pojawiło się zniecierpliwienie.

      – A ktoś inny może wchodził do mieszkania?

      – Nie wiem. Przecież mówię.

      – A może wie pan, z kim jeszcze Julia była blisko?

      – Z Kaliną. Już wspomniałem. Były ze sobą naprawdę zaprzyjaźnione, mimo że dzieliła je spora różnica wieku. Kalina to rocznik osiem cztery. Jest rok młodsza ode mnie. A Julka to było dziecko milenium. Rocznik dwa tysiące. Nigdy nie mogę uwierzyć, że ludzie, którzy rodzili się w tym roku, teraz są już dorośli, a pani? Czas tak szybko leci.

      Oliwier mówił teraz jak starzec, mimo że miał trzydzieści pięć lat. Przypominał Emilii trochę Jakuba Dąbrowskiego w kwadratowych okularach. Mieli coś wspólnego, choć najwyraźniej się nie lubili.

      – No i właśnie Kalina ją do mnie zwerbowała. Bo wiedziała, że Julka chce się wyprowadzić od rodziców, a nie chciała, żeby skończyła w jakimś złym towarzystwie.

      Złe towarzystwo? Emilia poprawiła się na kanapie. Czyżby znów bingo? Przecież przed chwilą znaleźli w kuchni dziewczyny ponad pół kilo białego. Żeby zdobyć tyle amfetaminy, trzeba było mieć odpowiednie znajomości. Albo raczej: nieodpowiednie.

      – Julia miała skłonności, żeby zadawać się ze złym towarzystwem? – zapytała policjantka ostrożnie.

      Oliwier dokończył zmywanie drugiego oka i zajął się skórą twarzy. Coraz bardziej przypominał siebie w wersji z dzisiejszego poranka.

      – Trudno mi powiedzieć. Nie znałem jej aż tak dobrze. Musiałaby pani zapytać Kalinę. Ale fakty są takie, że Julia była pyskata. Jak do nas dołączyła, to akurat trafiła nam się duża rzecz. Statystowanie w programie telewizyjnym. Nazywał się Morderczy program.

      – Morderczy program? Nigdy o czymś takim nie słyszałam.

      – Bo to jest nowość. Robiona dla mniejszej stacji telewizyjnej. Ale na kablówce będzie mogła pani obejrzeć. Nawet ja się przewinąłem w maleńkiej rólce – wyjaśnił z niejaką dumą Oliwier. – Program ten prowadzi znana autorka kryminałów i książek o policji. To jest taka nowość. Że nie jakaś dziennikarka, tylko celebrytka. Czy jak to tam nazwać.

      – Pisarka? – podchwyciła natychmiast Emilia, myśląc o tym, że na Facebooku widziała zdjęcie Julii z Malwiną Górską. – Chodzi może o tę, co robi wywiady z policjantami? Malwina Górska?

      – Zgadła pani. Ale to tajemnica jak na razie. Przynajmniej z tego, co wiem. Kręciliśmy w połowie stycznia. No w drugiej połowie, bo zdjęcia były od osiemnastego do dwudziestego. To znaczy tego odcinka, w którym występowały dziewczyny.

      – Dziewczyny?

      – No Julia i Kalina.

      – Co tam robiły?

      – Były statystkami. A właściwie trochę więcej. Bo to było tak, że Malwina Górska opowiada, jak dane morderstwo przebiegło i tak dalej. W każdym odcinku przedstawia inne. A ilustruje jej słowa jakaś scenka ze statystami. No i moje dziewczyny odgrywały w tym odcinku role sprawczyni i jej ofiary. Julka była morderczynią, a Kalina jej ofiarą. Zabójczyni pocięła swojej ofierze twarz nożem, a potem ją zadźgała.

      Emilia skinęła głową. To mogło nie mieć żadnego związku z tym, co się stało z Julią, ale dało się też znaleźć wyraźne analogie. Z tą różnicą, że Szymańska została zaatakowana siekierą, nie nożem. Ale jej twarz też została zniszczona, a ciało pokryte ranami. Tylko że w programie to ona odgrywała rolę sprawczyni.

