ТОП просматриваемых книг сайта:
Sfora. Przemysław Piotrowski
Читать онлайн.Название Sfora
Год выпуска 0
isbn 9788381436052
Автор произведения Przemysław Piotrowski
Жанр Триллеры
Издательство PDW
– Ja dziś więcej nie wymyślę. Zostawię ją… – doktor zerknął na zwłoki – …pod opieką Izy. Uczy się do egzaminów i zaproponowała, że w nocy może potowarzyszyć Teresie, aż ta odtaje.
– Ech… – Czarnecki chciał coś powiedzieć, ale tylko się zapowietrzył. Krzywicki był niereformowalny. – Odpocznij, Robert – rzekł po chwili. – Chcę, abyś był jutro w najlepszej formie.
Doktor z charakterystycznym plaśnięciem ściągnął medyczne rękawice, po czym obaj mężczyźni opuścili salę sekcyjną, a krótko później budynek prosektorium. Pożegnali się. Inspektor zajrzał jeszcze na komendę i upewnił się, że przesłuchania świadków idą zgodnie z planem. Zamierzał właśnie jechać do domu, żeby odpocząć, gdy zamykając biuro, natknął się na prokurator Arletę Winnicką. Zaklął w myślach, bo była ostatnią osobą, z którą miał ochotę w tej chwili rozmawiać.
– Dzień dobry, panie inspektorze – przywitała go elegancko ubrana szatynka, spoglądając na niego przez okulary w czerwonych oprawkach; wokół unosił się zapach wyrafinowanych perfum.
– Dzień dobry, pani prokurator. – Winnicka była jedną z niewielu osób z branży, wobec której należało być dżentelmenem w każdym calu. Jemu akurat to odpowiadało.
– Będziemy razem pracować przy tej sprawie i chcę omówić zasady naszej współpracy.
Jeśli czysty układ inspektor – prokurator mu odpowiadał, to pewność siebie tej kobiety i przemawiająca przez nią buta irytowały go nie mniej niż kurs franka. Nic do niej nie miał, ale pewne rzeczy wolał wyjaśnić od razu.
– Zapraszam. – Czarnecki uchylił drzwi i przepuścił wysoką szatynkę.
Rozległ się stukot jej wysokich obcasów. Winnicka położyła na stole torebkę i usiadła, po czym zamaszyście założyła nogę na nogę i wyciągnęła z paczki cienkiego mentolowego papierosa. Czarnecki tylko na to czekał.
– Tu nie wolno palić – oznajmił.
– W takim razie przepraszam. – Winnicka schowała papierosa z powrotem i wsunęła paczkę do torebki.
– Nie chciałbym pani urazić, ale jestem po nieprzespanej nocy i nie ukrywam, że potrzebuję odpoczynku. Jutro o dziewiątej planuję pierwsze spotkanie grupy, a trzy godziny później doktor Krzywicki przeprowadzi sekcję zwłok ofiary.
– Nie czuję się urażona. Doszły mnie słuchy, że ściągnięto pana z urlopu.
– Sam podjąłem decyzję o przyjeździe.
– Hmm… – Winnicka uniosła brwi. – Gest warty docenienia.
– Pani Arleto. Ma pani pytania?
– Pytań nie mam. Pragnę tylko pana poinformować, że nie chcę żadnych nieporozumień. Wszystko przechodzi przez moje ręce. I w zasadzie to tyle.
– Rozumiem. Jest pani konkretna i doceniam to. Ale dla jasności, pani prokurator. W moim zespole rządzę ja. Owszem, według procedur jest pani moją przełożoną, ale to ja podejmuję decyzje i nadaję kierunek śledztwu. Oczywiście będzie miała pani pełen dostęp, ale proszę pamiętać, że wchodzi pani w grono ufających sobie i szanujących się wzajemnie ludzi. I takiej postawy oczekuję od pani.
