Скачать книгу

rzekł pan Longinus.

      – I pewnie – odpowiedział pan Zagłoba. – Jak będzie nam trzeba przez Dniestr się przebrać313, to waćpan będziesz nas przenosił, jako święty Krzysztof.

      – Dziękuję z duszy waszmościom – rzekł Skrzetuski – i gotowość waszą chętnym przyjmuję sercem. Nie masz to w przeciwnościach nad przyjaciół wiernych, których, jak widzę, nie pozbawiła mnie Opatrzność! Dajże mnie, wielki Boże, odsłużyć waszmościom zdrowiem i mieniem!

      – Wszyscy my jako jeden mąż! – wykrzyknął Zagłoba. – Bóg zgodę pochwala, i obaczycie, iż frukta314 naszych prac niedługo będziemy oglądali.

      – To już nie pozostaje mnie nic innego – mówił po chwili milczenia Skrzetuski – jak chorągiewkę księciu odprowadzić i zaraz w kompanii ruszyć. Pójdziem Dniestrem, hen, na Jampol aż do Jahorlika, i wszędzie będziemy szukali. A gdy, jak mam nadzieję, Chmielnicki już musi być zniesiony lub nim dojdziemy do księcia, zniesiony będzie, przeto315 i służba publiczna nie staje nam na przeszkodzie. Pewnie chorągwie ruszą na Ukrainę, by buntu dogasić, ale się tam już bez nas obejdzie.

      – A poczekajcie waszmościowie – rzecze Wołodyjowski – pewnie po Chmielnickim na Krzywonosa przyjdzie kolej, może więc razem z chorągwiami ku Jampolowi ruszymy.

      – Nie, nam tam trzeba być pierwej – odparł Zagłoba – ale najpierwej odprowadzić chorągwie, by mieć wolne ręce. Spodziewam się też, że książę będzie z nas contentus316.

      – Szczególniej z waćpana.

      – Tak jest, bo mu najlepsze wieści przywożę. Wierzaj mi waćpan, iż nagrody się spodziewam.

      – Więc tedy w drogę?

      – Do jutra musimy spocząć – rzekł Wołodyjowski. – Zresztą niech Skrzetuski rozkazuje: on tu wodzem; ale ja przestrzegam, iż jeśli dziś ruszymy, konie mnie wszystkie popadają.

      – Wiem, że to jest niepodobieństwo – rzecze Skrzetuski – ale myślę, iż po dobrych obrokach317 jutro możemy.

      Jakoż nazajutrz ruszono. Wedle ordynansów318 książęcych mieli się wrócić do Zbaraża319 i tam czekać dalszych rozkazów. Szli więc na Kuźmin, w bok od Felsztyna ku Wołoczyskom, skąd na Chlebanówkę wiódł stary gościniec do Zbaraża. Drogę mieli przykrą, bo padały deszcze, ale spokojną, i tylko pan Longinus, idący w sto koni naprzód, rozgromił kilka kup swawolnych320, które się na tyłach wojsk regimentarskich zebrały. Dopiero w Wołoczyskach zatrzymali się znów na nocny wypoczynek.

      Ale zaledwie zasnęli snem smacznym po długiej drodze, zbudził ich alarm i straże dały znać, że jakiś konny oddział się zbliża. Wnet jednak przyszła wieść, że to Wierszułłowa tatarska chorągiew, zatem swoi. Zagłoba, pan Longinus i mały Wołodyjowski natychmiast zebrali się w izbie Skrzetuskiego, a w ślad za nimi wpadł jak wicher oficer spod lekkiego znaku, zziajany, cały pokryty błotem, na którego spojrzawszy Skrzetuski wykrzyknął:

      – Wierszułł!

      – Jam… jest! – mówił przybyły nie mogąc oddechu złapać.

      – Od księcia?

      – Tak!… O tchu! tchu!…

      – Jakie wieści? Już po Chmielnickim?

      – Już… po… Rzeczypospolitej!…

      – Na rany Chrystusa! co waść gadasz? Klęska?

      – Klęska, hańba, sromota!… bez bitwy… Popłoch!… O! o!

      – Uszom się nie chce wierzyć. Mówże! mów, na Boga żywego!… Regimentarze?…

      – Uciekli.

      – Gdzie nasz książę?

      – Uchodzi… bez wojska… Ja tu od księcia… rozkaz… do Lwowa natychmiast… idą za nami!

      – Kto? Wierszułł, Wierszułł! Opamiętaj się, człowieku! Kto?

      – Chmielnicki, Tatarzy.

      – W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego! – zawołał Zagłoba. – Ziemia się rozstępuje.

      Ale Skrzetuski zrozumiał już, o co chodzi.

      – Na potem pytania – rzekł – teraz na koń!

      – Na koń, na koń!