      – Był jakiś szczególny powód, że to Julia dostała rolę morderczyni, a Kalina ofiary?

      – Można powiedzieć, że chodziło o warunki fizyczne. Ale nie w tym sensie, o jakim pani pewnie teraz myśli. Nie że Julka była podobna do tej prawdziwej nożowniczki, a Kalina do jej ofiary. Chodziło o to, że zdaniem producentów i tej pisarki Julia była ładniejsza. A ponieważ ofiara miała zmasakrowaną twarz, więc uznali, że i tak nie będzie widać jej urody. Po prostu szkoda im było charakteryzować ładną buzię Julki na pokrytą ranami. Kalina poczuła się chyba tym urażona, bo powiedzieli to wprost. Ludzie w branży się nie cackają. Pisarka próbowała to potem załagodzić, ale średnio to wyszło. Spora awantura się zrobiła.

      Ciekawe, czy na tyle duża, żeby doszło do zabójstwa, zastanawiała się policjantka.

      – Wspomniał pan, że nie może wykluczyć, że pański stryj – Emilia podkreśliła teraz to słowo – mógł faktycznie zabić Julię. Przychodzi panu do głowy jeszcze ktoś, kto mógłby jej źle życzyć?

      Wyglądało na to, że Oliwier się zastanawia. Strzałkowska powinna była zapytać o to rodziców zamordowanej dziewczyny. Skarciła się w duchu, że nie pomyślała o tak oczywistym pytaniu, kiedy była u Dąbrowskich.

      – Jak tak myślę, to przychodzi mi do głowy jedna osoba.

      – Kto?

      – Myślę, że to mógł zrobić chłopak, z którym teraz kręciła.

      * * *

      2020

      Plaża nad jeziorem Strażym.

      Piątek, 21 lutego 2020. Godzina 10.55.

      Beniamin Kwiatkowski

      Beniamin Kwiatkowski z niechęcią patrzył na wjeżdżającego na polanę starego ciemnozielonego volkswagena. To było auto z rodzaju tych, którymi ludzie kiedyś jeździli i uważali się za kontestatorów. Głupie dzieciaki. Beniamin czuł się znacznie od nich dojrzalszy.

      Pochylił się do obiektywu i zrobił jeszcze kilka zdjęć. Jezioro wyglądało pięknie. Nieco zamglone. Wstydził się trochę emocji, które w nim budziło. Nikomu ze znajomych nie zwierzał się, jakie ma hobby. Dopiero w tę gównianą sobotę mu się wymsknęło. I proszę, są tego efekty. Przedtem był sam, a teraz będą go nachodzić.

      – Co tam? – zapytał.

      Miał nadzieję, że ponura niechęć w jego głosie będzie wystarczająco odstraszająca.

      – Przepraszam, że przeszkadzam.

      Przeprosiny. Przynajmniej tyle, pomyślał Beniamin.

      – O co chodzi? Robię zdjęcia. Potrzebuję skupienia.

      – Pomożesz mi? Mam z tyłu kilka rzeczy, a sam widzisz, że nie jestem w formie. Jestem kontuzjowany.

      – Jestem zajęty – odparł Beniamin, wzruszając ramionami.

      – Mam kilka spraw do obgadania. Propozycję.

      – Propozycję? – zapytał powoli Beniamin. Zaciekawiło go to, choć wolał się sam przed sobą do tego nie przyznawać.

      – Tak. Ciekawą. Sam zobaczysz. Ale najpierw muszę ci coś tu pokazać. Wtedy zrozumiesz. Pomóż mi.

      – Idę.

      Beniamin ruszył wolnym krokiem. Nie chciał okazać, że zaintrygowały go te słowa. Jego stopy zapadały się w trawie. Była całkiem zielona. Tej zimy prawie nie padał śnieg, więc nie zżółkła. Cała polana była zarośnięta. Tylko przy brzegu jeziora leżała sterta kamieni otoczona piaskiem. Pozostałość po plażyczce, która zarosła. To miejsce było głównym celem jego obiektywu. Lubił fakturę tych kamieni na tle zmieniającego się w zależności od pór roku jeziora.

      – Co

Скачать книгу