Winnicka słuchała cierpliwie, ale inspektor widział, że jego twarda postawa zdecydowanie nie jest jej na rękę. Zawsze miała opinię stanowczej i bezkompromisowej prokurator, która dążyła po trupach do celu i pragnęła mieć nad wszystkim całkowitą kontrolę. Ale jego reputacja z pewnością też nie była jej obca i musiała zdawać sobie sprawę, że tym razem będzie musiała nieco spuścić z tonu. Mimo to doceniał gest. Winnicką można było lubić bądź nie, ale z pewnością nie można było jej odmówić zaangażowania w prowadzone śledztwo.
– Pana renoma nie jest przesadzona, inspektorze – rzekła po chwili, po czym wstała i poprawiła spódnicę.
– Tak jak i pani, pani prokurator.
– Jestem pewna, że nasza współpraca będzie udana.
– Podzielam pani przekonanie, pani prokurator.
Winnicka wzięła torebkę i z gracją założyła na ramię. Wyciągnęła zadbaną dłoń w stronę inspektora. Ich spojrzenia się spotkały.
– Pan naprawdę myśli, że to robota kolejnego psychopaty?
– Odpowiem wymijająco. Nie tylko wilki przyłożyły się do śmierci tej kobiety.
– Cóż… wilków oskarżać nie mam zamiaru.
– Tak też myślałem.
Atmosfera nieco się rozluźniła, a inspektor chyba po raz pierwszy dostrzegł na twarzy Winnickiej coś, co mogłoby przypominać uśmiech. Odpowiedział równie wymuszonym grymasem, mimo to poczuł, że oboje wybrnęli z tego starcia z podniesionym czołem. Ponieważ też opuszczał biuro, po drodze do samochodów zamienili jeszcze kilka słów.
Parkując pod blokiem, odebrał telefon od ulubionej profilerki Elżbiety Pałki. Tę kobietę wręcz ubóstwiał, bo nie dość, że miała najwyższe kwalifikacje, to potrafiła myśleć nieszablonowo, a do tego była obdarzona wyjątkową charyzmą.
– O sprawie usłyszałam w schronisku. A w Bieszczadach słabo z zasięgiem – tłumaczyła się Pałka. – W końcu udało mi się złapać sygnał, więc oddzwaniam. I tak, biorę to. Chyba nie muszę wyjaśniać dlaczego.
– Dlatego od razu pomyślałem o tobie.
– Słabo cię słyszę, Romek. Tu naprawdę jest kicha, jeśli chodzi o zasięg. Słyszysz, co mówię?
– Tak.
– W każdym razie możesz na mnie liczyć. Już załatwiłam sobie transport do Rzeszowa. Powinnam zdążyć na pociąg przed północą, to jutro przed południem będę w Zielonej Górze.
– W moich czasach to byłoby niemożliwe. Zwłaszcza w zimie.
– Wiesz… – prychnęła Pałka. – Polska wstaje z kolan czy jakoś tak.
– Podobno. – Inspektor zaśmiał się do słuchawki.
– Przyślij mi tylko wszystkie informacje. W podróży się z nimi zapoznam.
– Oczywiście.
– Romek? Ale naprawdę wilki? To nie jakaś kaczka dziennikarska?
– Powiedzmy, że odegrały w tym pewną rolę.
– Jasny gwint. Ro… tu, w tej dziczy, ale po… Górą? Dobra, kończę, bo …acę zasięg. Widzimy się jutro.
– Dziękuję i do zobaczenia, Elu.
– Pa, Romek.
Chwilę później Czarnecki padł na kanapę i gdyby nie musiał w nocy wstać do toalety, pewnie przespałby w ubraniu aż do rana. Krótko po pierwszej umył zęby, przebrał się w piżamę i usnął w sypialni.
Teraz z parującym kubkiem kawy w dłoni analizował wydarzenia poprzedniego dnia i zastanawiał się, na co położyć nacisk na pierwszym spotkaniu grupy. Cieszył się, że odpadła mu kwestia prokurator, której postawa zdawała się potwierdzać powiedzenie, że „nie taki diabeł straszny, jak go malują”. Pozostawił sobie jednak drobny margines, gdyż nauczony doświadczeniem nie mógł wykluczyć absolutnie niczego. Nawet tego, że ta wysoka, zadbana i pachnąca kobieta nie trzyma w lodówce peklowanych słoików z kawałkami ciała siostry Teresy.
Z zamyślenia