Скачать книгу

czy w poduszce nie utkwił kamyk. – Polizała ją. – Przez te góry moje łapy stały się strasznie twarde. Nie potrafię już odróżnić odcisków od rozcięć!

      – Żadnych kamieni – zapewnił ją Sójcza Łapa, a potem kiwnął głową w stronę, z której dochodził dźwięk pluskającej wody. – Ten strumyk brzmi, jakby był całkiem płytki. Idź, postój w nim trochę. Woda zmniejszy opuchliznę.

      Podreptał kilka kroków za Brunatną Skórą i usłyszał plusk, gdy kotka wskoczyła do wody.

      – Lodowata! – syknęła z przerażeniem.

      – Świetnie – miauknął. – Opuchlizna zniknie szybciej.

      Nadstawił uszu. Głosy Ostrokrzewiastej Łapy i Lwiej Łapy rozpłynęły się w oddali. Sójcza Łapa cieszył się, że wyznał im tajemnicę, którą ukrywał od tak dawna. Wypowiedzenie tych słów na głos było niczym skradanie się po nieznanym terenie. Każde słowo przypominało stawianie łapy na niepewnym gruncie. Lwia Łapa przyjął to tak, jakby brat wyjaśnił mu coś, nad czym od dawna się zastanawiał. Reakcja Ostrokrzewiastej Łapy była jednak dużo bardziej denerwująca. Siostra martwiła się wyłącznie o to, jak mogą pomóc Klanowi Pioruna, i nie przestawała mówić o kodeksie wojownika, jakby nie rozumiała, że ta przepowiednia oznacza coś o wiele ważniejszego! Ich trójka została obdarzona mocą, która wykracza daleko poza granice ustanowione przez zwyczajne koty.

      Tok jego myśli przerwało raptem warknięcie Brunatnej Skóry.

      – Ta woda jest strasznie zimna.

      – To górska woda.

      – Tego się domyśliłam – mruknęła niecierpliwie. – Nie czuję już łap!

      – No, w takim razie możesz wyjść.

      Z westchnieniem ulgi kotka wyskoczyła ze strumyka i wylądowała tuż obok Sójczej Łapy. Kiedy otrzepywała łapy z wody, szary kocur poczuł na futrze dziesiątki lodowatych kropelek.

      Odsunął się, gdy wzdłuż ogona przeszedł mu dreszcz chłodu. Górski wiatr i zimna woda to nienajlepsze połączenie.

      – Łapa dalej cię boli?

      – Teraz wcale jej nie czuję – odparła Brunatna Skóra. – Właściwie nie czuję żadnej z łap.

      W ich stronę podbiegła Wiewiórczy Lot.

      – Jakaś poprawa?

      – Tak mi się wydaje – odparła kotka z Klanu Cienia.

      Sójcza Łapa poczuł na uchu matczyny język.

      – Wszystko w porządku, maluchu? – zapytała łagodnie, jednak on schylił głowę i mocno się zjeżył.

      – Czemu miałoby być nie w porządku?

      – Pomyślałam, że możesz być zmęczony. To nic złego – zapewniła, siadając obok. – Mamy za sobą naprawdę ciężką przeprawę.

      – Nic mi nie jest – mruknął, słysząc, że matka zamiata ogonem żwirowate skały. Tylko czekał, aż Wiewiórczy Lot wygłosi komentarz, jak trudna musi być ta podróż dla ślepego kota, albo godną mysiego móżdżku pochwałę, jak świetnie sobie radzi Sójcza Łapa w nieznanym terenie.

      Matka jednak go zaskoczyła.

      – Od czasu bitwy wasza trójka jest strasznie milcząca…

      A więc martwi się o nas wszystkich – pomyślał Sójcza Łapa i jego złość natychmiast wyparowała. Bardzo żałował, że nie może uspokoić Wiewiórczego Lotu, ale za żadne skarby świata nie mógł wyjawić jej sekretu, który zajmował ich myśli.

      – Chyba po prostu chcemy już być w domu – mruknął.

      – Jak my wszyscy. – Wiewiórczy Lot oparła pysk na głowie syna, a on otarł się o nią, wdzięczny jak kociak za matczyne ciepło.

      – Wrócili!

      Na krzyk Brunatnej Skóry Wiewiórczy Lot poderwała się z ziemi.

