Скачать книгу

przysłuchiwała się z założonymi rękami i główką naprzód pochyloną, patrząc z miłym uśmiechem staremu w oczy. Prześlicznie wtedy wyglądała, podobna do pięknego dziecka, które by rade100 jak najprędzej mieć w ręku upatrzoną zabawkę.

      Franciszek swoim zwyczajem długo się namyślał, wyliczając mnóstwo przyczyn, że to prawie niepodobieństwo101, aby naprędce wystarać się o instrument tak rzadki, wreszcie przymilająco pogłaskawszy się po brodzie, rzekł:

      – Ależ pani rządczyni, tam na wsi, wybija wcale niepospolicie na klawicymbałach102 czy też, jak je tam z cudzoziemska inaczej nazywają – ten instrument, co to przy nim śpiewają także tak żałośnie i czule, że oczy się z płaczu czerwienią niby od cebuli, a przy tym chciałoby się skakać na obydwie nogi…

      – To ona ma fortepian? – przerwała mu panna Adelajda.

      – A jużci, mówił stary, prosto z Drezna sprowadzony, jakiś…

      – Pysznie, wybornie! – zawołała baronowa.

      – Jakiś piękny instrument – ciągnął stary dalej – ale to bieda, że trochę za słaby, bo jak organista śpiewał:

      „We wszystkich czynach moich…’’ uderzył tak silnie, że…

      – Ach, mój Boże! – zawołała baronowa i panna Adelajda, że…

      – Że wszystko trzeba było z wielkim kosztem do miasta odstawić do reperacji…

      – Ale już od reperacji sprowadzono? – zapytała niecierpliwie panna Adelajda.

      – A jużci, wielmożna panienko, i pani radczyni będzie sobie uważała za zaszczyt…

      W tej chwili przechodził baron. Zdziwił się widząc nas razem i szepnął baronowej z szyderskim uśmiechem:

      – Czy Franciszek znów dobrych rad udziela?…

      Baronowa zarumieniła się i spuściła oczy, a Franciszek, przestraszony, umilkł i stał jak żołnierz wyprostowany ze spuszczonymi na dół rękami. Nadciągnęły stare ciotki w swych jedwabnych sukniach i uprowadziły baronową ze sobą. Za nimi poszła i panna Adelajda. Zostałem, jak oczarowany. Nie posiadałem się z radości, że zbliżę się do niej, do mojej ubóstwianej, co zawładła całą moją istotą, złościłem się tylko na barona, który mi się wydał dzikim despotą. Bo czyż nie był taki? Czemuż stary, osiwiały sługa tak niewolniczo musiał się zachowywać?

      – Słuchaj no! Spojrzyj przecie na mnie – zawołał stryjeczny dziadek, trącając mnie po ramieniu. Poszliśmy na górę do swoich pokojów.

      – Nie ciśnij się tak bardzo do baronowej – rzekł do mnie, gdyśmy byli sami. – Po co ci? Zostaw to młodym fircykom103, tak chętnym do nadskakiwania, a na nich nie zbywa!

      Opowiedziałem dziadkowi, co zaszło i zapytuję, czy zasługuję na jego wymówki? Nic na to nie odpowiedział, tylko: „hm, hm”, włożył na siebie szlafrok, zapalił fajkę i usadowiwszy się wygodnie w fotelu, najspokojniej mówił o wczorajszych wypadkach na polowaniu, żartując sobie ze mnie, żem tyle razy spudłował.

      W zamku nastała cisza: panowie i panie zajęci byli strojami. Owi muzykanci z rzępolącymi skrzypcami, rozstrojonymi basami i wrzaskliwymi obojami, o których mówiła panna Adelajda, przybyli właśnie i w nocy miał być, ni mniej, ni więcej, tylko bal najformalniejszy. Mój staruszek wolał spoczynek niż zabawę, pozostał więc w swoim pokoju. Ja zaś przeciwnie, wybrałem się na bal. Byłem właśnie już gotów, kiedy z cicha zapukano do drzwi i wszedł Franciszek. Oświadczył mi z uśmiechem, że tylko co sprowadzono na saniach klawicymbały104 od pani rządczyni i wniesiono do pokoju jaśnie wielmożnej baronowej. Panna Adelajda kazała mnie prosić, abym tam zaraz przyszedł. Można sobie wyobrazić, jak mi pulsa105 biły, z jakim wzruszeniem otwierałem pokój, w którym ją znalazłem. Panna Adelajda życzliwie mnie powitała. Baronowa, zupełnie na bal ubrana, siedziała zamyślona przed tajemniczym pudłem, w którym drzemały tony, które ja dopiero zbudzić miałem. Powstała, a piękność jej takim zajaśniała blaskiem, iż długo patrzyłem na nią, nie mogąc słowa wymówić.

      – A teraz, Teodorze (według przyjętego na północy zwyczaju, który również i na odległym południu spotykamy, nazywała każdego po imieniu), instrument już mamy – rzekła do mnie uprzejmie. – Daj Boże, aby się okazał godnym pańskiego talentu.

