Скачать книгу

mi jeno trzydzieści lat! – rzekł Zagłoba.

      Książę już był także ubrany, gdy wszedł Kmicic, i właśnie szatny w towarzystwie dwóch Murzynów wyszedł był z komnaty. Zostali sam na sam.

      – Daj ci Boże zdrowie, żeś pospieszył! – rzekł książę.

      – Do usług waszej książęcej mości.

      – A chorągiew?

      – Wedle rozkazu.

      – Pewni też to ludzie?

      – W ogień, do piekła pójdą!

      – To dobrze! Takich ludzi mi potrzeba… i takich jak ty na wszystko gotowych… Ciągle to powtarzam, że na nikogo więcej niż na ciebie nie liczę.

      – Wasza książęca mość! nie mogą się moje zasługi równać z zasługami starych żołnierzy, ale jeśli mamy na nieprzyjaciół ojczyzny ruszyć, tedy Bóg widzi, nie pozostanę w tyle.

      – Nie ujmuję ja starym zasług – rzekł książę – chociaż… mogą przyjść takie pericula377, tak ciężkie terminy, że i najwierniejsi się zachwieją.

      – Niech ten zginie marnie, kto od osoby waszej książęcej mości w niebezpieczeństwie odstąpi!

      Książę spojrzał bystro w twarz Kmicica.

      – A ty… nie odstąpisz?…

      Młody rycerz zapłonął.

      – Wasza książęca mość!…

      – Co chcesz mówić?

      – Wyspowiadałem się waszej książęcej mości ze wszystkich grzechów moich, i taka ich kupa, że jeno ojcowskiemu sercu waszej książęcej mości zawdzięczam przebaczenie… Ale w tych wszystkich grzechach jednego nie masz: niewdzięczności.

      – Ani wiarołomstwa… Wyspowiadałeś się przede mną jak przed ojcem, a jam ci nie tylko jak ojciec przebaczył, alem cię pokochał jak syna, którego Bóg mi nie dał i dlatego ciężko mi nieraz na świecie. Bądźże mi przyjacielem!

      To rzekłszy, książę wyciągnął rękę, a młody rycerz uchwycił ją i bez wahania do ust przycisnął.

      Milczeli obaj przez długą chwilę; nagle książę utkwił oczy w oczach Kmicica i rzekł:

      – Billewiczówna tu jest!

      Kmicic pobladł i począł jąkać coś niezrozumiale.

      – Umyślniem po nią posłał, żeby się ta niezgoda między wami skończyła. Zobaczysz ją zaraz, bo jej żałoba po dziadzie już wyszła. Dziś także, choć Bóg widzi, że głowa pękała mi od roboty, mówiłem z panem miecznikiem rosieńskim.

      Kmicic porwał się za głowę.

      – Czym ja się waszej książęcej mości odpłacę? Czym ja odpłacę?…

      – Powiedziałem wyraźnie panu miecznikowi, że taka moja wola, abyście się najprędzej pobrali, i nie będzie ci przeciwny. Przykazałem mu też, aby dziewkę z wolna do tego przygotował. Mamy czas. Od ciebie wszystko zależy, a ja szczęśliwy będę, jeśli cię nagroda z rąk moich dojdzie i daj Boże doczekać, wiele innych, boś ty powinien pójść wysoko. Grzeszyłeś, boś młody, aleś już sławę na polu zdobył niepoślednią… i wszyscy młodzi gotowi wszędy iść za tobą. Dla Boga, powinieneś pójść wysoko! Nie dla takiego to rodu, jak twój, urzędy powiatowe… Zali wiesz, żeś ty Kiszków krewny, a z Kiszczanki ja się rodzę… Trzeba ci jeno statku, na co ożenek najlepsza rzecz. Bierzże oną dziewczynę, kiedy ci do serca przypadła, i pamiętaj, kto ci ją daje.

      – Wasza książęca mość, ja chyba oszaleję!… Życie, krew moja do waszej książęcej mości należą!… Co mam czynić, aby się wywdzięczyć? co? Mów wasza książęca mość! rozkazuj!

      – Dobrem za dobro mi odpłać… Miej wiarę we mnie, miej ufność, że co uczynię, to dla dobra publicznego uczynię. Nie odstępuj mnie, gdy będziesz widział zdradę i odstępstwo innych, gdy się złość wzmoże, gdy mnie samego…

      Tu książę urwał nagle.