      Kopyta koni pod Wierszułłowymi Tatarami szczękały już przed oknami; mieszkańcy, zbudzeni nadejściem wojska, wychodzili z domów z latarkami i pochodniami w ręku. Wieść przeleciała całe miasto jak błyskawica. Wnet uderzono we dzwony na trwogę. Ciche przed chwilą miasteczko napełniło się zgiełkiem, tętentem koni, okrzykami komendy i wrzaskiem żydowskim. Mieszkańcy chcieli uchodzić wraz z wojskiem, zaprzęgano wozy, ładowano na nie dzieci, żony, pierzyny; burmistrz na czele kilku mieszczan przyszedł błagać Skrzetuskiego, by nie odjeżdżał naprzód i odprowadził mieszkańców chociaż do Tarnopola321, ale pan Skrzetuski i słuchać go nie chciał, mając wyraźny rozkaz co tchu ruszać do Lwowa.

      Ruszyli tedy i dopiero w drodze Wierszułł, ochłonąwszy, opowiadał, jak i co się stało.

      – Jak Rzeczpospolita Rzeczpospolitą – mówił – nigdy nie poniosła takiej klęski. Nic Cecora322, nic Żółte Wody323, nic Korsuń324!

      A Skrzetuski, Wołodyjowski, pan Longinus Podbipięta aż na karki koniom się kładli, to się za głowy brali, to ręce ku niebu podnosili.

      – Rzecz ludzką wiarę przechodzi! – mówili. – Gdzież był książę?

      – Opuszczony, od wszystkiego umyślnie usunięty, swoją nawet dywizją nie władał.

      – Kto miał komendę?

      – Nikt i wszyscy. Dawno służę, na wojnie zęby zjadłem, jeszczem takich wojsk i takich wodzów nie widział.

      Zagłoba, który nie miał wielkiego afektu dla Wierszułła i mało go znał, począł głową kręcić i cmokać – na koniec rzekł:

      – Mój mości panie! czyli się waćpanu w oczach tylko nie pomieszało lub czyś częściowej porażki za ogólną klęskę nie poczytał, bo to, co powiadasz, całkiem imaginację przechodzi.

      – Że przechodzi, przyznaję, i powiem więcej waści, że szyję bym sobie dał z radością uciąć, gdyby jakim cudem pokazało się, iż się mylę.

      – Bo jakimżeś waść sposobem pierwszy po klęsce w Wołoczyskach stanął? Przecież nie chcę przypuścić, żebyś pierwszy dał drała325? Gdzież są tedy wojska? Którędy uciekają? Co się z nimi stało? Dlaczego uciekający nie uprzedzili waćpana? Na wszystkie owe kwestie na próżno szukam responsu326!

      Wierszułł w każdym innym czasie nie byłby puścił płazem takich pytań, ale w tej chwili nie mógł myśleć o niczym więcej, jak o klęsce, więc odrzekł tylko:

      – Jam pierwszy stanął w Wołoczyskach, gdyż inni uchodzą na Ożygowce; a mnie książę umyślnie pchnął w stronę, gdzie się waćpanów spodziewał, aby was nawałnica nie ogarnęła, gdybyście się za późno dowiedzieli; a po wtóre dlatego,

Скачать книгу


<p>313</p>

przebrać się (daw.) – przeprawić się, przejść. [przypis redakcyjny]

<p>314</p>

frukta (łac. fructa) – owoce. [przypis redakcyjny]

<p>315</p>

przeto (przest.) – więc, zatem. [przypis redakcyjny]

<p>316</p>

contentus (łac.) – zadowolony. [przypis redakcyjny]

<p>317</p>

obrok – karma końska; tu: nakarmienie koni. [przypis redakcyjny]

<p>318</p>

ordynans (z łac.) – rozkaz. [przypis redakcyjny]

<p>319</p>

Zbaraż – miasto w zach. części Ukrainy, ok. 20 km na płn. wschód od Tarnopola. [przypis redakcyjny]

<p>320</p>

kupy swawolne – oddziały nieprzyjacielskie, które odłączyły się od swojej armii. [przypis redakcyjny]

<p>321</p>

Tarnopol – miasto w zach. części Ukrainy, ok. 110 km na wschód od Lwowa. [przypis redakcyjny]

<p>322</p>

bitwa pod Cecorą (1620) – zakończona zwycięstwem wojsk turecko-tatarskich nad Polakami podczas odwrotu, spowodowanego przez niezgodę i niesubordynację polskich magnatów; do niewoli dostał się wówczas m.in. Bohdan Chmielnicki; Cecora – miejscowość w pn.-wsch. Rumunii. [przypis redakcyjny]

<p>323</p>

Żółte Wody – uroczysko i futor kozacki nad rzeką Żółtą w płd. części Ukrainy; dziś miasto z kopalniami rud żelaza i uranu, położone ok. 100 km na zachód od Dniepropietrowska; bitwa pod Żółtymi Wodami (1648) zakończyła się klęską wojsk polskich. [przypis redakcyjny]

<p>324</p>

Korsuń (dziś ukr.: Korsuń-Szewczenkiwskij) – miasto na środkowej Ukrainie nad rzeką Roś, w średniowieczu zamek władców kijowskich, w XVII w. rezydencja Wiśniowieckich; w bitwie pod Korsuniem (1648) Kozacy Chmielnickiego wraz z Tatarami zwyciężyli wojska polskie. [przypis redakcyjny]

<p>325</p>

dać drała – dać drapaka, uciec. [przypis redakcyjny]

<p>326</p>

respons (z łac.) – odpowiedź. [przypis redakcyjny]