      Skorom tylko pokrywę otworzył, zachropotało mnóstwo strun pozrywanych, a gdym uderzył akord, dały się słyszeć jakieś niesforne, straszliwe głosy. Struny, które pozostały, były rozstrojone.

      – Znowu widać organista ze swymi delikatnymi rączkami – zawołała, śmiejąc się, panna Adelajda. Baronowa zaś rzekła ze smutkiem:

      – Ach, to prawdziwe nieszczęście! Ja tu widać najmniejszej przyjemności znaleźć nie mogę!

      Przepatrzyłem106 schowanka instrumentu i szczęśliwym trafem znalazłem kilka zwitków strun, ale klucza nigdzie odszukać nie było można. Nowe żale! A kiedy powiedziałem, że każdy klucz zwyczajny może się tu przydać, byle jego ząb przystawał107 do kołeczków, wtedy baronowa i panna Adelajda, ucieszone, zaczęły biegać tu i ówdzie, tak że w niedługim czasie naznosiły mi cały stos różnych stalowych kluczyków.

      Teraz zabrałem się pilnie do roboty: panna Adelajda, a nawet baronowa szczerze mi pomagały, próbując każdego klucza. Jeden z nich zaczął nieźle naciągać. Obie głośno objawiły swą radość. Wtem zasyczała struna i pękła, przestraszone cofnęły się.

      Baronowa swymi delikatnymi rączkami przerzuca ostre druciane struny i podaje mi numery, jakich potrzebuję. Gorliwie trzyma rolki, które ja rozwijam, ale te znów się zwijają. Baronowa się niecierpliwi, panna Adelajda się śmieje, a ja tymczasem idę za rozwijającym się kłębkiem w kąt pokoju i wszyscy razem staramy się całą strunę wydobyć, ale i ta, wyciągnięta, zrywa się. Na koniec, po wielu niemałych trudach, właściwe struny się dobrały i z bezładnego brzęczenia wydobywały się czyste i dźwięczne akordy.

      – Wybornie, wybornie – zawołała baronowa, spoglądając na mnie z miłym uśmiechem. – Fortepian się dostraja.

      Wspólne te zabiegi i trudy razem podjęte szybko rozpędziły chłodną powściągliwość, jakiej etykieta wymaga. Powzięliśmy ku sobie wzajemną ufność, która jak iskra elektryczna wstrząsnęła mną i skruszyła ten straszny przymus, co jak kamień ciążył mi na piersiach. Ów szczególny patos, który zwykle ukazuje się w podobnym do mojego zakochaniu, zupełnie mnie opuścił, toteż gdy fortepian został jako tako nastrojony, zamiast w fantazji wyrazić moje uczucia, jak to sobie wprzód ułożyłem, zacząłem grać owe miłe canzonetty108, które do nas z południa się dostały. A kiedym śpiewał: Senza di te… Sentimi idol mio…109 Albo też: Almen se non poss’io110 i po raz setny: Morrirmi sento111… a jeszcze: Adio112… i Oh dio113… wzrok Serafiny stawał się coraz jaśniejszy. Siadła tuż przy mnie, około fortepianu. Oddech jej dotykał mojej twarzy. Kiedy oparła rękę na poręczy mego krzesła, biała wstążka, która się odczepiła od balowego stroju,

Скачать книгу


<p>100</p>

rad (daw.) – chętny. [przypis edytorski]

<p>101</p>

niepodobieństwo (daw.) – coś niemożliwego. [przypis edytorski]

<p>102</p>

klawicymbał – dawny instrument muzyczny, klawiszowy, strunowy, w kształcie fortepianu, w którym dźwięk wydobywał się poprzez naciśnięcie klawisza, który powodował szarpnięcie struny piórkiem. [przypis edytorski]

<p>103</p>

fircyk —lekkoduch, modniś, elegant. [przypis edytorski]

<p>104</p>

klawicymbał – dawny instrument muzyczny, klawiszowy, strunowy, w kształcie fortepianu, w którym dźwięk wydobywał się poprzez naciśnięcie klawisza, który powodował szarpnięcie struny piórkiem. [przypis edytorski]

<p>105</p>

pulsa (daw.) – tętno. [przypis edytorski]

<p>106</p>

przepatrzyć —tu: przeszukać. [przypis edytorski]

<p>107</p>

przystawać – tu: pasować. [przypis edytorski]

<p>108</p>

canzonetta – krótka, popularna forma muzyczna z XVI i XVII w.; wywodzi się z Włoch. [przypis edytorski]

<p>109</p>

Senza di te… Sentimi idol mio… (wł.) – bez ciebie… usłysz mnie, moja kochana. [przypis edytorski]

<p>110</p>

Almen se non poss’io (wł.) – Jeśli nie mogę, przynajmniej…, kompozycja Vincenza Belliniego do anonimowych słów. [przypis edytorski]

<p>111</p>

Morrirmi sento (wł.) – czuję, że umieramy. [przypis edytorski]

<p>112</p>

Adio (wł.) – żegnaj. [przypis edytorski]

<p>113</p>

Oh dio (wł.) – Och, Boże. [przypis edytorski]