      – Przysięgam! – rzekł z zapałem Kmicic – i parol kawalerski daję do ostatniego tchnienia stać przy osobie waszej książęcej mości, mego wodza, ojca i dobrodzieja!

      To rzekłszy Kmicic spojrzał oczyma pełnymi ognia na księcia i aż strwożył się zmianą, która nagle zaszła w jego twarzy. Twarz ta była czerwona, żyły na niej nabrały, krople potu gęsto osiadły na wyniosłym czole, a oczy rzucały blask niezwykły.

      – Co waszej książęcej mości jest? – pytał niespokojnie rycerz.

      – Nic, nic!…

      Radziwiłł wstał, ruszył spiesznym krokiem do klęcznika i zerwawszy z niego krucyfiks, począł mówić gwałtownym, przytłumionym głosem:

      – Na ten krzyż przysięgnij, że mnie nie opuścisz do śmierci!…

      Mimo całej gotowości i zapału Kmicic spoglądał przez chwilę na niego ze zdumieniem.

      – Na tę mękę Chrystusa… przysięgnij!… – nalegał hetman.

      – Na tę mękę Chrystusa… przysięgam! – rzekł Kmicic kładąc palce na krucyfiksie.

      – Amen! – dodał uroczystym głosem książę.

      Echo wysokiej komnaty powtórzyło gdzieś pod sklepieniem: „Amen”, i nastała długa cisza. Słychać było tylko oddech potężnej radziwiłłowskiej piersi. Kmicic nie odrywał od hetmana zdumionych oczu.

      – Teraz jużeś mój… – rzekł wreszcie książę.

      – Zawszem do waszej książęcej mości należał – odparł skwapliwie młody rycerz – ale racz mi wasza książęca mość powiedzieć, racz mnie objaśnić, co się dzieje? Dlaczego wasza książęca mość wątpiłeś o tym? Czyli grozi co dostojnej osobie? Aza378 zdrada jaka, jakowe machinacje zostały odkryte?

      – Zbliża się czas próby – rzekł ponuro książę – a co do nieprzyjaciół, nie wiesz-li to, że pan Gosiewski, pan Judycki i pan wojewoda witebski radzi by mnie na dno przepaści pogrążyć? Tak jest! Wzmaga się nieprzyjaciel domu mego, szerzy się zdrada i grożą klęski publiczne. Dlatego mówię: zbliża się czas próby…

      Kmicic zamilkł, ale ostatnie słowa księcia nie rozproszyły ciemności, jakie obsiadły jego umysł, i próżno pytał sam siebie, co może grozić w tej chwili potężnemu Radziwiłłowi? Wszakże stał na czele większych sił niż kiedykolwiek. W samych Kiejdanch i w okolicy stało tyle wojska, że gdyby był książę miał podobną potęgę, zanim pod Szkłów ruszył, los całej wojny wypadłby niezawodnie inaczej.

      Gosiewski i Judycki byli mu wprawdzie niechętni, ale obydwóch miał w ręku i pod wartą, a co do wojewody witebskiego, zbyt to był cnotliwy człowiek, zbyt dobry obywatel, aby w przeddzień nowej wyprawy przeciw nieprzyjaciołom można się było obawiać z jego strony jakichkolwiek przeszkód i machinacji.

      – Bóg widzi, nic nie rozumiem! – zakrzyknął Kmicic nie umiejący w ogóle utrzymać swoich myśli.

      – Dziś jeszcze zrozumiesz wszystko – odparł spokojnie Radziwiłł. – A teraz pójdźmy do sali.

      I wziąwszy pod rękę młodego pułkownika skierował się z nim ku drzwiom.

      Przeszli kilka komnat. Z daleka, z olbrzymiej sali, dochodziły dźwięki kapeli, której przewodził Francuz sprowadzony umyślnie przez księcia Bogusława. Grano też menueta, którego wówczas na dworze francuskim

Скачать книгу


<p>377</p>

periculum (łac.) – niebezpieczeństwo, tu M. lm pericula: niebezpieczeństwa. [przypis redakcyjny]

<p>378</p>

aza (starop.) – czy, czyżby. [przypis redakcyjny]