      Sójcza Łapa uniósł nos i wyczuł zapach Ostrokrzewiastej Łapy i Lwiej Łapy. Słyszał też pazury drapiące o kamień, gdy dołączył do nich Bryzowa Łapa. Myśliwi powrócili.

      – Chodźcie zobaczyć, co złapali! – Brunatna Skóra popędziła, by powitać uczniów.

      Sójcza Łapa wiedział już jednak, co upolowali. Zaburczało mu w brzuchu, gdy podążył za wojowniczkami, wciągając nosem smakowite zapachy wiewiórki, królika i gołębia. Wielka szkoda, że trzeba oddać zdobycze Plemieniu.

      Wronie Pióro i Jeżynowy Pazur stali już przy ułożonej naprędce stercie zdobyczy. Burzowe Futro i Potok przystanęli na uboczu, jakby zawstydzał ich prezent, który im wręczano.

      – Ten królik jest tak tłusty, że wyżywi wszystkich przyszłych! – zachwycała się Wiewiórczy Lot.

      – Świetna robota, Bryzowa Łapo – zamruczała Brunatna Skóra.

      Sójcza Łapa czekał, aż uczeń Klanu Wiatru zacznie puszyć się z dumy, jednak ten zacisnął pazury w nerwowym oczekiwaniu. No tak. Czeka, aż pochwali go ojciec – pomyślał Sójcza Łapa.

      – Niezły gołąb – mruknął Wronie Pióro do Lwiej Łapy.

      Bryzowa Łapa aż zesztywniał ze złości.

      – I patrzcie, jaką złapałam wiewiórkę! – zaświergotała Ostrokrzewiasta Łapa. – Widzieliście kiedyś coś równie soczystego?

      – Chodźcie, zobaczcie! – zawołała Brunatna Skóra do Potoku i Burzowego Futra.

      Dwoje wojowników zbliżyło się do sterty.

      – Dziękujemy wam za te dary – miauknął grzecznie Burzowe Futro.

      – Plemię jest wam wdzięczne – dodała sztywno Potok.

      Sójcza Łapa rozumiał, dlaczego są tacy spięci. Przyjmując zdobycze, otwarcie przyznawali się do słabości. W górach trudno było o zwierzynę, odkąd dzielili terytorium z drugą grupą kotów. Sójcza Łapa wyczuwał dumę promieniującą od Burzowego Futra i pomyślał sobie, że górski wiatr porusza serce kocura tak samo mocno, jak porusza jego futrem. Burzowe Futro wydawał się silniejszy i pewniejszy siebie niż wcześniej – jak gdyby zdążył już przywiązać się do grani i jarów o wiele bardziej, niż kiedykolwiek przywiązał się do jeziora. On wierzy, że to właśnie jest jego przeznaczenie – pomyślał Sójcza Łapa. Plemię jest jego klanem. Choć urodził się w Klanie Rzeki i żył w Klanie Pioruna, najwyraźniej dopiero teraz odnalazł swój prawdziwy dom.

      Sójcza Łapa wzdrygnął się z zimna. Wiatr wzmógł się jeszcze bardziej i niósł z sobą wieczorny chłód.

      Na wzgórzach, daleko ponad nimi, rozległo się wycie.

      – Wilki. – Potok zjeżyła się.

      – Nie martw się. Doniesiemy zdobycze do domu – zapewnił ją Burzowe Futro. – Wilki są zbyt niezdarne, by biegać po naszych górskich ścieżkach.

      – Ale po drodze jest wiele otwartych terenów – zauważył Jeżynowy Pazur. – Powinniście już ruszać.

      – Wszyscy powinniśmy wracać do domu – doradził Wronie Pióro. – Zapach zdobyczy przyciągnie drapieżniki.

      Wszystkie koty napięły się nagle, a Sójcza Łapa wyłapał w wietrze dziwny zapach. Po raz pierwszy w życiu czuł wilka. Jego odór przypominał mu zapach psów żyjących przy siedlisku Dwunożnych, ale było w nim coś surowego, aromat krwi i mięsa, nieobecny u zwykłych psów. Na szczęście zapach był bardzo słaby.

      – Są jeszcze daleko – wymamrotał Sójcza Łapa.

      – Ale szybko biegają – ostrzegła Potok. Futro królika otarło się o ziemię, gdy kotka podniosła

Скачать книгу